Noc o dziwo spokojna. Niby miało padać, ale jakoś wszystko przechodzi bokiem. Tylko się błyska i czasami dotrze do moich uszu cichy pomruk odległej burzy. Dopiero z samego rana gdy miałem się zacząć zbierać do drogi nadchodzi jakaś chmura, z której pada dość obficie. Na szczęście jak to w przypadku burzy..... szybko przychodzi i równie szybko odchodzi. W oczekiwaniu na koniec opadów jem na spokojnie śniadanie. Później zwijam biwak i ruszam w dalszą trasę. Okazało się, że kilkaset metrów dalej przy tej samej ścieżce biwakuje rowerowa rodzinka. Jednak w przeciwieństwie do mnie oni nocowali w namiocie 😉
Docieram do miejscowości Stekník. Normalnie bym tu nie zajechał, ale na mapie zobaczyłem, że jest tu jakiś pałac. Owszem pałac jest, ale mogłem go obejrzeć spoza wysokiej bramy wjazdowej. O tej godzinie jeszcze zamknięty. W ogóle miejscowość jakaś obumarła. Przez te kilkanaście minut mojej tam bytności nie spotkałem żywej duszy.
Przemierzam rozległe plantacje chmielu. To oznacza tylko jedno zbliżam się do miasta
Žatec. Kto nie słyszał tej nazwy ? Piwoszom nie trzeba nic mówić natomiast mniej wtajemniczonym należy wyjaśnić, że stąd wywodzi się bardzo dobrej jakości chmiel, którego używa się do ważenia piwa. Oczywiście browar tu też jest a jakże 😉 Sęk w tym iż tego piwa tutaj już się nie waży...... tylko w Polsce. Oczywiście w okolicy jest kilka mniejszych rzemieślniczych browarów.
Na rynku jest ponoć najmniejsza plantacja chmielu na świecie !
Žatec wzmiankowany był już w 1004 roku. Dwa i pół wieku później uzyskał prawa miejskie. Za panowania Karola IV miasto było jednym z większych i najbardziej rozwiniętych w Czechach. Miasto z przebogatą historią i wieloma ciekawymi zabytkami.
Patrząc na mapę miasta można się doliczyć aż 11 tu placów/rynków ! Głównym jest ten Wolności.
Na placu obowiązkowo ratusz. Ten tutaj posiada gotycki rodowód. Po ostatnim większym remoncie przebudowany w stylu klasycystycznym. Na runku obowiązkowo kolumna Maryjna.
Główną świątynią w mieście jest kościół Wniebowzięcia NMP. Świątynia pamiętająca okres romański. Obecnie w przeważającej części reprezentuje styl barokowy.
W mieście zachowały się częściowo mury obronne z bramami i basztami. Jedną z nich jest Kněžská.
Oddalając się trochę od rynku na wschód, ale jeszcze w granicach starego miasta dotrzemy do drugiej pod względem wielkości synagogi w Czechach. Pochodzi ona z lat 1871-1872.
Krążąc po mieście można natrafić na muzeum chmielarstwa. Drogowskazem będzie charakterystyczna wieża, która służy również jako punkt widokowy na miasto.
Opuszam miasto i kieruję się dalej na zachód w kierunku miasta
Kadaň .
Gdy docieram do miasta to zanosi się na deszcz. Jeszcze nie pada, więc robię szybki objazd centrum. W mieście znajdziemy kilka rzeczy z tych "Naj": fortyfikacje miejskie są najdłuższe w kraju. Ulica Katova została wpisana do księgi rekordów jako najwęższa w Czechach, a tutejszy klasztor Franciszkanów jest najstarszym miejscem pielgrzymek w Czechach.
Sporych rozmiarów rynek jest wybrukowany polnymi kamieniami i poprzecinany chodnikami z drobnej kostki granitowej. Na placu poza barokową kolumną morową znajduje się ciekawa fontanna.
Cennym zabytkiem jest gotycka wieża ratusza.
Najważniejszą świątynią w mieście jest kościół Podwyższenia Krzyża Świętego. Choć reprezentuje styl barokowy to wybudowano go już na początku XIII wieku.
Uciekam z miasta bo zaczyna padać. Po drodze zaglądam jeszcze w kilka wąskich uliczek oraz pod wyżej wspomniany klasztor.
Kieruję się po super ścieżce rowerowej dalej wzdłuż rzeki do nieodległego miasta Klášterec nad Ohří,.
Jest to niewielkie, malowniczo położone miasteczko gdzie warto podejść pod miejscowy pałac. Obiekt w neogotyku, ale jego historia jest znacznie starsza. Naprzeciwko stoi Sala Terrena, czyli sala ogrodowa. Pochodzi ona z okresu baroku.
Opuszczam już nurt rzeki i rozpoczynam przemierzanie Rudaw. Jeszcze w granicach administracyjnych miasta łapie mnie intensywny deszcz, więc chowam się na takim jednym placu zabaw w altance. Wykorzystuję ten czas na posiłek. Po ustaniu deszczu zaczynam stromy podjazd do miejscowości
Měděnec. Im wyżej tym lepiej widoczne ruiny zamku
Šumburk.
Na ostatniej serpentynie przed końcem podjazdu zatrzymuję siew miejscu gdzie jest kilka skał będących dobrym punktem widokowym.
Mědnik to wzniesienie górujące na miejscowością . Od XV do XIX wieku wydobywano tu rudę żelaza i miedzi. Na szczycie stoi barokowa kaplica Niepokalanego Poczęcia NMP.
Wjechałem już jakby to powiedzieć "na główny grzbiet" Rudaw. Oczywiście jeszcze niejeden czeka mnie dzisiaj podjazd, ale już nie tak wymagający jak ten, który pokonałem przed chwilą 😉
Jadę w kierunku najwyższego szczytu całego pasma Rudaw - Klinovca.
Tym razem jednak sobie daruję wjazd na sam szczyt. Choć szczerze powiem, ze po czasie trochę żałowałem bo przecież to byłem niewiele ponad kilometr do szczytu i to wcale nie zbyt wymagającą trasą.
Zjeżdżam do Bożego Daru. Miasto jest jednym z najmniejszych w kraju i najwyżej położonym. Na zjeździe muszę się ubrać kurtkę bo zaczęło mocno wiać i do tego zrobiło się strasznie zimno.
W mieście udaje się zrobić zakupy. Było to dla mnie ważne bo nie wiedziałem czy jeszcze dzisiaj trafię na jakiś sklep po drodze. W sumie robi się już późno, a u mnie skąpo z dystansem.....
Kolejny cel to
Horní Blatná. Jest to niewiele większe miasto od Bożego Daru. Początek mam po świetnej ścieżce rowerowej.
Po drodze podjeżdżam na Blatensky vrch bo chcę zobaczyć tamtejszą wieżę widokową. Niestety jest ona nieczynna o tej godzinie.
Horní Blatná to malutkie miasto w całości zachowane w stylu renesansu. Na zielonym rynku stoi kościół pod wezwaniem św. Wawrzyńca. W okolicy zachowało się wiele śladów po wydobyciu cyny, kobaltu oraz srebra.
Opuszczam miasto i podążam dalej na zachód leśnym duktem. Wytyczono tam jedną z wielu tras rowerowych w okolicy.
Przy ciepłym, popołudniowym świetle przemierzam tereny do złudzenia przypominające krajobraz Gór Izerskich.
Zachód słońca zastaje mnie gdzieś w drodze w gęstym lesie, więc go nie widzę 😉 Przejeżdżam obok jakiś obiektów industrialnych. Widząc jak wiele osób się tam kręci postanawiam tam podjechać. Okazało się że to pozostałości po dawnej kopalni cyny oraz obozu jenieckiego z okresu drugiej wojny światowej.
W końcu zaczynam zjazd ! Szkoda, że już dzień się kończy. Jakoś nie mam kompletnie ochoty na jazdę po nocy.
Zjeżdżam do granicy Czechy-Niemcy. Wjeżdżam do Klingentahl pierwszej miejscowości po stronie niemieckiej. Mała mieścina, ale znana na świecie za sprawą odbywających się tutaj corocznie zawodów w skokach narciarskich.
W sąsiedniej miejscowości Zwota postanawiam zatrzymać się na noc w schronie turystycznym. Znam to miejsce bo dziesięć lat temu też tutaj byłem, ale przyjechałem z zupełnie innego kierunku 😉
Okazał się ten dzień najbardziej kryzysowym podczas całej wyprawy. Pokonałem najmniej kilometrów jednego dnia. Ale od jutra będzie już tylko lepiej 😉💪
Tradycyjna mapka z tego dnia.
Statystyki Dzień 3:
Dystans: 137,44 km
Czas jazdy: 10:26:15
Średnia: 13,16 km/h
Max: 66,74 km/h
Suma podjazdów: 2143 m
Wys. max.: 1160 m n.p.m
cdn
Piwo jak najbardziej się w Žatcu warzy. Oprócz małych browarów również w tym na rynku. Co prawda Carlsberg go kiedyś zamknął, ale rok temu został reaktywowany pod swoją oryginalną nazwą jako mały, samodzielny browar.
OdpowiedzUsuńNo, 137 to faktycznie mało. Jak moje trasy ;)
OdpowiedzUsuń10 lat wcześniej nie było jeszcze kryzysu uchodźczego. Obecnie dzikie noclegi w Niemczech mogą być bardziej niebezpieczne.