Strony

wtorek, 13 czerwca 2017

Na zachodnich rubieżach Moraw - 28.05.2017

Po sobotnim wyścigu na Pradziada i całkiem solidnej wycieczce po okolicznych górkach wymyślam sobie na niedzielę trochę dłuższy trip, taki by na liczniku pokazało się 300 km ;)

Wyjazd z domu około pierwszej w nocy bo trzeba zaliczyć w końcu jakiś wschód słońca w górach. Tradycyjnie nowy dzień witam na najwyższym szczycie Moraw czyli na Pradziadzie. Pewnie wybrałbym jakąś inną górkę, ale mam duży sentyment do tego szczytu.  Asfalt wiodący na szczyt też był mi na rękę bo wybieram kolarkę :)

Po samym wschodzie spodziewałem się znacznie więcej. Poprzedniego dnia ładnie widoczne były chociażby Karkonosze, a dzisiaj jest przysłowiowa "kicha" :/




O dziwo widoczność poprawiła się już po wschodzie słońca i pokazały się Beskidy, a nawet Mała Fatra !


Śniadanie, kilka klasycznych kadrów i rozpoczynam zjazd. Ten był z kolei mało przyjemny bo temperatura zaledwie 3 stopnie powyżej zera...




Przy zupełnych pustkach na drogach kieruję się na Rymarov. Tam chwila przerwy na rynku i jadę dalej, tym razem wybieram trasę na Rešov.




Rešov słynie przede wszystkim ze znajdujących się w okolicy wodospadów na rzece Huntavie. Mieszkańcy mają ciekawe pomysły na kwietniki ;)



Nad wodospadami nigdy jeszcze nie byłem. Nie będę i  tym razem bo jednak mam inne plany na dzisiaj. Jadę trasą rowerową do wsi Dlouhá Loučka. W większości jest stary zniszczony asfalt, ale są momenty gdzie warstwa bitumiczna zniknęła zupełnie i trzeba męczyć się po luźnym kamieniu ;)


Obieram kierunek na Uničov. Miasto odwiedzałem już wiele razy, ale tak bardzo mi się ono podoba, że i tym razem podjeżdżam na rynek. Na placu Masaryka dominującym obiektem jest ratusz. Poza tym kolumna maryjna z 1729 roku i kilka fontann.



Teraz szybka teleportacja do Litovela. Zakupy i śniadanie w parku. Później podjeżdżam na rynek. Często przejeżdżam przez miasto, kiedyś nawet byłem na rynku, ale miałem pecha bo cały główny plac był w remoncie, a i pogoda była wówczas beznadziejna. Tym razem pogoda po prostu "miodzio" ;)


Ratusz pochodzi z 1557 roku. Wieża ratuszowa imponującej wysokości 64,5 metra. Ciekawostką jest, że budynek ratusza stoi nad ramieniem rzeki Morava. W ogóle Nečíz przepływa pod całym rynkiem.



Przemykam pod autostradą i po chwili jestem w Chudobinie. To licząca zaledwie 220 mieszkańców wieś, ale za to znajdują się tutaj aż trzy świątynie - prawosławna pod wezwaniem Cyryla i Metodego.


Husycka pod tym samym wezwaniem co poprzednia świątynia. W kopule wieży znajduje się duża kolonia nietoperzy.


I trzecia świątynia we wsi. Ta z kolei rzymskokatolicka pod wezwaniem św. Franciszka.


A tuż obok park z pałacem. Empirowy obiekt został postawiony w 1847 przez mieszczański ród Terschów. Stoi w miejscu wcześniejszej twierdzy.



Zabudowania gospodarcze chyba całkiem niedawno przeszły remont. Wszystko jest zamknięte na głucho.



A ja lecę dalej na Konice. Teraz ostro pod górę. Na drodze pustki bo ta jest wyłączona z ruchu ze względu na prowadzone remonty.  Konice jednak tym razem nie są moim celem. Odbijam na Javoříčko. Miejscowość słynie bardziej ze znajdującej się tutaj jaskini..., ale warto również wspomnieć o tragedii, która wydarzyła się we wsi 5 maja 1945 r.



Miejscowość została spalona 5 maja 1945 roku przez niemieckie oddziały, których rdzeń stanowiły jednostki SS z siedzibą w grodzie Bouzov. Od godziny 9 rano palono po kolei zabudowania. Kobiety i dzieci wypędzono, a mężczyzn rozstrzelano. W sumie życie straciło 38 mężczyzn, najmłodszy w wieku 15 lat, najstarszy 76 lat. Ponoć był to odwet za współpracę mieszkańców z oddziałami partyzantki...

Pomnik wybudowano przy okazji 10 rocznicy spalenia miejscowości. Miejsce pamięci tworzy prostokątna platforma z gładkich kamieni ciosanych z wykutymi nazwiskami ofiar.



Dalej wiedzie już tylko ścieżka rowerowa. I choć jest zupełnie nowy asfalt to przejechać tędy pojazdami mechanicznymi nie można. Wzdłuż rzeki Třebůvka jadę na zachód. Vranova Lhota to kilka pomników upamiętniających ofiary obydwu wojen światowych, kilka krzyży i kapliczek. Na wylocie z miejscowości ciekawy krzyż pokutny w kształcie litery "T".




W drodze do Jevíčka przejeżdżam przez Chornice.


A Jevíčko to ładne miasteczko z bardzo rozległym rynkiem, standardowo wybrukowanym. Oferuje nam kilka ciekawych zabytków jak chociażby barokowy kościół Wniebowzięcia NMP.,  renesansowy pałac, czy chyba najbardziej wartościowy zabytek jakim jest miejska wieża dawniej wchodząca w skład murów miejskich.






Te okolice muszę jeszcze w przyszłości odwiedzić bo jest tu bardzo wiele do zwiedzania. Teraz muszę już jednak powoli myśleć o drodze powrotnej by zdążyć do domu przed północą. W drodze na północ odwiedzam pozostałości grodu Cimburk wybudowanego w XIV wieku.



Teraz mam już "rzut beretem" do Moravskiej Třebová. Miasto założone w 1257 roku przez Boreša z Rýzmburka. Duża liczba zabytków przypomina o czasach, kiedy miasto nazywane było "Morawskimi Atenami". Miasto należało wówczas do rodu Boskowiców oraz Ladislava Velena z Žerotína.


Główny plac w mieście im. T.G. Masaryka standardowo wybrukowany. Rynek dużych rozmiarów, ale jakiś taki pustawy. Stoi tu tylko fontanna i na środku kolumna maryjna z lat 1718–20. Wystawiona na pamiątkę epidemii, która pochłonęła życie połowy mieszkańców miasta.



Ratusz renesansowy choć sam budynek wybudowany wcześniej w stylu gotyckim.



Dzień jest bardzo upalny i większość osób chowa się w cieniu kawiarnianych parasoli. Podobnie jest na dziedzińcu pałacowym gdzie odbywa się właśnie jakiś koncert. Szkoda bo trochę ogranicza to swobodę w wykonywaniu zdjęć, a jest tu naprawdę co oglądać.


Pierwotnie był to zamek z końca XIII wieku. Dwa stulecia później został przeobrażony z budowli obronnej w reprezentacyjną. W ten sposób powstał renesansowy pałac rozbudowywany jeszcze na początku XVII w. Nie omijały pałacu nieszczęścia. W 1840 roku znaczna jego część spłonęła wraz z dużym obszarem miasta. Zachowały się za to piękne renesansowe arkady.



W niedużej odległości od pałacu stoi pomnik " Brama Czasu". Na jedenastu żebrach obiektu umieszczono najważniejsze daty z historii miasta.



Drogę powrotną do domu wybieram najmniej wymagającą z możliwych.  Do Zábřehu jadę wzdłuż rzeki Moravská Sázava. Dzięki temu nie muszę pokonywać żadnych wzniesień. W ogóle prowadzi tam fajna ścieżka rowerowa po starej trasie kolejowej. Kończy się ona niewielkim skansenem kolejowym gdzie głównym eksponatem jest lokomotywa parowa Skoda CS 500.




W Zábřehu podjeżdżam na rynek by uzupełnić zapasy wody w ogólnodostępnym hydrancie. Robię też stosowne zakupy w mieście. Na wzniesieniu z widokiem na Jesioniki robię przerwę na posiłek....




...później pozostaje mi się przedostać przez góry, a robię to standardowo przez przełęcz w Ramzovej. Tam zastaje mnie zachód słońca.



Cel osiągnięty, pierwszy trip z dystansem przekraczającym 300 km w roku zaliczony. Jestem zadowolony :)


I tradycyjnie więcej zdjęć w formie cyfrowej pod adresem:

https://goo.gl/photos/ztBXKJfHMu55FfVu8


8 komentarzy:

  1. To była bardzo pogodowa niedziela, kręciłem się też po swojej okolicy, bo niebo bezchmurne :)

    Właśnie zastanawiałem się gdzie ufociłeś tą lokomotywę - wygląda bardzo malowniczo.

    A tak z innej bajki - czy szosa na Cervonohrske sedlo jest już otwarta??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłem taki komunikat: Termíny plánované uzavírky Červenohorské sedlo - jih: od 3.5. do 9.6.2017

      Ale pod koniec maja jakiś tir zawadził o walec drogowy i rozerwał zbiornik z paliwem. To z kolei wylało się na kilku kilometrach i drogę trzeba frezować. Ponoć szkody na 16 mln koron. Sprawcą był Polak. Nie wiem czy to zdarzenie spowodowało przesunięcie terminu oddania drogi do użytku.

      Usuń
    2. Wiem, to była słynna akcja z kolejnym idiotą kierowcą Tira z Polski... na mapy.cz nie ma żadnej informacji o zamknięciu drogi, a z reguły jest w takiej sytuacji, więc może otwarta...

      Usuń
    3. Droga jest otwarta, wreszcie ją skończyli (choć nadal spod kół wyskakuje grys i małe kamienie) :D Dziwię się tylko, że w kilku miejscach nie dali trzeciego pasa do wyprzedzania: tam jest kupa miejsca i linia przerywana, więc można to robić, ale trzeci namalowany pas trochę by to uporządkował.

      Podczas wjazdu złośliwie komentowałem, że teraz mogą znowu zabrać się za prace z drugiej strony i wykrakałem: w śląskiej części poustawiali jakieś pachołki i coś tam dłubią, na odcinku z kilometr ograniczenie do 30 km/h :D

      Usuń
    4. No tak, przecież po północnej stronie rozlało się to paliwo z tira i mieli ten odcinek frezować i lać nowy asfalt. Tak w każdym bądź razie czytałem.

      A tak swoją drogą..., od strony Jesenika będzie już jakieś 10 lat jak oddali drogę do użytku po remoncie i jak na drogę wysokogórską to całkiem dobrze się jeszcze trzyma.

      Usuń
    5. mi to bardziej wygląda, że coś się znowu sypie od strony góry, albo są problemy z odpływami, bo asfalt wyglądał w porządku, a pachołki stały jedynie z lewej strony (patrząc od przełęczy).

      Usuń
  2. Czy będąc latem na Pradziadzie widział Pan kiedyś Tatry? Bo ostatnio w lato często jeździłem w miejsca skąd można zobaczyć Tatry i nic, więc się zastanawiałem ,czy w ogóle widać Tatry z daleka w lato ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nigdy nie widziałem Tatr z Pradziada letnią porą. Co oczywiście nie oznacza, że ich nie da rady dojrzeć. Po prostu latem niezbyt często trafiają się odpowiednie warunki do takiej obserwacji, a ja najzwyklej w świecie nie jeżdżę tam na wschody słońca.

      Usuń