Nad tym wyjazdem zastanawiałem się już od dawna. Kilkukrotnie zmieniała się wersja dojazdu, aż w przeddzień decyduję, że jadę rano autobusem do Andrychowa. W tym przypadku mam fajne bezpośrednie połączenie spod samego domu. Jednak by być pewnym, że wsiądę do autobusu idę z buta do Głuchołaz 4 km.
Jazda autobusem bardzo długa i monotonna. Kilka dłuższych przerw. Ta najdłuższa w Bielsku Białej trwała aż 45 minut !
No nic, w Andrychowie jestem w samo południe. Co prawda mógłbym podjechać jeszcze bardziej jakimś busem, ale chciałem trochę wykorzystać dnia na spacer po Beskidzie Małym. Szybko decyduję się na szlak koloru zielonego, który zaczyna się tuż obok stacji kolejowej.
Pierwszy odcinek wiedzie wzdłuż torów kolejowych. Później obok boiska sportowego na Pańską Górę. Wzdłuż ogródków działkowych schodzę na Osiedle Biadasów I. Tutaj w sklepiku robię zaopatrzenie na trasę.
Teraz dość długi odcinek bez żadnych widoków. Po 50 minutach docieram na przełęcz Biadaszowską, a więc mieszczę się w czasie tabliczkowym ;)
I kolejny bardzo długi odcinek przez las.
Natrafiam na jakieś większe
polowanie. Przy drodze stoi kilkunastu myśliwych. Gdzieś tam w lesie
słychać ujadanie psów, które naganiają zwierzynę. W pewnym momencie
kilkanaście sztuk łani biegnie w moim kierunku..., nie powiem przez chwilę miałem cykora widząc jak jeden z myśliwych kieruje dubeltówę w moim kierunku....
Na szczęście dla mnie i dla łań myśliwy zreflektował się wczas i opuścił broń. Stado zwierzyny na mój widok zmienia kierunek i zbiega gdzieś
głęboko w las.... nie usłyszałem tego dnia ani jednego wystrzału :)
Na skrzyżowaniu Panienka stoi kilkanaście samochodów z napędem 4x4 i płonie kilka ognisk, ale chyba do tej pory nic jeszcze nie upolowali.
Teraz dłuuuuuuugi i bardzo monotonny odcinek aż do momentu gdy rozpoczynam podejście na Gancarza. Jedna z bardziej stromych dróg leśnych, które widziałem. Były momenty, że zsuwałem się do tyłu na cienkiej warstwie śniegu i lodu. Na szczycie duży metalowy krzyż wykonany ze zwykłych ceowników. Jest też jakiś widok na okolice w prześwicie między drzewami...
W zasadzie dopiero teraz zrobiło się ciekawiej na szlaku. Szkoda, że już jest tak późno i zbliża się zachód słońca. Kolejny cel to schronisko pod Leskowcem gdzie zaplanowany mam obiad.
Po wyjściu ze schroniska jest już całkiem ciemno i będąc na Leskowcu robię zdjęcia z kilkusekundowym czasem naświetlania. Są nawet jakieś tam widoki. Przede wszystkim na Babią Górę. Widać również kilka szczytów tatrzańskich.
W sumie później niewiele robię zdjęć bo nie mam statywu. Jak już to skupiam się na tabliczkach mijanych szczytów.
Trochę później niż planowałem docieram do Chatki pod Potrójną. W chatce kilku starych i kilku nowych znajomych. Spodziewali się mnie bo info o moim niezapowiedzianym przyjeździe rozeszło się z prędkością błyskawicy ;)
W sumie to samego spotkania nie ma co opisywać. Było kameralne ognisko z pieczeniem ziemniaków, jabłek, pieczarek oraz różnego mięsiwa, a później rozmowy do późnych godzin nocnych.
Niestety tym razem zapomniałem zapasowej baterii do aparatu. Aparat ustawiłem na beczce przy ognisku by robił zdjęcia kilkunastominutowym czasem naświetlania. Trwało to do momentu aż się akumulator zupełnie rozładował...
Później nawet się człowiek nie obejrzał gdy przyszła pora by się położyć spać. Plan na następny dzień to było dotrzeć na nogach do Andrychowa. Z rana okazuje się, że pada deszcz i to pada coraz mocniej. Część ekipy już nie śpi więc się żegnam i schodzę wzdłuż stoku narciarskiego na Praciaki. Tam siedzę pół godziny na przystanku w oczekiwaniu na autobus do Andrychowa. Pogoda jest totalnie do d.... W Andrychowie na chodnikach jest jedna wielka "szklanka". Łatwo o wywrotkę i połamanie się. Idę więc przez miasto asfaltem.
Później pozostaje mi poczekać trochę na autobus powrotny do domu gdzie docieram po 16-tej.
W sumie mimo kiepskiej aury było całkiem spoko i nawet trochę kilometrów udało się przemierzyć. Wyszło mi w sumie około 30 km.
Galeria:
https://picasaweb.google.com/117901767401578298989/BeskidMaYChatkaPodPotrojna09012016?authuser=0&feat=directlink
tych wszystkich "myśliwych" to ja bym sam chętnie wystrzelał - jakim trzeba być zwichrowanym, aby sprawiać przyjemność musiało zabijanie zwierząt?
OdpowiedzUsuńW sumie podziwiam, że w taką pogodę chciało Ci się iść tak długą trasę :)
Bo w sumie gdyby nie ta trasa to nie miałby sensu mój przyjazd BM na te pół dnia ;)
UsuńMiałby - chociażby dla śmietanówki :P
Usuń