Strony

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Rowerowy Eurotrip 2023 - Dzień 13 - 08.07.2023

 Po spokojnej nocy zbieram się bardzo wcześnie do drogi. Coś muszę zacząć robić by tych kilometrów trochę więcej kręcić bo mogę do domu na czas nie dotrzeć 😋 W sumie to bym pewnie jeszcze trochę pospał bo budzik ustawiony miałem na trochę późniejszą godzinę. Obudził mnie kręcący się koło mojego biwaku mały lisek. Jednak wyglądało jakby nie zdawał sobie sprawy, że jestem tuż obok. Dopiero jak się odezwałem to uciekł.

To ponoć ma być kolejny upalny dzień. Ale chyba ostatni tak bardzo. W kolejnych dniach temperatura ma być już odrobinę niższa 😃

Ruszam zanim jeszcze wzeszło słońce. A widok mam taki sobie z miejsca noclegu. W koło niemal zupełnie płasko. Są tylko jakieś kilkumetrowe wzniesienia w okolicy 😉


Do ostatniej miejscowości w Rumunii, którym jest miasto Calafat mam około dwadzieścia kilometrów. Te dwadzieścia kilometrów po płaskim przez tereny typowo rolnicze. Wszędzie tylko kukurydza i słoneczniki 😉 A przy drodze to co najwyżej jakaś  kapliczka lub studnia.



Calafat nie było w planach bo chciałem jechać bezpośrednio na przejście graniczne. Jednak pomyślałem, że podjadę do jakiegoś sklepu i chociaż wydam resztę rumuńskiej waluty. A jak już będę w samym mieście to co mi zaszkodzi podjechać do centrum 😉
Miasto zadbane i bardzo dużo tu zieleni ogólnie. No i o tak wczesnej porze bardzo spokojnie tu. Jakby jeszcze wszyscy spali. Choć to już przed siódmą......





Przy Placu wolności stoi pomnik. Ponoć były stąd kiedyś rozległe widoki na Dunaj, ale obecnie niemal cały widok zasłaniają drzewa.



Jadę ku przejściu granicznemu. Od dziesięciu lat funkcjonuje tu nowy most łączący rumuński brzeg z bułgarskim, więc przeprawa na drugą stronę jest znacznie mniej problematyczna. Jednak trafiam na jakąś awarię bo kolejka do przejścia to kilkadziesiąt tirów. A i mi mimo, że piesi i rowerzyści są odprawiani w osobnym okienku przyszło czekać ponad pół godziny aż awaria zostanie usunięta. 

Po odprawie już szybko na most graniczny po ścieżce rowerowej na drugi brzeg.





Na zwiedzanie miasta Widyń(Vidin) chcę przeznaczyć trochę więcej czasu bo sporo tu do zobaczenia jest.
Miasto zostało założone przez Rzymian pod nazwą Bononia. Osada przechodziła w ręce różnych plemion podczas wielkiej wędrówki ludów. W X wieku twierdza bułgarska oraz stolica biskupstwa. Na początku XI wieku zdobyty przez Bizancjum. W XII wieku na krótko wraca we władanie Bułgarów by w 1396 roku paść łupem Turków. W granice Bułgarii wraca na dobre w roku 1878. Z tych wszystkich okresów historycznych znajdzie się tu sporo zabytków i pozostałości.

Ja na sam początek kieruję się do znajdującej się nad brzegiem Dunaju twierdzy Baba Wida. Już Rzymianie widzieli tu potencjał strategiczny dlatego wznieśli w tym miejscu swoją twierdzę Bononia. I to właśnie na jej fundamentach Bułgarzy postawili obecną w X wieku. Oczywiście od tamtej pory przechodziła wiele przeobrażeń. Jej obecny kształt nadano na przełomie XVII i XVIII wieku Wówczas to Widyń znajdował się pod panowaniem imperium Osmańskiego.





Kiedyś w mieście funkcjonowała dość spora gmina żydowska. Co działo się z Żydami podczas wojny wszyscy wiemy. Dziś populacja żydowska, zresztą podobnie jak muzułmańska jest znikoma. Jeszcze nie tak dawno temu można było zobaczyć ruiny tutejszej synagogi. Wiadomość bardzo dobra bo tą drugą największą synagogę w Bułgarii wyremontowano ! W ogóle nie poznałem tego miejsca. W necie są tylko zdjęcia ruin ! Obecnie służy jako centrum kultury.



Skoro miasto było przez kilka wieków pod panowaniem Turków i coś po nich powinno pozostać z zabytków. I owszem jest tu niewielki meczet Osmana Pazvantoglu. To ten gościu co się przeciwstawił sułtanowi i ustanowił w Bułgarii swoje własne państwo. 
I taka ciekawostka. Minaretu nie zwieńcza półksiężyc tylko odwrócone serce. Legenda głosi, że to z powodu miłości Osmana do Bułgarki, która była chrześcijanką.



Jeżeli ktoś lubi architekturę sakralną to ta okolica jest dla niego. Dosłownie po drugiej stronie ulicy stoi cerkiew św. Mikołaja, tuż za nią schowana jest inna, znacznie starsza cerkiew, św. Pantaleona. Jest też mauzoleum egzarchy Bułgarii - Antymona I. I jeszcze niepozorna kaplica św. Pimena Zografskiego.



Wzdłuż przebiegu dawnych murów fortyfikacji wiedzie fajna ścieżka rowerowa. Dzięki temu dotrzemy pod każdą z trzech z zachowanych bram do fortecy. Główną jest Stambol kapiya.



Czytałem, że miasto wymaga wielu inwestycji aby jako tako wyglądać, a według mnie jest ono i tak  zadbane. Oczywiście tu, podobnie jak w wielu innych miastach ogólnie, znajdziemy miejsca i obiekty, którymi raczej nikt się nie będzie chwalić ze względu na ich stan. Trzeba jednak przyznać, że w wielu miejscach coś się dzieje na plus i to cieszy. Przykładem niech będzie chociażby dawna synagoga tu w mieście Widyń. Byłem święcie przekonany, że zobaczę monumentalne ruiny, a tu proszę jak ją ładnie odrestaurowano 😊

Oczywiście pokręciłem się jeszcze trochę po mieście. Odwiedziłem oczywiście centrum. Muszę też zrobić zakupy na dalszą trasę.





Opuszczam miasto. Muszę wrócić do węzła dróg gdzie już byłem wcześniej. Tam odbijam w przeciwnym kierunku do miejscowości Florentin.


Mimo, że niewiele kilometrów ujechałem od Widynia to już w w miejscowości Novo Selo dla zabezpieczenia robię zapasy płynów. Nigdy nic nie wiadomo, a upał jest nieznośny.







Gdy tak robię zakupy to podjeżdża starszy pan na rowerze z sakwami. Ta zaczynamy wspólną podróż przez kilkanaście kolejnych kilometrów do Bregova. Wyglądającym no około siedemdziesiąt lat panem okazał się Francuz, który jedzie wzdłuż Dunaju. To znaczy już przejechał w wzdłuż tej rzeki od źródeł do jej ujścia, a teraz po prostu sobie wraca w przeciwnym kierunku. Chociaż powiem, że bardzo ciężko się z nim rozmawiało bo praktycznie nic poza swoim ojczystym językiem nie za 😁


Tak wspólnie przejeżdżamy przez najbardziej na północ położone bułgarskie miejscowości. Tutaj już psy dupami szczekają. Nawet kran w zaniedbanym parku nie funkcjonuje...... 





Docieramy do Bregova gdzie nasze drogi się rozstają. To znaczy dalej będziemy jechać po tej samej trasie, ale ten pan tutaj robi sobie dłuższą przerwę. A ja za to kolejne zakupy w centrum i kierunek przejście graniczne z Serbią, które znajduje się zaraz na przedmieściach.







Odprawa na granicy bez historii. Jestem jedyną osobą, którą odprawiają znudzeni pogranicznicy 😉




A w Serbii to zupełnie inny świat. Można by odnieść wrażenie, że właśnie wjechałem do jakiegoś bardziej zamożnego kraju UE, a nie właśnie opuściłem UE. Od razu wszystko bardziej zadbane łącznie z drogami.



