Strony

środa, 5 września 2018

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 1 - 328 km na początek ;) - 14.07.2018

Na tegoroczny wypad rowerowy miałem kilka pomysłów. Jednak już dawno temu powiedziałem sobie, że nie będzie nigdy więcej żadnego wcześniejszego planowania bo i tak później wszystko mi się sypie ;) Większość moich wypadów to ostatnio zwykły zbieg okoliczności. Wyznaczam przede wszystkim punkt docelowy, a którędy tam dotrę nie ma już dla mnie większego znaczenia.

Na tegoroczny dwutygodniowy wypad rowerowy już wcześniej zapisał się Grzesiu. Chyba się już pogodził z formą podróży rowerem jaką preferuję ;) I jest to jak na razie jedyna osoba , która nie ma lęku przed takim wypadem...


Wcześniej myślałem by w tym roku zaliczyć kraje Beneluksu + Francja. Jednak gdy swój akces w wyprawie zgłosił Grzesiu to wiedziałem, że to kierunek który go nie interesuje. Nic nie konkretyzujemy odnośnie wyprawy. Jedyne co to zaznaczam, że chcę odwiedzić Serbię bo to kraj bałkański którego jeszcze nie dane mi było odwiedzić. Jedziemy więc standardowo na południe, na Bałkany...

Jedyny plan wyjazdu to 200 km dziennie. Jak się później okazało było to bardzo trudne do osiągnięcia. Trasę na konkretny dzień de fakto wymyślaliśmy dzień wcześniej, a często zmiana następowała dosłownie już w trakcie jazdy. Wszystko zależało np. od pogody lub od zwykłego "widzimisię"....

Przygotowań sprzętowych do wyjazdu nie było żadnych(poza wymianą opon na nowe). Zamontowałem bagażnik, założyłem sakwy, do których spakowałem swój standardowy ekwipunek wyprawowy i wio na południe !

Umawiamy się, tym razem we Frydku na rynku. Ja wyruszam około pierwszej w nocy by na miejscu być w okolicach wschodu słońca. Pogoda dopisuje i dość dobrze mi się jedzie po nocy. O świcie odwiedzam Bilovec. Większość zabytkowej zabudowy pochodzi z okresu renesansu ale np. pałac został przebudowany w duchu baroku. Ratusz natomiast pozostał w oryginale.



W północnej części rynku stoi kościół św. Mikołaja, a na środku pomnik na cześć wyzwolicieli zza wschodniej granicy...



Mijając stawy w okolicy Odry widać już ładnie Beskid Śląsko-Morawski. Jednak najwyższe szczyty pasma skryte są w chmurach.




We Frydku jestem z kilkuminutowym poślizgiem czasowym. Trochę się zdziwiłem, że Grzesiu jeszcze nie dotarł. Próbuję dzwonić, ale abonent niedostępny.... Okazało się, że owszem dotarł na miejsce  wyznaczonym czasie, ale podjechał na rynek w drugiej części czyli w Mistku i o zgrozo okazało się, że wszystkie jego pakiety minut czy smsów nie są dostępne poza granicami kraju i musiał znaleźć wifi by móc doładować sobie konto w telefonie....

W końcu dociera na miejsce. Jemy śniadanie, pijemy pierwsze piwo na tym wypadzie i ruszamy trasą rowerową wzdłuż rzeki Ostravica na południe.




Pierwszym dzisiejszym wyzwaniem jest podjazd na przejście graniczne ze Słowacją w miejscowości Konečná. Pogoda zmienia się. Zanosi się na burzę(zresztą tak było w prognozach pogody).




Gdy nie masz statywu bardzo dobrze zastępuje go puszka po piwie ;)


Na przełęczy działa niewielki bufet. Można kupić piwo, a to aktualnie najważniejsze :p




Niestety z piciem piwa musimy się śpieszyć bo deszcz nadciąga.... Uciekamy, nieskutecznie. Już po kilkuset metrach zaczyna lać i to tak konkretnie. Stoimy kilkanaście minut pod jakimś zadaszeniem w oczekiwaniu aż ustanie. Przejeżdżamy przez Turzovke i zaczynamy podjazd na przełęcz Semeteš. Oj zapiekły łydy na podjeździe. Jednak najważniejsze, że wyszło słońce i jezdnia szybko zaczęła schnąć.





Po szybkim zjeździe zatrzymujemy się w mieście Bytča. Byłem tutaj wiele lat temu.

Niewielkie miasteczko, ale wiele tu ciekawych zabytków. Przede wszystkim na uwagę zasługuje renesansowy pałac wybudowany na fundamentach wcześniej stojącej w tym miejscu twierdzy. Masywna budowla o czworokątnym rzucie poziomym z dziedzińcem w środku oraz arkadami i okrągłymi basztami cieszy oko turystów niemal niezmienioną formą od czasu swego powstania.



