Strony

wtorek, 16 października 2018

IV Zlot GBG - Beskid Mały - 08-09.09.2018

W naszym przypadku Zlot rozpoczął się w sobotę bardzo wcześnie rano. Spowodowane było to tym iż na miejsce tj. na Potrójną w Beskidzie Małym mamy najdalej ze wszystkich osób. Nie bez znaczenia jest również rzecz, że zdani jesteśmy na komunikację publiczną. Akurat tak się składa, że mamy bezpośredni autobus, którym możemy dotrzeć na miejsce i wybrać jedną z opcji wyruszenia na szlak czyli Bielsko Biała, Kęty lub Andrychów. Z tego ostatniego miasta już kiedyś startowałem, więc na starcie ono odpada. Decydujemy się wyruszyć na szlak z BB.



Prognozy na sobotę są złe bo ma padać deszcz. Nie zabieram tym razem drona w obawie przed wilgocią. Będę żałować tej decyzji następnego dnia....Autobus, którym jedziemy przestawia audi w Nowej Cerekwi. Jakiś gówniarz wymusił pierwszeństwo i za karę ma teraz wgniecione tylne drzwi ;)

Na miejscu w BB jesteśmy jednak o czasie. Tutaj jeszcze nie pada, ale widać że zaraz zacznie. Posiłek w jakimś fast foodzie i bierzemy taxi na Straconkę bo nie chce się nam dreptać kilku kilometrów przez miasto ;)

Wysiadamy na początku małego szlaku beskidzkiego. Szybko ubieramy peleryny bo zaczyna padać. Gdy się ubraliśmy stwierdzam: "To teraz może przestać padać" no i przestaje.... ;)




Ciągniemy czerwonym szlakiem na Gaiki, a potem na Groniczek. Co prawda słońca dziś jak na razie nie ma, ale jest za to bardzo klimatyczna mgiełka. Wbrew pozorom czasami lubię takie mistyczne warunki :)




Plan był taki, że chcieliśmy przejść całą trasę po szlaku czerwonym jednak zanim dotarliśmy na Hrobaczą Łąkę zaczęło padać i to tak konkretnie. Deszcz to chyba najgorsza rzecz jaka może mnie spotkać na szlaku/rowerze. Zresztą z Hrobaczej uciekały dziesiątki osób nieprzygotowane na taką aurę....

Postanawiamy odpocząć chwilę w schronisku.




Gdy przestaje padać ruszamy dalej. Straciliśmy trochę czasu i dlatego teraz schodzimy szlakiem żółtym nad jezioro międzybrodzkie. Pogoda się poprawia.




Przekraczamy Sołę po zaporze na drugi brzeg i ponownie idziemy czerwonym szlakiem. Rozpoczynamy strome podejście na Górę Żar.





Na górze jedna wielka komercha. Pewnie znaczna większość osób okupująca szczyt dostała się tu inaczej aniżeli na własnych nogach. W każdym bądź razie jak w takim obuwiu w jakim byli niektórzy raczej nie wybrałbym się w góry.... Odpowiednie służby też zapomniały od czego są i kosze na śmieci są tak przepełnione, że wszystko wala się w koło....




Trochę byłem zaskoczony faktem, że górny zbiornik elektrowni jest najzwyczajniej ogrodzony :/


Idziemy na Kiczerę. Chwile ze słońcem są coraz dłuższe. Chociaż dzień i tak chyli się już ku końcowi....




Ogólnie trochę trasa nudnawa, mało widokowa, a ja za takimi nie przepadam ;) Zdecydowanie wolę jakieś widoczki, a tych tutaj jak na lekarstwo.



W okolicy zachodu słońca docieramy na przełęcz Kocierską i pozostanie nam do pokonania ostatni odcinek na Potrójną.




Nie wiem jak to się stało, ale obaj z Dawidem sobie ubzduraliśmy, że Zlot odbędzie się tam gdzie poprzednim razem czyli w chatce pod potrójną, więc najzwyklej w świecie tam schodzimy. Trochę byłem zdziwiony, że tam nie widzę nikogo znajomego. Chwila posiadówy z ekipą przy ognisku i sprawdzamy czy czegoś nie przeoczyliśmy w zaproszeniu na Zlot. I faktycznie zlot jest "na Potrójnej", a nie "pod Potrójną" ! No cóż jak to mówią " kto nie ma w głowie, ten ma w nogach" ;)

Wracamy na górę, już we właściwe miejsce. Przynajmniej kilometrów trochę nabiliśmy bo dzisiaj wyszło nam około 33 ;)

W chatce spora ekipa forum Góry bez Granic. Chyba nikt się nie spodziewał, że będzie nas dzisiaj tak wielu ;)

Integracja przebiega w iście pokojowej atmosferze(choć słyszałem, że co niektórzy mają tylko "w zawieszeniu" wpier... ;) ). Są dwa fronty. Jeden przy ognisku, a drugi w chatce. Szkoda, że nie udało się zwołać całej ekipy na wspólne zdjęcie. Niech ci, których na zdjęciach nie ma żałują :P




W nocy się wypogodziło i kilka osób zadeklarowało, że wstanie na wschód słońca. Nikt tego nie zrobił, mimo że budziki dzwoniły ;) Zwlekam się gdy słońce jest już dość wysoko nad horyzontem i idę na szczyt Potrójnej gdzie już focą Witek i Dawid.

Okazuje się, że rozładował mi się akumulator w aparacie. Lece po zapasowy, a ten został w domu ! No i klops. Trzeba będzie focić telefonem ;)





Szkoda, że zostawiłem drona w domu bo warunki są naprawdę fajne i tylko szkoda, że musimy już powoli się zbierać bo autobus powrotny mamy dość wcześnie. I tylko przez takiego jednego spóźniliśmy się do Rzyk na busa do Andrychowa !

Idziemy, więc z buta i postanawiam łapać po raz pierwszy w życiu stopa. Udaje się za drugim razem, a na pytanie do kierowcy "dokąd pan jedzie" ten odpowiada "do oporu" i właśnie tym sposobem jesteśmy odstawieni bezpośrednio na dworzec autobusowy w Andrychowie !

Teraz pozostaje już odespać minioną noc w autobusie powrotnym do domu ;)

Trochę fotek w albumie.....

https://photos.app.goo.gl/MRwPC4aYKi5WimVs7



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz