Strony

piątek, 6 kwietnia 2018

Wiosennie na Górę Świętej Anny - 25.03.2018

Powoli zaczynam się rozkręcać w tym sezonie. Z weekendu na weekend robię coraz dłuższe dystanse rowerowe. Chociaż i tak mam bardzo duże opóźnienie pod tym względem, podobnie jak tytułowa wiosna ;) W góry jeszcze nie za bardzo bo tam ogrom śniegu i to takiego mokrego i grząskiego, a w takich warunkach nieprzyjemnie się jeździ. Dlatego o tej porze roku robię sobie kilka dłuższych wypadów po terenach bardziej "płaskich". Pomysłu na niedzielę nie miałem, ale dostaję cynk, że na Górę Świętej Anny tego dnia zjawi się kilku znajomych z OKRu, dla niewtajemniczonych jest to Opolski Klub Rowerowy ;)

Początkowo myślałem by wyjechać skoro świt, ale jak to u mnie ostatnio z tym bywa tylko tak sobie myślałem :D Ruszam o ósmej. Jadę na cienkim kole główną drogą. W Dębinie zjeżdżam na Moszną. Droga nieczynna ze względu na remont...






Pierwszą pauzę robię w Mosznej pod tamtejszym pałacem. Pogoda całkiem ładna, ale zerwał się jakiś nieprzyjemnie mocny i zimny wiatr. Igor tym razem nie będzie latać ;)



Kilka kilometrów dalej zatrzymuję się na przerwę śniadaniową. Przy okazji oglądam ostatnie zawody indywidualne w skokach narciarskich rozgrywane w słoweńskiej Planicy.


Zawsze tylko przejeżdżałem przez Strzeleczki główną drogą. Tym razem kręcę się trochę w okolicy szeroko pojętego centrum.






Ze Strzeleczek jadę w kierunku Pisarzowic. Właścicielami miejscowości od 1646 roku byli Oppersdorffowie. W Połowie XVII wieku postawiono tu późnorenesansowy pałac. Przebudowany w późniejszym okresie w stylu barokowym. Budynek ten z założenia pełnił rolę rezydencji dla wdów po zmarłych członkach rodziny Oppersdorffów.



 
Jednak w te okolice przyciągnęło mnie co innego. Kiedyś przeglądając mapy zaintrygowało mnie  pewne miejsce zwane przez miejscowych "Amerikun". Hrabia Edward von Oppersdorff przebywając w USA, tak się zafascynował tamtejszymi nowoczesnymi młynami oraz piekarniami, że postanowił wybudować podobne obiekty na swojej ziemi. Niedaleko koryta rzeki Osobłoga wzniósł więc hrabia młyn po części napędzany wodą, a po części maszynami parowymi, spichlerz oraz budynek mieszkalny wraz z piekarnią. Miejscowa ludność kompleks ten nazywała Amerykanem (w dialekcie śląskim – Amerikun).
Do tego kompleksu dość łatwo jest trafić ponieważ tuż obok przebiega znakowana trasa rowerowa.



Kompleks budynków przemysłowych został wzniesiony w stylu wczesnego renesansu florenckiego. Dziś są to już tylko ruiny, ale za to jakie...

 







Rodzina von Oppersdorff była właścicielem Amerykana do 1930r. kiedy to postanowiła go sprzedać rodzinie Janocha. Okres II wojny Światowej to miejsce przetrwało bez zniszczeń jednak swoje zrobiły czasy powojenne. Najpierw armia korzystała z tego miejsca jako magazyn na broń. W latach 60-tych władze urządziły tu punkt poboru podatków w naturze. Później były magazyny na skóry i obuwie aż w końcu wszystko zostało opuszczone i nie mając gospodarza popadło w ruinę.

Tutaj odważyłem się wypuścić "Igora" mimo masakrycznie silnego wiatru. Z góry ruiny te robią niesamowite wrażenie.




W bezpośrednim sąsiedztwie był kiedyś drewniany most przerzucony nad Osobłogą. Ten się jednak rozleciał, a w późniejszym czasie wybudowano nowy, betonowy kilkaset metrów dalej na północ.


Okoliczne lasy na wiosnę zamieniają się w białe dywany przebiśniegów.



Ok, ale czas leci, a ja mam jeszcze kawałek na GŚA. Ruszam przez Komorniki i Dobrą gdzie już dalej główną drogą na Krapkowice i Gogolin.


Na "Ance" jestem kilka minut po czasie, ale to nic złego. Ekipa OKRu w najlepsze okupuje stolik w knajpie w "centrum". Dosiadam się. Na rozmowach sporo czasu zleciało. Później jeszcze na moment podjeżdżamy w okrojonym już składzie pod Pomnik Czynu Powstańczego.







Do Zdzieszowic zjazd terenem. Na kolarzówce nawet dało radę;) W mieście pauza na pizzę.


Zbliża się zachód słońca. Do domu mam sporo kilometrów. Jadę przez Kędzierzyn-Koźle gdzie zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy forcie Fryderyka Wilhelma. Jest to nigdy niedokończony fort Twierdzy Koźle. Przekształcony w fabrykę słodu tzw. "malcownię".







W ostatnich promieniach słońca przekraczam Odrę i czeka mnie teraz przeszło dwie godziny jazdy do domu. Na szczęście wiatr już trochę osłabł. Ogólnie udało się całkiem fajnie spędzić dzień. Na koniec licznik pokazał 170 kilometrów przejechanych.

Standardowo więcej zdjęć pod adresem: https://photos.app.goo.gl/x2fGvHGyXjViu8YQ2



2 komentarze: