Klub Góry-Szlaki organizuje cztery razy do roku Zjazdy Klubowe. Od 2012 roku staram się uczestniczyć co najmniej w jednym do roku. Tegoroczny zimowy wypadł u naszych południowych sąsiadów w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Główny cel to oczywiście najwyższy szczyt tego pasma czyli Lysa Hora. Jeszcze nigdy tam nie byłem zimą, a plany takie miałem chyba od dwóch lat. Jakże byłem rad gdy okazało się iż pierwszy tegoroczny Zjazd odbędzie się właśnie w tym paśmie górskim !
Oczywiście z góry zakładałem, że zrobię sobie wschód słońca na Lysej Horze. Prognozy pogody jednak spowodowały we mnie zwątpienie. Narastało ono im bliżej było do wyjazdu. Jadąc na miejsce z eską pół drogi towarzyszyła nam niezła śnieżyca. I jak tu w takich warunkach myśleć o świcie w górach ? Zobaczymy na miejscu. A na miejscu w miejscowości Nova Ves pogoda zdecydowanie lepsza i na nowo odżyły nadzieje na wschód słońca... Szybko zostajemy zakwaterowani w pensjonacie "Šance". Następnie rozmowy do późnej nocy... Mimo, że kładłem się spać z postanowieniem iż uderzam o świcie na Lysą to zmęczenie było tak duże, że nie zdążyłem ustawić budzika.... Zaspałem....
Sobota
Gdy otworzyłem oczy już świtało. Zerwałem się z łózka i wyjrzałem przez okno. Niestety. Niebo całkowicie zasnute chmurami. Sprawdzam widok z kamerek na szczycie. Wszystko w chmurach. No cóż.... Skoro już wstałem to może jednak pójdę na szczyt ? Najkrótszą trasą mam około 7 km, ale sporo przewyższenia do pokonania. Szybko przepakowuję się i wychodzę na szlak zielony. Nie ma pośpiechu bo i tak nie zdążę na szczyt przed wschodem słońca. Idę nie śpiesznie powoli nabierając wysokości. W nocy lekko przyprószyło i świeży śnieg przykrył oblodzony szlak. Za zielonymi znakami przechodzę obok "Albínovo náměstí".
Śniegu od tego miejsca trochę więcej. Pod Lukšinecem dochodzi szlak żółty. Przechodzę rzez rezerwat "Ondrášovy díry". Znajdują się tu pseudokrasowe jaskinie. Największa z nich ma 217 metrów długości. Jest zbyt ciemno w lesie by robić jakiekolwiek zdjęcia.
Lukšinec. Tutaj dociera szlak czerwony, który zawiedzie mnie aż na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego. Wchodzę w mglę. Drzewa stają się oszronione co całkiem ładnie wygląda.
Mija mnie coraz więcej osób. Przeważnie schodzących ze szczytu po nieudanym wschodzie słońca ;) Pod górę wyprzedza mnie kilku rowerzystów. Przeważnie na rowerach ze wspomaganiem elektrycznym ;)
Niby pogoda nie teges, ale i tak jest klimat.
Mgła gęstnieje. Docieram na szczyt. Sporo się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Bezručova chata została odbudowana z dobrowolnych zbiórek pieniędzy. Jest to niemal kopia obiektu z 1933 roku, który spłonął 11.3.1978. Robię obchód szczytu.
Widoki ograniczone do kilkudziesięciu metrów. Ledwo widać budynek przekaźnika. Skoro widoków nie ma, idę więc na piwo do Chaty Emil Zátopek - Maratón(to również nowy obiekt na szczycie).
Dzisiejsze piwo nie za bardzo mi wchodziło. Długo je sączyłem. Później kręcę się w okolicy szczytu.
Swoją drogą... Nie znam drugiego tak zurbanizowanego szczytu jak Lysa Hora.
Teoretycznie z biegiem czasu aura ma się poprawiać. Na razie nic tego nie zwiastuje. Zjazdowicze już są na szlaku i podążają na szczyt. Miałem nawet ochotę by zejść w ich kierunku, ale nagle zaczęło się przecierać.... Początkowo nieśmiało, ale z biegiem czasu było coraz lepiej. Pozostaję, więc na szczycie.
Tego dnia odbywa się impreza masowa. Wielu biegaczy zdobywa szczyt.
Około południa zaczynają się schodzić pierwsi zjazdowicze. Stawka bardzo się rozciągnęła. W oczekiwaniu na wszystkich okupujemy Bezručova chatę. Później trzeba jeszcze zrobić zdjęcie "klasowe" ;)
Teraz pozostaje już tylko zejście, ale nie... Ja postanawiam zostać na szczycie do zachodu słońca :D Robię krótki spacer na nieodległy Malchor (1219 m). Wierzchołek jest kawałek od szlaku żółtego, ale prowadzi tam dobrze wydeptana ścieżka.
Tuż obok w lesie dostrzegam geocachingową puszkę. To pewnie dlatego była wydeptana tam ścieżka ;)
Wracam na Lysą. Szlak żółty w tych warunkach bardzo męczący. Ścieżka nie dość, że bardzo ostro pnie się do góry to dodatkowo nieźle jest wyślizgana.
Słonce coraz niżej, ale do zachodu jeszcze trochę czasu. Teraz mogę się skoncentrować na kierunku wschodnim. Tam też zdążyło się wypogodzić na tyle, że ładnie widoczna jest Mala Fatra.
Babią czy Tatry też można było dostrzec.
Zbliża się zachód słońca, ale na niebie pojawiają się chmury wysokiego piętra.... Będzie jak to nazywam "brudny zachód słońca".
Na moment słońce mocniej przebija się przez chmury. Nie jest źle.
Na szczycie biega sporo amatorów zachodu, a ja wśród nich.
No ale pora byłaby już najwyższa by schodzić. Schodzę tą samą trasą jak podchodziłem. Jeszcze gdzieś w prześwicie między drzewami dostrzegam ledwo widoczne Jesioniki...
... i biegiem na dół, do pensjonatu. Mimo iż szlak bardzo wyślizganiu obyło się bez jakiejkolwiek wywrotki. Wieczór ponownie mija na rozmowach, a przede wszystkim na bardzo długim turnieju w tenisa stołowego. I ponownie kładę się spać bardzo późno...., ale spoko jutro nie ma presji wczesnego wstawania i będę mógł się trochę dłużej wyspać ;)
Niedziela
Na niedzielę jest zaplanowana lajtowa trasa. Część osób wyjeżdża już wcześniej do domów. Większość jednak przemieszcza się samochodami do Ráztoki. W planach jest zdobycie Radhošťa (1129 m).
Kilka osób decyduje się wjechać na Pustevny wyciągiem. Zbitą gromadką idziemy niebieskim szlakiem. Szlak oblodzony, ale póki jeszcze idziemy po w miarę płaskim terenie to nie sprawia to większych trudności.
Dopiero gdy kończy się droga asfaltowa szlak odbija na stok narciarski i zaczyna się bardzo stromo piąć do góry. Gdy to zobaczyłem to pomyślałem sobie "ładna mi lajtowa trasa" ;)
Stawka nam się coraz bardziej rozciąga. W połowie podejścia robimy przerwę tak by wszyscy mogli do nas dotrzeć.
O ile wcześniej szliśmy stokiem narciarskim bo tak było zdecydowanie wygodniej o tyle teraz musimy iść już bezpośrednio po szlaku bo górna część stoku jest wzięta we władnie przez narciarzy. Mimo, że śnieg w śladowych ilościach to sama ścieżka bardzo oblodzona. Ci co nie mają raczków przedzierają się lasem.
Docieramy na przełęcz Pustevny. Jest to jedno z najbardziej tłumnie odwiedzanych miejsc w tej części Beskidów. Mimo nieszczególnej aury ruch tutaj spory. Na przełęczy znajduje się kompleks schronisk turystycznych autorstwa Dušana Jurkoviča z końca XIX wieku. Jeden z tych pięknych obiektów architektury wałaskiej spłonął w 2014 roku. Obecnie pozostała tylko zabezpieczona podmurówka. Obiekt oczekuje na rekonstrukcję.
Do celu mamy zaledwie cztery kilometry. Idziemy spokojnym tempem. Gdzieś w przecince widoczne są Sudety. Znacznie lepiej jak w dniu wczorajszym.
Docieramy na Radegast. Większość osób kojarzy ten pomnik słowiańskiego boga z etykietą piwa o tej samej nazwie ;) Robimy mini zdjęcie "klasowe" i idziemy na Radhošť.
Pod szczytem stoi górski hotel Radegast. Zanim jednak wstąpimy do środka podchodzimy na nieodległy wierzchołek gdzie stoi drewniana kaplica Cyryla i Metodego. Kilka zdjęć na bardzo dobrze widoczne Sudety i idziemy na zasłużone piwo ;)
Długo nie siedzimy. Niektórych czas nagli. Schodzimy szlakiem zielonym. Początkowo idzie się całkiem przyjemnie. Jednak im jesteśmy niżej tym szlak coraz bardziej oblodzony. Mimo to całkiem sprawnie i szybko schodzimy na parking gdzie pozostawiliśmy samochody. Zejście zajmuje nam 51 minut.
Na parkingu czułe pożegnania i rozjeżdżamy się do domów. A powrót całkiem przyjemny i bardzo szybki bo trasę znam na pamięć ;)
Zdjęcia: https://goo.gl/photos/XLQe4yo8SnYhGVxp7
Całkiem sympatyczny wypad solowo-grupowy.Klimatyczne zdjęcia ( te mgliste). Cieszy mnie widok Babiej z Lysej Hory ( pewnie na przekór nazwie ją tak zabudowali). Jakoś nigdy nie udało mi się ustrzelić LH z Babiej, muszę nad tym popracować.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa. Ja w zeszłym roku w czerwcu uchwyciłem Lysą Horę z Babiej :)
Usuńhttps://goo.gl/photos/DqiuWeUWzENttMX58
No ba - 4:09 ◉_◉ Muszę się zmobilizować i nie wylegiwać tyle. I Tamiego do 500mm wytachać na górę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:D
Ładne zdjęcia :) Ciekawe ile razy widział Pan Alpy z Radhosta?
OdpowiedzUsuńPS Bo jest taka możliwość.Proszę o odpowiedź
UsuńAni razu nie widziałem. Raz tylko po bardzo mocnej obróbce zdjęć coś majaczyło. I to tyle.
UsuńCzyli wychodzi na to, że Alpy z Radhosta widział Pan rzadziej (raz) niż z Pradziada (2 razy),z którego potrzebna jest inwersja :)
UsuńStatystyki tutaj nie grają żadnej roli. Na Pradziadzie byłem ze 300 razy, a na Radhoście tylko 3...
UsuńNo tak. Jednak wychodzi na to, że Alpy z Pradziada to zadanie bardzo ciężkie.Ale czy podniesienie horyzontu jest możliwe w lato?
UsuńTakie aby zobaczyć np. Jagnięcy Szczyt z Pradziada czy Schneeberga z Pradziada?
Usuń