Nocleg w tej wiacie był dobrym posunięciem. Pół nocy pada deszcz. Najgorsze jednak było to iż opady przeciągnęły się na tyle, że byłem zmuszony ruszyć w trasę w tym deszczu..... Do tego zrobiło się mgliście. Na szczęście jest cieplutko. Na tyle, że po przejechaniu kilku kilometrów rozbieram się z przeciwdeszczowej kurtki bo się cały spociłem. Na pewno tym razem dobrze zaplanowałem trasę. W każdym bądź razie jej początkowy przebieg 😉
Przez kolejne 20 kilometrów jadę przez wiele mniejszy i większych miejscowości. Cały czas pada deszcz...
Po około godzinie docieram do miasta
Aschaffenburg. Spora mieścina leżąca nad Menem. Liczba mieszkańców przekracza 70 tyś. Osada w tym miejscu została założona już w V wieku przez germańskie plemię Alemanów. Już w połowie X wieku wzniesiono tu pierwszą świątynię, poprzedniczkę stojącej do dziś kolegiaty Piotra i Aleksandra. Prawa miejskie uzyskuje w roku 1161. Po pewnym czasie je traci by uzyskać je ponownie w 1346 roku.
W 1945 roku naziści uznali, że z miasta trzeba stworzyć twierdzę i utrzymać ją za wszelką cenę. Skutek był taki, że alianci niemal doszczętnie zniszczyli miasto i jego okolicę podczas nalotów.
Wizytówką miasta jest okazały zamek o tej samej nazwie czyli Aschafenburg. Został on zniszczony i odbudowany w 1954 roku.
Przyznam się bez bicia, że nie mam ochoty kręcić się po mieście w deszczu. Możliwie szybko kieruję się dalej na zachód. Kieruję się na Darmstadt. Kawałek drogi jest przede mną. Staram się podążać po ścieżkach i trasach rowerowych. Czasami jest przyjemny asfalcik, a innym razem leśna ścieżka. Niestety opady deszczu towarzyszą mi cały czas i tak ma być według prognoz do końca dnia.
Darmstadt to już znacznie większe miasto bo liczące przeszło 150 tyś. mieszkańców. Historia miasta nie jest tak stara jak innych w okolicy. Po raz pierwszy wzmiankowane w XI wielu, a prawa miejskie uzyskuje dopiero w roku 1330. Chociaż miasto mocno ucierpiało podczas alianckich nalotów dywanowych w latach 40tych to zachowało ono w sobie charakter w stylu baroku. W tym właśnie stylu zostało rozbudowane na początku XVIII wieku przez francuskiego architekta Louisa Remy de la Fosse.
Ja tutaj tak tylko na szybko przejazd przez miasto. Przyznam się, że jakoś nie za bardzo przypadło mi ono do gustu. Bardziej myślałem o tym by zrobić zakupy na dalszą trasę 😋
Za miastem znowu zaczyna padać. Co gorsza robi się coraz bardziej zimno....
Około 15:30 docieram nad jedną z najdłuższych rzek Europy Ren. Tylko na chwilę bo muszę przeprawić się na drugi brzeg do Nierstein. By nie nadkładać drogi decyduję się na prom. Szczęśliwie udaje się dotrzeć na przeprawie w ostatnim momencie. Praktycznie nie zsiadając z roweru wjeżdżam na pokład i od razu odpływamy. Koszt 2 euro. Na drugi brzeg dobijamy po kilku minutach.
Na drugim brzegu łapie mnie ulewa. Zabezpieczam sprzęt i wspinam się na wzniesienia. Tutaj wszędzie są winnice. Znalazłem też kilka wież widokowych w okolicy. Skupiam się jednak tylko na tych, które znajdują się tak mniej/więcej w okolicy mojej trasy. Ciekawą formą jest zwiedzanie okolicy w przyczepie ciągniętej przez ciągnik i degustacja trunków wyrabianych w okolicy. Niektórzy byli nieźle podchmieleni. A język dominujący to francuski lub angielski.
Nadchodzi kolejna ulewa. Skrywam się na innej wieży, a właściwie to bardziej na platformie widokowej. Niestety wzmaga się też wiatr i tak mnie ten deszcz dopada. Jest zimno, coraz zimniej....
Kolejny mój dzisiejszy cel to miasto Nieder-Olm czyli miasto partnerskie Głuchołaz. Gdzie się urodziłem i niedaleko mieszkam. Teraz z perspektywy czasu bardzo żałuję, że się tam wybrałem bo nie ma tam kompletnie nic ciekawego. I co ciekawe na tablicy powitalnej na wjeździe są nazwy z herbami miast partnerskich, ale nie ma Głuchołaz ! To trochę dziwne....
Zabytków to nie ma prawie w ogóle. Poza pochodzącym z XVIII wieku kościołem św. Jerzego nie ma co wymieniać. Nawet siedziba urzędu miejskiego to jakiś betonowo-szklany klocek 😉
Opuszczam to miasteczko i obieram kierunek południowy. Powinienem zrobić to znacznie wcześniej.
W padającym deszczu jadę po wyznaczonych trasach rowerowych biegnących po okolicznych wzniesieniach. Tak przejeżdżam przez Saulheim i Wörrstadt.
Następnie zahaczam o Alzey. Stoi tu zamek z XV wieku. Znajdują się tu też jakieś pozostałości po Rzymianach.
Dziś jadę jeszcze kawałek wzdłuż autostrady. Niestety mam dosyć deszczu na dziś i postanawiam skończyć jazdę w okolicy miejscowości
Flörsheim-Dalsheim. Nie był to najlepszy wybór na nocleg. Wytypowałem na bazę wieżę widokową. Jedną z wielu w okolicy. Niestety jej konstrukcja jest ażurowa i nie ma nawet zadaszenia. A w pobliżu żadnego drzewa gdzie mógłbym rozwiesić hamak. Sporo się nakombinowałem by jakoś rozbić biwak. Na pewno nie ułatwiał sprawy bardzo silny i zimny wiatr. Na szczęście opady deszczu z czasem ustały.....
Mapa dzień 6:
Statystyki Dzień 6:
Dystans: 152,64 km
Czas jazdy: 10:02:04
Średnia: 14,77 km/h
Max: 53,51 km/h
Suma podjazdów: 1076 m
Wys. max.: 387 m n.p.m
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz