I przyszła kolejna majówka czyli kilka dni wolnego, które można wykorzystać na dłuższy trip rowerowy. W tym roku jest jednak pewien mankament. Nie wiem czy będę w stanie pokonywać tak długie dzienne dystanse, a to ze względu na niewielką liczbę kilometrów przejechaną jak do tej pory przeze mnie. W planach jest pokonywać dystanse w okolicy 200 km dziennie... Jak do tej pory mój najdłuższy dystans tegoroczny to marne 130 km w dodatku bez żadnych bagaży...
Prognozy na ten dłuższy weekendy były dość niepewne. Zapowiadana aura miała być w przysłowiową kratkę. 30 kwietnia jest pogodowo rewelacyjny, choć mogłoby być o poranku odrobinę wyższa temperatura. Chciałem wyjechać już o północy, ale jakoś tak wyszło, że wstaję dopiero o piątej. Szybkie pakowanie i ruszam polną drogą do Jarnołtówka. Po kilku kilometrach robię przerwę w oczekiwaniu na wschód słońca, który okazuje się być bardzo ładny. Termometr wskazuje - 1,2 stopnia.
Z biegiem czasu temperatura powinna rosnąć, ale jak na razie to tylko spada. W Vrbnie jest już - 3...
Dla mnie jednak najważniejsze jest, że pogoda ciągle dopisuje. W okolicy Bruntalu jest już powyżej zera. W mieście dokonuję zakupu kilku piw i kieruję się nad zbiornik retencyjny
Slezská Harta. Droga zupełnie pusta. Za to na niebie dziś większy ruch ;) Żegna mnie widok ośnieżonych Sudetów Wschodnich...
Zjeżdżam z zapory i jadę wzdłuż rzeki Moravicy drugiego mniejszego zbiornika - Kružberk.
Miałem przejechać tamą na zbiorniku, ale ta akurat jest w trakcie remontu i jestem zmuszony zmodyfikować odrobinę trasę. Trafiam za to pod ciekawe skały jadąc dalej wzdłuż Moravicy. Wiele osób się tam wspina. W jednej ze skał wykuta jest grota.
Dalsza trasa wiedzie na Vitkov. Przed Odrami odbijam na drogę nr. 441 i przebijam się przez przez Odrzańskie Wzgórza. Następnie szybki i przyjemny zjazd do Hranic.
W Hranicach już kiedyś byłem, ale nocą. Nocą ciekawie wygląda miasto, ale za dnia widać więcej ;) Robię objazd starówki. W rynku stoi barokowy kościół Jana Chrzciciela.
Jest tu też pałac gdzie swą siedzibę ma urząd miejski. Obiekt w stylu renesansu wystawiony w miejsce wcześniej zburzonego zamku.
Oraz synagoga z lat 1863-1864...
Po drugiej stronie
rzeki Bečva znajdują się, a jakże Teplice nad Bečvou. Niestety jest zakaz jazdy na rowerze, a
chodzić to mi się dzisiaj nie chce, więc jadę dalej ;)
Trasą rowerową docieram do głównej drogi i już lecę w kierunku widocznych wzniesień Hostýnsko-vsetínskiej hornatiny.
Widoki z drogi do Bystřic pod Hostýnem.
Kolejnym miasteczkiem, które odwiedzam są Bystřice pod Hostýnem. Rynek nie tak duży, ale sporo tutaj zieleni. Dominującym obiektem jest kościół św. Jerzego.
Przy głównej drodze stoi pałac. Pierwotnie była to gotycka twierdza, którą przebudowano na renesansowy pałac. Obecnie nosi znamiona baroku i klasycyzmu.
Kierunek Holešov. Do pokonania mam kila męczących wzniesień, a trudy trasy już są odczuwalne. Na Hostyniu widoczna bazylika Wniebowzięcia NMP.
O 16:30 docieram do docieram do Holešova. Na sam początek podjeżdżam pod pałac, który jest obecnie w remoncie od strony parku. Budowla pochodzi z okresu wczesnego baroku. W parku jest kanał wodny, którym w sezonie pływają gondole na wzór tych z Wenecji.
Rynek ładny, klasycznie wybrukowany. Dominuje tu kościół Wniebowzięcia MP.
Czas mnie powoli zaczyna gonić, więc szybko bez postojów docieram do nieodległego Kromieryża. Na jednym z obiektów widać jeszcze starą niemiecką nazwę miasta - Kremsier.
I odwiedzam rynek, który jest już częściowo skryty w cieniu. Na rynku nie powinno oczywiście zabraknąć ratusza. Na temat tego w Kromeryżu pierwsze wzmianki pochodzą z roku 1574, wiadomo jednak, że istniał on już
wcześniej. Obecny wygląd uzyskał około roku 1611, a pod koniec XVII
wieku był rekonstruowany.
W bezpośrednim sąsiedztwie rynku znajduje się monumentalna bryła pałacu arcybiskupiego, który wraz z barokowymi ogrodami kwiatowymi jest wpisany na listę UNESCO.
Chciałem przespacerować się po parku przypałacowym, ale okazuje się, że bramy są otwarte tylko do 19-tej i mimo iż jest jeszcze kilkanaście minut zapasu to już nikogo nie wpuszczają :/
Podjeżdżam więc pod inny zabytek, który wspólnie z pałacem jest wpisany na listę UNESCO - barokowe ogrody kwiatowe. Niestety tu również już zamknięte i
cokolwiek można zobaczyć tylko przez dwie okratowane bramy. Cały teren
ogrodzony kilkumetrowym murem...
Jeszcze tylko chwila spędzona na Hanáckim náměstí i opuszczam miasto kierując się na południe.
Dziś było w planach dojechać do tego Kyjova, ale uznałem, że jestem obecnie bez formy i nie ma co na razie szaleć z dystansem ;)
Jadąc główną drogą widzę na jasnym jeszcze niebie wieżę widokową. Niewiele się namyślając
decyduję się tam podjechać i spędzić tam nadchodzącą noc. W takim miejscu powinna być przynajmniej jakaś wiata lub altana. Tak też było. Dodatkowo sama wieża widokowa posiada na dole sporych rozmiarów pomieszczenie. Będąc już u góry pierwsze swoje kroki kieruję na wieżę by zrobić kilka wieczornych zdjęć. Na nieodległym wzniesieniu jest pokaz sztucznych ogni. Zapewne miało to jakiś związek z "paleniem czarownic", tradycją pogańskiego święta w Republice Czeskiej, w czasie którego żegnano duchy zimy i witano nadchodzące lato.
Późno w nocy budzą mnie głosy zbliżających się osób. Odwiedza mnie trzech miejscowych chłopaków z 5 litrową butlą morawskiego wina ! Wcześniej byli na "paleniu czarownic" i widzianym przeze mnie pokazie sztucznych ogni.
Ciekawa to była noc i wiedziałem, że ciężko będzie wcześnie wstać ;)
Tego dnia pokonałem przeszło 207 km i był to pierwszy tegoroczny tak długi dystans pokonany jednego dnia. Nie powiem dość mocno to odczułem ;)
Więcej zdjęć dostępnych w galerii:
LINK
Pierwszy dłuższy rowerowy wypad w sezonie :) Ciekawa jestem miejsca docelowego.
OdpowiedzUsuńW sumie to nie było miejsca docelowego, ot zrobić kilkudniową pętelkę na rozruszanie starych kości ;)
UsuńTo zaskoczenie. Mój tegoroczny najdłuższy to 140 bez 200 metrów :-)
OdpowiedzUsuńDO też już nie prowadzisz?
Pogoda była marna na początku roku i późno zacząłem ;)
UsuńZ redagowania DO zrezygnowałem z początkiem roku. Sam tego nie pociągnąłbym. A i tak ludzie mieli zawsze jakieś "ale" do mojej osoby, więc sobie darowałem. Teraz widać, że strona po prostu "zdycha" mimo iż jest tam pięciu czy sześciu redaktorów. Wielka szkoda, ale DO umiera :(