Strony

piątek, 28 września 2018

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 5 - Przez Serbię.... - 18.07.2018

Miejscówkę na noc to tym razem sobie trochę kiepską wyszukaliśmy. Leżymy na trawie, nie bezpośrednio, a na płachcie biwakowej i w śpiworach. W nocy jest cieplutko, może nawet za bardzo. Nie ma za to w ogóle komarów jak poprzedniej nocy. I gdyby nie jakiś koszmar, który zbudził Grzesia to noc mija nad wyraz spokojnie. Nie pytajcie co mu się śniło bo sam tego zdarzenia nie pamięta, ale gdy się wybudził to z jego ust poleciała całkiem soczysta wiązanka ;)

A z rana budzę się dość wcześnie. Widząc, że zanosi się na deszcz szybko się zwijam. Na szczęście skończyło się tylko na kilku kroplach. Grzesiu też całkiem szybko się zbiera, ale i tak trwa to 40 minut dłużej jak u mnie :P



Początek dzisiejszej trasy wiedzie po zupełnie nieciekawej okolicy. Przejeżdżamy ciągle przez niewielkie miejscowości, bardzo zaniedbane zresztą. Męczymy się strasznie na tych wrednych podjazdach. Widoków też nie ma. Decydujemy się wrócić na główną drogę.


No dobra, jeden się trafił...


Drogą krajową jedzie się znacznie lepiej bo jest w zasadzie po równym. Nie tak jak to było na początku dnia. Jednak natężenie ruchu jest nieporównywalnie większe, ale droga na tyle szeroka, że nie ma większego zagrożenia dla rowerzystów.

W miejscowości Draginje pauza na zakupy. Szczególnie rozchodzi się nam o płyny ;) Siadamy przed sklepem i wypijamy po piwku. Podobnie robią miejscowi bo cała okolica aż zasłana kapslami od piwa. Ja swoje kapsle zabieram ze sobą bo je kolekcjonuję ;) W ogóle cała okolica bardzo zaśmiecona.



Ta przyjemna jazda kończy się. Ukształtowanie terenu staje się bardzo pofałdowane. Zaczynają się bardzo  strome podjazdy, ale i szybkie zjazdy. W miejscowości Koceljeva miała być planowa kąpiel w rzece, ale rzeka okazała się kompletnym syfem. Wolałbym się umyć w kałuży ! Zaliczamy kolejne wzniesienie, a po zjeździe na dół trafiamy na znacznie mniejszą rzekę. Na mapie podpisana jako Ub. Tutaj dla odmiany woda jest krystalicznie czysta, więc obowiązkowa kąpiel i pranko.




Docieramy do Valjeva. Trochę pogoda nam się kaszani, ale na deszcz się nie zanosi. Podstawowa sprawa to zakupy oraz darmowe wifi coby się podzielić wrażeniami ostatnich dwóch dni ze światem ;)
Z wifi jest trochę problem, ale w końcu udaje się połączyć z siecią. Przy okazji objeżdżam miasto. Przez pewien moment zaczyna dość mono wiać. Poprzewracało wszystkie parasole w okolicznych knajpach.









Opuszczając miasto trochę pochrzaniliśmy trasę i trzeba było się nam trochę wrócić. Teraz mimo głównej drogi trasa staje się bardzo trudna. Już na samym wyjeździe z miasta jest masakrycznie stromy podjazd ! Na znaku widnieje wartość 6-8%, a licznik wskazywał 13 % Zastanawiałem się kto tak poprowadził trasę, że musi zaliczyć wszystkie najwyższe wzniesienia w okolicy !


Strasznie dzisiaj ubywa mi energii na tej trasie. Stres też coraz większy bo na drodze niesamowicie duży ruch ciężarówek. Z tego co zauważyliśmy to w okolicy jest sporo kamieniołomów i pewnie z nich wszystkie wożą urobek. Mijamy największe wyrobisko i nagle cały ruch na drodze zupełnie ustał. Robimy przerwę przed kolejnym stromym podjazdem.





Na przełęczy szybkie dwie foty i zjazd. Dzisiaj pokonanych kilometrów mamy bardzo mało jak na tą godzinę, ale z przełęczy będzie dość sporo do przejechania z góry, więc trochę się podgoni z tym dystansem ;)




25 kilometrów dość szybko pokonujemy. Docieramy do Kosjeric. Robimy niewielkie zakupy i szukamy knajpy gdzie będzie można napić się piwa i podładować telefony. Jest klimacik. Panuje senna atmosfera. Ludzie spacerują nigdzie się nie śpiesząc, więc i my się nie śpieszymy. I tak pada drugie, a potem trzecie piwo. Trochę dużo, ale co poradzić jak się chce pić ;)




W końcu po prawie dwóch godzinach trzeba jechać dalej. Za daleko nie pojedziemy bo po nocy jazdy nie będzie, ale jeszcze ze 30 kilometrów powinniśmy pokonać.






Wychodzi słońce, ale już nie długo zajdzie za horyzont. Na razie cieszymy się dobrą pogodą. Już sporo po zachodzie słońca docieramy do Pożegi.




Zatrzymujemy się w centrum i staramy się wynaleźć miejscówkę na nocleg przeczesując mapę. Kalkulujemy też czy zdążymy jeszcze opuścić miasto przed nadciągającym deszczem.




Fajna sprawa, że w Serbii sklepy są pootwierane do późnej godziny. Robimy spokojne i dość spore zakupy w sieciówce i jedziemy za miasto gdzie dopada nas konkretna ulewa ! Bez kalkulacji wybieramy pierwszą lepszą polną drogę i wspinamy się do widocznego lasu. Dzisiaj trzeba rozwiesić płachty biwakowe, a z tym będzie trochę problem bo miejscówka znajduje się na bardzo stromym zboczu wzniesienia. Deszcz na moment ustaje i możemy na spokojnie rozbić biwak. Dzisiaj bardzo marny dystans, zdaje się, że najgorszy mój podczas podobnych wielodniowych wypadów. Jak się w późniejszych dniach okaże będzie jeszcze gorzej z dystansem dziennym ;)





Link do marnej galerii:  ==>LINK<==

cdn....

Kolejna część relacji  ==> LINK <==

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz