Na ten weekend szykuje się naprawdę świetna pogoda, więc trzeba to wykorzystać ;) W planach mam spędzenie nocy na Pradziadzie bo już mnie tam nie było kilka miesięcy, a wschód słońca na szczycie ostatni raz zaliczyłem jakoś w lutym...
By nie tracić zbyt dużo czasu na szczyt jadę już w piątek. Na zachód słońca nie udaje mi się zdążyć, ale to nie było moim celem. W planach mam wykonanie jednego zdjęcia nocnego. Oczywiście przy okazji były również inne ;) Podjeżdżając z Przełęczy CHS jest ciepło, ale gdy tylko zaszło słońce to temperatura drastycznie spadła. Dodatkowo wieje bardzo mocny wiatr.
Na szczycie jestem gdy na horyzoncie widoczna jest jeszcze łuna kończącego się dnia. Nie spodziewałem się też, że dojrzę Karkonosze !
Jeszcze zanim zrobi się zupełnie ciemno staram się znaleźć odpowiednie miejsce by ustawić statyw. Jest to trochę utrudnione na otwartej przestrzeni i przy tak mocno wiejącym wietrze. Kilka próbnych kadrów i wio ! Aparat zbiera materiał do świtu...
Noc niestety bardzo chłodna. Temperatura spada do zaledwie 6 stopni. Najgorsze jest jednak to, że połowa zdjęć jest po prostu do skasowania. Obiektyw bardzo szybko pokrył się rosą :/ Jednak uzyskany efekt jest i tak satysfakcjonujący :)
Zbieram się na wschód słońca. Ten na jakiś wyjątkowy się nie zapowiada. Tarcza słoneczna ciekawie wyglądała w trakcie przejścia przez warstwę zanieczyszczeń.
Dziś nie mam zamiaru zbyt długo siedzieć na szczycie. Szybko postanawiam zjechać na CHS i stamtąd zrobić już sobie jakąś trasę po górkach :)
Koło chaty Svycarna chwilę siedzę w oczekiwaniu aż lecący balon znajdzie się ponad wieżą.
Z CHS odbijam w kierunku Wysokiego wodospadu i po pokonaniu około kilometra dostaję smsa od Cezarego z zapytaniem czy nie jestem chętny na pieszy wypad bo zaraz wybiera się na przełęcz CHS. No nieźle... :D
Szybka zmiana planów. Równie szybki powrót do domu. Zajmuje mi to niespełna 1 godz. i 15 min(z wiatrem miałem ;) ). Kolejne 15 minut na przepakowanie się i oczekuję już Cezarego, który po chwili podjeżdża wraz z Dawidem. Mkniemy w kierunku CHS. Na przełęczy szukamy miejsca gdzie można pozostawić samochód, ale jest z tym obecnie trochę problemu. Jak pewnie niektórzy wiedzą aktualnie trwa remont drogi na Kouty i wszędzie zgromadzony jest materiał potrzebny do przeprowadzenia tego remontu. Wszędzie tam gdzie jest skrawek wolnej przestrzeni stoi już jakiś samochód. W końcu i nam udaje się zaparkować.
Cezary wymyślił trasę na górny zbiornik elektrowni Dlouhe strane. Na nogach jeszcze nigdy tam nie byłem i to właśnie zaważyło na zmianie moich dzisiejszych planów. Na początek musimy dotrzeć do zielonego szlaku, którym to zejdziemy do Koutów. Idziemy szeroką szutrową drogą w dół. Odwiedzamy też jedną skałkę tuż przy szlaku.
Na dole jakaś impreza turystyczna. Cezary coś mówił o niej, ale już zapomniałem co to było ;p Wypijam szybko piwo i rozpoczynamy marsz szlakiem czerwonym. Na samym początku taki mały skansen z ekspozycją drewnianych rzeźb.
Idziemy za znakami, ale jakimś sposobem gubimy szlak. Bardzo dobrze wydeptana ścieżka świadczy o tym, że nie my jedyni ;)
Nadkładamy około kilometra drogi zanim odnajdujemy czerwone znaki. Pogoda wyborna i temperatura znacznie wyższa jak wczoraj. Staramy się iść w cieniu drzew.
Chłopaki poszli lasem gdzie prowadzi szlak. Ja idę na przełaj po stoku narciarskim dzięki czemu udaje mi się ich dogonić. Wszystko przez te zdjęcia ;)
Docieramy do górnej stacji kolejki. Szybkie piwo i wchodzimy na wieżę widokową. Wstęp darmowy.
O ile do tej pory turystów na szlaku spotkaliśmy niewielu to od tego miejsca można powiedzieć, że są tłumy. Zdecydowana większość skorzystała z udogodnienia jakim jest wyciąg.
Już niemal od początku ciągle mijamy się na szlaku z jedną dziewczyną. Cezary ciągle ją zagaduje(trzeba szlifować język czeski ;) ).
Odbijamy na "Rysią skałę" bo chłopaki jeszcze tam niebyli, a miejsce warte odwiedzenia. 3-4 zdjęcia i lecimy dalej. Muszę gonić wraz z Dawidem Cezarego bo ten poleciał wcześniej. Doganiamy go dopiero na szczycie.
Tutaj dłuższa przerwa. Do rozmowy włącza się pewien chłopak z Karwiny. Dalej idziemy już w piątkę.
Schodzimy z górnego zbiornika w kierunku Malej Jezernej. Tutaj kończy się szlak czerwony. Odbijamy na leśną drogę prowadzącą przez podmokle tereny ku chacie Františkovy myslivna.
Do chaty chciał dotrzeć Cezary. To był najdalej na południe wysunięty punkt tej wycieczki.Kawałek dalej jesteśmy przy szlaku zielonym. Tutaj żegnamy towarzyszącą nam dwójkę Czechów, którzy udają się do nieodległego kamiennego schronu przy Jeleni studance. My natomiast schodzimy zielonym szlakiem w dół ponad dolny zbiornik elektrowni.
Chcą zaoszczędzić nam trochę wysiłku wymyślam trasę bez szlaku na Petrovkę. Dystans będzie bardzo podobny jakbyśmy szli przez Kouty, ale za to będziemy mieli około 200 metrów mniej podejścia ;)
No i widoki mieliśmy znacznie lepsze niż byśmy szli dalej drogą asfaltową. Późnopopołudniowe światło dodaje im smaczku :)
Dobrze też, że po drodze mamy źródełko bo moje zapasy wody wyczerpały się już jakiś czas temu. Tuż przed zachodem słońca jesteśmy na Petrovce. Po chwili odpoczynku ruszamy w ostatni odcinek na CHS mierzący około 4,5 km. Gdybyśmy siedzieli na ławce pięć minut krócej to zachód słońca oglądalibyśmy na otwartej przestrzeni co zresztą zauważył Dawid. A tak oglądaliśmy go w lesie ;)
Dzisiejsza trasa liczyła około 39 km według mapy.cz i niespełna 1600 metrów podejść.
W międzyczasie dostaję smsa od Kuby, że nadchodzącą noc chce spędzić na Biskupiej Kopie..., i jak tu się nie skusić ;)
Zostaję bezpiecznie odstawiony pod dom. Kolejne dzisiaj szybkie przepakowanie. Biorę rower i lecę do Jarnołtówka gdzie czeka już na mnie Kuba. Bardzo obładowani wjeżdżamy na szczyt gdzie w planach jest ognisko :)
Na rozmowach i piciu piwa zleciał nam czas do około pierwszej w nocy.
Ja oczywiście wykorzystuję wtachany na górę sprzęt foto. Może dzisiaj uda się uzbierać więcej materiału ?
Udało się ! Pogoda była znacznie łaskawsza jak poprzedniej nocy. Co prawda trochę wiało, ale temperatura była nieporównywalnie wyższa jak ta na Pradziadzie :)
Trzeba jeszcze wstać na wschód słońca. Ten był bardziej zamglony od poprzedniego i nawet dobrze, że nie szukałem dobrej miejscówki.
Później śpimy jeszcze do dziewiątej. Zjeżdżamy na dół gdzie pozostawiamy toboły w samochodzie i wjeżdżamy jeszcze raz na górę zupełnie na pusto ;)
Na szczycie byłem tego dnia jeszcze raz późnym popołudniem tak dla rozprostowania kości ;)
Galeria: LINK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz