Wypad zupełnie spontaniczny. Początkowo wspólnie z Kubą zastanawialiśmy się nad jakimś kręceniem w najbliższej okolicy. W ostatniej chwili jednak decydujemy się na wyjazd w Góry Sowie. Coś ostatnio wzięło Kubę na zgłębianie sowiogórskich tajemnic ;)
O świcie pakujemy mój rower do samochodu(jak to dobrze pospać godzinę dłużej od innych ;)) i lecimy do Głuszycy. Na miejscu parkujemy na parkingu pod Biedronką. Nie jesteśmy jedynymi cyklistami. Szykuje się jakiś zlot czy coś w tym stylu bo na parking zjeżdża się coraz więcej rowerzystów. Zresztą później jeszcze dwukrotnie spotykamy na trasie tą ekipę.
Chwilę oczekujemy aż otworzą nam market. Małe zakupy i w drogę !
Plan na dziś mamy ambitny. Jak się później okazało zbyt ambitny. Ruszamy w trasę rowerowym szlakiem żółtym. Na początek odwiedzamy kompleks na górze Soboń. Odbijamy kawałek od szlaku przejeżdżamy niedaleko szczytu. Na drodze fajny dywan z opadłych liści.
Następnie szybki przejazd do kompleksu Osówka. Tutaj robimy dłuższy rekonesans wśród takich obiektów jak "siłownia" czy "kasyno".
Docieramy na przełęcz Grządki. Od tego miejsca dalsza trasa już o wiele bardziej widokowa. A widoki dziś rewelacyjne ! Szukam wzrokiem Karkonoszy. Najpierw nieśmiało pokazuje się sama Śnieżka, a im wyżej jesteśmy tym widać więcej. Oczywiście przerwy muszą być ;)
Po drugim śniadaniu zjeżdżamy na Sokolą przełęcz skąd już klasyczny podjazd na Wielką Sowę. Oj początek daje popalić !
Mijamy najpierw jedno, potem drugie schronisko. Jeszcze przed samym szczytem odbijamy na polanę skąd jest ładny widok na zachód. Zawsze odwiedzam to miejsce przy okazji ;)
Na Wielkiej Sowie tłumy luda. Jakby to był maj, a nie początek listopada ;) Oprócz pieszych turystów jest spora grupa rowerzystów. Obowiązkowo wchodzimy na wieżę bo dzisiejsze widoki są warte by wydać 6 zeta za wstęp..., okazuje się, że rowerzyści mają dziś zniżkę 50 % ;)
Widoczność dziś bardzo dobra. I aż żałuję, że mam tylko standardowy obiektyw :/
Kuba odstał swoje w kolejce po grochówkę z kuchni polowej. Ja też mam swoją zupę...
Chyba jednak z tą grochówką było coś nie tak. Kuba ledwo ją zjadł i zaczął się dziwnie czuć. Siedzimy na szczycie jeszcze jakąś chwilę i zjeżdżamy stokiem narciarskim do bacówki...., która nie istnieje już od stycznia !
Krótki podjazd na przełęcz Walimską i odbijamy na szlak niebieski do Glinna. Ten odcinek również jest bardzo widokowy.
Kuba czuje się coraz gorzej. Zaczynamy powoli modyfikować trasę coraz bardziej ją skracając. Z pierwotnych zamiarów nici, więc postanawiamy podjechać na zamek Grodno, ale najpierw przerwa na piwo ;)
Na zamku kilkanaście minut biegania z aparatem i ruszamy dalej. Zbliża się zachód słońca. Postanawiamy maksymalnie skrócić trasę i wracać już po prostu do Głuszycy. Kilkunastoprocentowy podjazd do Niedźwiedzicy. Gdzie uświadamiam sobie, że pozostawiłem plecak na zamku ! No ładne klocki... Ekspresowy zjazd do Zagórza i podjazd na zamek i jest ! Plecak leży tam gdzie go pozostawiłem...ufff ! Teraz równie szybki powrót do oczekującego mnie Kuby. Cała akcja trwała może z 15-20 minut.
Lecimy dalej przez Podlesie gdzie łapie nas zachód słońca. Słonce jednak wcześniej chowa się za chmury zwiastujące już zmianę pogody.
Zjazd do Jedliny i szybki przejazd przez miasto i równie szybko mija nam droga do Głuszycy na parking pod Biedronkę.
Mimo, że plany były ambitniejsze to i tak jestem mega zadowolony z wypadu !
Galeria: LINK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz