Koniec starego i początek nowego roku obowiązkowo spędzam poza domem. Taki stan rzeczy jest już od kilkunastu lat.... To poza domem znaczy zawsze w górach. Początki były na Biskupiej Kopie. 2004/05 było nas na szczycie ze trzydzieści osób, było przyjemnie i klimatycznie. Niemal wszyscy się znali.... Później był epizod z najwyższym szczytem Jesioników - Pradziadem..., a teraz przyszła pora na kolejną zmianę miejscówki. Z bardzo dużym wyprzedzeniem mieliśmy zarezerwowane kilka pokoi w schronisku na Szrenicy.
Samochód parkujemy w najbliższym możliwym miejscu szlaku czerwonego wiodącego na Szrenicę. Szybko przemierzamy odcinek do wodospadu Kamieńczyk. Ludzi ogrom. Niestety w dużym procencie nieprzygotowani nawet na tak krótką trasę ja ta do schroniska Kamieńczyk. Podejście lekko oblodzone i turyści walczą desperacko z przyczepnością ;)
Za schroniskiem znajduje się punkt poboru opłat za wstęp do KPN. Zakupujemy po bilecie i kontynuujemy marsz w górę. Od tego miejsca turystów zdecydowanie mniej. Szlak znacznie bardziej przyjemniejszy. Robimy stosowne przerwy bo nie za bardzo jest się gdzie śpieszyć.
Prognozy pogody są mało optymistyczne, a raczej powiedziałbym, że bardzo złe. Temperatura powietrza ma znacząco wzrosnąć, ma wiać i padać deszcz. Już na hali szrenickiej wchodzimy w chmury i taki stan rzeczy będzie przez kolejne dwa dni aż do momentu gdy zejdziemy na powrót do Szklarskiej ;)
W schronisku na hali szrenickiej spędzamy dość sporo czasu. Nie ma się gdzie śpieszyć. Zachodu słońca dziś nie przewidziano w pogodzie, a do celu pozostało nam ze 30 minut drogi ;)
Ze schroniska wychodzimy gdy zaczyna się ściemniać. Pogoda jeszcze bardziej siada jak to mówią. Zaczyna wiać bardzo silny wiatr utrudniający znacząco wędrówkę naprzód.
W schronisku na Szrenicy impreza integracyjna do późna w nocy.
Z racji prognoz pogody nic nie planujemy tzn. planem na na ostatni dzień roku jest dotarcie co najwyżej do najbliższego schroniska po czeskiej stronie - Voseckiej Boudy. Mało ambitne bo to raptem 800 metrów w jedną stronę :D Jednak siąpiący deszcz i silny wiatr spowodował, że na miejsce dotarliśmy kompletnie przemoczeni.
A Vosecką boude pamiętam z niezbyt dobrej atmosfery. Tym razem było zupełnie inaczej, a to za sprawą nowej obsługi. Nawet piwo na wynos dało radę nalać do 2litrowych butelek ;)
Później czeka nas jeszcze wyzwanie w postaci powrotu na Szrenicę :D Z tym już nie ma problemu bo deszcz ustał.
A na Szrenicy impreza sylwestrowa, ale zajęcia są w podgrupach bo schronisko nic nie organizuje ;) Na rozmowach mija nam czas do północy. Wychodzimy jak większość przed schronisko. Nic nie widać, śnieg bardzo szybko topnieje, a wiatr dosłownie wywraca ludzi. Toast kilka zdjęć i uciekamy do środka.
Wewnątrz Przemek oświadcza się Karinie. Męska część ekipy była wcześniej dobrze poinformowana o tym wydarzeniu. Pamiątkowa sesja foto i zasiadamy do dalszych konwersacji....
Główną salę opuszczamy chyba jako ostatni. Wychodzę na zewnątrz z nadzieją na nocną sesję foto. Złudne to było. Ciągle chmury, ciągle wiatr...
Nazajutrz decyduję podskoczyć chociaż na Śnieżne Kotły tak by nie siedzieć bezczynnie. Pogoda nadal beznadziejna chociaż temperatura delikatnie spadła i zaczyna osadzać się na wszystkim szadź.
Na całej trasie spotykam dwóch Czechów na skiturach. Widoczność czasami wzrastała do około 50 metrów ;)
W drodze powrotnej nie robię już zdjęć bo i tak g.... widać. Niemal całą trasę powrotną biegnę by zdążyć dołączyć do ekipy na zejściu. Łapię ich w schronisku na hali szrenickiej.
Po dłuższej chwili schodzimy do Szklarskiej. Tam obiad i pozostanie jeszcze grubo ponad 200 km do domu. Jak na złość wypogadza się, jest pełnia. Nie mogło tak być choć przez kilka godzin tam w górach ?
Link do galerii: https://photos.app.goo.gl/cCqb9sbYIKXPEjOv1
Cóż za emocje na zdjęciach przy oświadczynach, takie "yes, yes, yes" :D
OdpowiedzUsuń