Na początku XVII wieku Juraj Thurzo buduje pałac ślubów jedyny tego typu obiekt na terenie obecnej Słowacji. W pałacu tym odbyły się uczty weselne jego siedmiu córek. Jednak w historii tego obiektu są również mroczne czasy. Chociażby była tu sądzona Elżbieta Batory czasami nazywana najsłynniejszą seryjną morderczynią w historii lub też "wampirem z Siedmiogrodu”.




Na rynku również wiele renesansowych kamienic. Przez środek przebiega odnoga kanału wodnego. Pełno w nim ryb, które "żebrzą" za jedzeniem ;)




W mieście jest też synagoga wybudowana w stylu neoromańsko-mauretańskim. Obecnie w opłakanym stanie.



Pora ruszać dalej. Tym razem wzdłuż najdłuższej rzeki Słowacji - Wagu. Tendencja delikatnie w dół, więc jedziemy dość szybko. Kilometrów przybywa. Ciężkie granatowe chmury pozostały nad górami.
W miasteczku Považská Bystrica planowa przerwa na piwo w knajpie. Okazuje się, że serwują tam produkt niewielkiego browaru z Terchovej. Piwo smakuje rewelacyjnie ! Jeden miejscowy pyta się czy nam smakowało, a gdy zgodnie stwierdziliśmy że tak to postawił nam po jeszcze jednym :D





Po trzydziestu kilometrach docieramy do Dubnicy nad Vahom. Jedyne miejsce, które odwiedzamy to pałac z przełomu XVI/XVII wieku. Obiekt częściowo zrekonstruowany. Reszta czeka na lepsze czasy.





Dosłownie kawałek dalej odbijamy na Trenčianske Teplice.  Jest to jedno z najstarszych, a jednocześnie najpopularniejszych uzdrowisk na Słowacji. Pierwsze wzmianki na temat tutejszych wód termalnych pochodzą już z XIII wieku. Natomiast rozkwit uzdrowiska przypada na XIX wiek.




Na deptaku ludzi bardzo wielu. Ciekawa sprawa, że nie ma tu zakazu poruszania się rowerem tak jak to przeważnie bywa w podobnych uzdrowiskach. Fajnie bo szybciej można objechać cały kompleks. A jest tutaj wiele ciekawych obiektów zarówno pamiętających XIX wiek jak również pochodzących już z okresu powojennego.






W parku zdrojowym można się natknąć na wiele pomników oraz współczesnych rzeźb.





Zbliża się zachód słońca. Czeka nas teraz przedostanie się przez Góry Strażowskie. Co prawda przełęcz, którą planujemy zdobyć wysokością nie grzeszy, ale ten stromy podjazd nieźle odczuły już zmęczone nogi. W końcu pracują już od 300 kilometrów....


Na przełęczy zagaduje nas pewien Słowak. Pytania oczywiście standardowe. Dokąd, po co, gdzie będziemy spali etc. Szczególnie interesuje go forma noclegu w hamaku. Zdecydował się nam potowarzyszyć przez jakiś czas. W sumie to dość sporo kilometrów pokonaliśmy wspólnie. Jak na gościa w sandałach to 35-40 km/h było niezłym wynikiem. I tak wieziemy się za nim aż do miejsca gdzie mieszka czyli gdzieś przed miastem Banovce nad Bubravau. W między czasie przyłącza się do nas jeszcze jeden rowerowy turysta ale ten to nie odezwał się nawet słowem przez cały czas. Gdy zostaliśmy bez pilota Grzesiu utrzymuje wcześniejsze tempo jazdy. Dziś już zbyt wiele nie przejedziemy. Mapa mówi, że gdzieś na obrzeżach miasta Topoľčany jest wieża widokowa, a takie obiekty to z reguły dobre miejsca na biwak. Problem w tym iż jest to w parku przy dużym osiedlu mieszkalnym i bardzo wielu ludzi się tam kręci. Jedziemy, więc dalej jakimiś zadupiami i wynajdujemy miejscówkę gdzieś głęboko w krzakach....

Myślałem, że pierwszego dnia uda się zrobić trochę więcej kilometrów, ale nie oszukujmy się 328 kilometrów na mtb, a do tego sakwy oraz ciężki plecak to i tak całkiem sporo :)



Tradycyjnie po większą ilość zdjęć zapraszam do galerii:

 https://photos.app.goo.gl/nkyhcQ7juiWUGFqk7

cdn....

Przeskok do kolejnej części relacji.... ===> dzień 2<===

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz