I pora rozpocząć kolejny tegoroczny dłuższy weekend ... Co prawda to tylko cztery dni, ale i tak wystarczająco dużo by wyskoczyć rowerem na szczyt Kráľova hoľa. Będzie to już trzeci wyjazd na tą górę i trzeci raz w tym samym składzie czyli z Grześkiem vel Picasso. Można powiedzieć, że staje się to już powoli tradycją na weekend przypadający w okresie Bożego Ciała.
Umawiamy się również tradycyjnie w tej samej miejscowości czyli w Chałupkach tuż przy granicy państwa. Jednak tym razem dla odmiany zdecydowanie wcześniej bo jeszcze przed wschodem słońca. 110 kilometrów pokonuję dość dobrym tempem, ale gdzie mi tam do Grześka, który dokładnie taki sam dystans pokonuje niemal godzinę szybciej :P
Przejeżdżamy starym mostem nad rzeką Odrą i zatrzymujemy się w Starym Boguminie(Starý Bohumín). W końcu zdecydowałem się podjechać na tamtejszy ryneczek bo jak do tej pory miasto brałem tylko tranzytem.
Miejscowość wspólnie z kilkoma innymi jest częścią Bogumina od 1973 roku. O tak wczesnej porze panuje tu zupełny spokój...., no może poza dostawcami pieczywa(w Republice Czeskiej Boże Ciało nie jest dniem wolnym). Robię kilka zdjęć i naradzamy się nad dalszą dzisiejszą trasą, a dystans który chcemy pokonać będzie dość spory.
Z małym błędem nawigacyjnym docieramy do Karwiny. Tam decydujemy się by odwiedzić Cieszyn. Z Karwiny jedziemy polską stroną. Trasa znacznie bardziej pagórkowata, ale dzięki temu urozmaicona. No i w końcu coś nowego na tym odcinku !
W Cieszynie już znacznie większy ruch. Szukając ustronnego miejsca by spokojnie zjeść śniadanie podjeżdżamy do parku. Przez Cieszyn również w przeszłości tylko przejeżdżałem. Trzeba, więc w końcu trochę pokręcić się po mieście. No dobra z tym pokręceniem się to trochę przesadziłem, ale może zobaczyć chociaż okolice centrum. Ale najpierw spacer po parku na Zamkowej Górze gdzie w przeszłości stał zamek książąt cieszyńskich po którym do dnia dzisiejszego pozostała jedynie gotycka wieża.
Tuż obok stoi romańska rotunda św. Mikołaja.
Oczywiście skorzystałem z dobrodziejstwa jakim jest posiadanie drona. Igor wzbija się na moment w przestworza....
Następnie przejazd przez stare miasto. Zdjęcia robię dosłownie jadąc. Zatrzymuję się tylko na rynku by wykonać kilka nieporuszonych zdjęć ;)
Przejeżdżamy na czeską stronę i ścieżką rowerową przemierzamy park. Wynajdujemy market bo najwyższa pora zrobić pierwsze w dniu dzisiejszym zakupy ;)
Drogą krajową numer 11 jedziemy w kierunku granicy ze Słowacją. Postoje ograniczamy do minimum. Jednak by nie tłuc ciągle tej samej trasy odbijamy na Mosty u Jablunkova. Trzeba zrobić jeszcze jedne solidne zakupu po czeskiej stronie....
Sklep znajdujemy po sąsiedzku informacji turystycznej.
Odbijamy na niewielką miejscowość Šance. Raz, że nowa trasa, a dwa, że na mapie zaznaczone są pozostałości twierdzy. W najwyższym punkcie pauza na posiłek. Igor leci na zwiady....
Twierdzę Velké Šance wybudowano w XVI wieku dla obrony przed Turkami. Obecny kształt gwiazdy nadano jej w XVII wieku. Do dziś zachowały się jedynie wały. Wszystko ładnie widoczne z góry.
Po raz kolejny w dniu dzisiejszym przekraczamy granicę państwową. Po słowackiej stronie stromy zjazd do miasta Čadca. Nie zatrzymujemy się tylko lecimy dalej, a pauzę mamy na naszym ulubionym mostku ;)
W Krásno nad Kysucou szukamy sklepu. Pomaga nam w tym miejscowy starszy pan. Następnie wzdłuż rzeki Bystrzycy jedziemy genialną ścieżką rowerową do Starej Bystricy.
Teraz przychodzi się nam zmierzyć z przełęczą Lutiška. Grzesiowi podjazd poszedł całkiem sprawnie, a ja się niestety mocno męczyłem bo końcówka jest bardzo stroma.
Zjeżdżamy do głównej drogi i odbijamy na Terchovą. Tam kolejne zakupy i wspólnie postanawiamy zdobyć szczyt Oblaz bo od niedawna stoi tam ciekawa wieża widokowa. Wzniesienie nie jest wysokie, ale nieźle się wymęczyliśmy wpychając do góry rowery. Widoki z góry jednak wynagradzają wysiłek ! Cała Mała Fatra na dłoni, a na pierwszym planie Terchova.
Igor też podziwia...
Niestety prognozy pogody na popołudnie zaczynają się sprawdzać. Nadciągają chmury burzowe i zaczyna grzmieć. Na razie tylko gdzieś w oddali, ale zanim zdobyliśmy przełęcz Rovná hora zaczyna kropić deszcz. Zjeżdżamy do Zázrivá gdzie próbujemy przeczekać oberwanie chmury na przystanku autobusowym. Deszcz za bardzo nie chce ustać, więc postanawiamy jechać dalej w padającym deszczu. Nie było to przyjemną rzeczą, ale co zrobić jak nas czas zaczyna gonić.
Z Parnicy jedziemy wzdłuż Orawy do jej ujścia w Wagu. Odbijamy na Ružomberok. Główna trasa mimo sporego ruchu jest całkiem bezpieczna ponieważ jest dość szeroki pas awaryjny. Jedzie się nam bardzo szybko. Nawet deszcz ustał. Problem w tym, że droga bardzo nierówna i w zagłębieniach/koleinach zebrało się duże ilości wody. Tak ufajdany jadąc rowerem już dawno nie byłem :(
W Ružomberoku ostatnie zakupy. Wypogadza się na dobre. Odbijamy na Bańską Bystrzycę. Po 12 kilometrach czeka nas największe wyzwanie w dniu dzisiejszym - podjazd na Smrekovice. Wiedziałem, że będzie stromo, ale nie że aż tak bardzo ! Zmęczenie po tak długim dniu dawało już o sobie znać i był nawet moment, że chciałem zsiąść z roweru i dalej prowadzić. Jednak wytrwałem i wjechałem na górę. Oczywiście Grzesiu był tam znacznie wcześniej ;)
Na noc rozbijamy się w wiacie turystycznej. Znaczy ja się rozbijam pod wiatą, a Grzesiu na zewnątrz pomiędzy drzewami ;)
Fajnie, że udało się zrealizować dzisiejszy plan i dotrzeć do wyznaczonego celu. Duża suma przewyższeń i 313 kilometrów zrobiły swoje. Zasypiam jak dziecko :)
Album ze zdjęciami dostępny pod adresem: https://photos.app.goo.gl/wXoXQPCLacxKR2h47
cdn....
Te Sance wyglądają ciekawie, nawet nie sądziłem, że coś tam zostało!
OdpowiedzUsuńJa na mapie widziałem, że coś tam jest, ale nie chciało mi się tam iść. Sprawę załatwił Igor ;)
UsuńMordy paskudne :) a wieża widokowa niesamowita !
OdpowiedzUsuń