Dość szybko docieram do Negotina. 

Miasto niewielkie bo kilkunastotysięczne. Bardzo zadbane. Tutaj po raz pierwszy widzę tradycyjny taniec ludowy "koło".









Co co dalszej trasy to miałem pewien dylemat. Z jednej strony bardzo chciałem przejechać przełomem Dunaju w całości, ale wiązało się to ze sporym nadłożeniem trasy i nie mogłem sobie na to pozwolić. Pozostało mi maksymalnie skrócić trasę. Mimo, że jest dość wymagająca to czasowo wyjdzie zdecydowanie krócej co jest dla mnie priorytetem.
Już po opuszczeniu miasta zaczyna się bardzo wymagający podjazd. Po drodze odbijam pod monastyr Bukovo.


Jadę drogą krajową nr 33, a samochodów jak na lekarstwo. Bardzo fajnie dla mnie z tego powodu 😀 Ale jak już wspomniałem trasa bardzo wymagająca. Na mojej drodze jest kilka wymagających podjazdów. Ale nie narzekam bo widoki mam bardzo fajne 😃






Robię częste postoje choć krótkie.



W końcu przychodzi moment gdy zaczynam zjazd ponownie nad Dunaj. Zjeżdżam wzdłuż niewielkiej rzeki Porečka reka. Ciekawostką są piece do wypalania węgla drzewnego, które nadal funkcjonują.




Od miejscowości Mosna rzeka przechodzi w spore rozlewisko łączące się już bezpośrednio z Dunajem. Zalesione wzgórza dookoła powodują, że widoki są bardzo przyjemne dla oka.






W ten sposób docieram do miasteczka Donji Milanovac. Jest już późno. Priorytetem są zakupy bo niemal wszystko mi się skończyło. To będzie ostatnia dzisiaj okazja znaleźć sklep. Trochę się naszukałem bo większość pozamykane, ale jeden otwarty udało się znaleźć. Kupuję też kilka pamiątek z Serbii w niewielkim sklepiku przy głównej drodze i jadę na promenadę zjeść sobie posiłek.  
Trochę osób spaceruje nadbrzeżem. Aktualnie trwa remont, ale jest już na ukończeniu. jakaś rodzinka podchodzi do mnie i gościu zaczyna się wypytywać o różne sprawy związane z moją wyprawą. Okazuje się, że prowadzi sklep oraz serwis rowerowy. Nie dziwię się, że jest ciekawy 😉





Okazuje się, że to nie koniec trudności w dniu dzisiejszym. Po kilku kilometrach płaskiej trasy muszę się zmierzyć z kolejnym dzisiaj podjazdem. W ostatnich poronieniach słonecznych oglądam spokojny nurt Dunaju i i przeciwległy brzeg po stronie rumuńskiej.



Po zjechaniu z przełęczy jest już całkiem przyjemnie. Teraz gdy słońce zaszło i upał nie doskwiera jedzie mi się już bardzo fajnie. Po drodze mam kilkanaście krótkich tuneli. Choć i niewielkie podjazdy się trafiały 😉 





W końcu docieram do końca przełomu Dunaju. Chociaż patrząc od strony geograficznej jest to jego początek. Wyznacza go monumentalny zamek Golubac. W ostatnich latach trwały tam intensywne prace. Obiekt bardzo często fotografowany, a mi przytrafiło się porobić tam nocne zdjęcia. W świetle reflektorów też robi niemałe wrażenie. Szkoda tylko, że nie wolno tam latać dronem.....




Przejeżdżam przez miejscowość o tej samej nazwie co twierdza i kilka kilometrów dalej postanawiam się rozbić na noc. Tego dnia skończyłem bardzo późno jazdę. Mimo dość wymagającej trasy ponownie udało się poprawić długość dziennego dystansu !



Statystyki Dzień 13:

Dystans: 219,28 km
Czas jazdy: 13:36:20
Średnia: 16,11 km/h
Max: 59,37 km/h
Suma podjazdów: 1449 m
Wys. maks: 416 m n.p.m.

Mapka dzień 13 😉


cdn

1 komentarz: