Wschód słońca zastaje mnie w okolicy Uničova. To miasto podobnie jak Litovel i Ołomuniec dzisiaj ominę tak by jak najszybciej dotrzeć bardziej na południe.
Nad jeziorem Chomutovskim postanawiam zrobić sobie przerwę śniadaniową. Fajna miejscówka dla osób mających cierpliwość w fotografii ptactwa. Stoi tam nad brzegiem niewielka wieża, ale akurat śpi na niej jakaś młoda para ;)
Omijam wszystkie większe miasta. Zupełnie nieznanymi mi do tej pory drogami docieram do miejscowości Kralice na Hané. Znajduje się tu niczym niewyróżniający się barokowy pałac. Obecnie jest tu jakiś hotel czy coś w tym stylu. Przed pałacem pomnik upamiętniający poległych w obu wojnach światowych.
Zrobiłem mały błąd nawigacyjny i pojechałem na Němčice nad Hanou. Nie tędy chciałem jechać, ale już nie będę wracać i uderzam przez samo centrum bo i tak trzeba mi zrobić jakieś zakupy. Słupek rtęci wędruje coraz wyżej i trzeba się pilnować by się nie odwodnić. Na dziś zapowiadają temperaturę przekraczającą sporo 30 stopni.
W miasteczku całkiem ładny ryneczek. Kompletnie żywej duszy.
Na okolicznych wzniesieniach trwają prace w polu po niedawno skończonych żniwach. Trzeba też się nawodnić ;)
Znacznie ciekawsze w zabytki są sąsiednie Mořice. Miejscowość darował zakonowi Paulinów w 1633 roku książę Maksymilian von Liechtenstein. Tutejszy empirowy pałac swój wygląd otrzymał po przebudowie wcześniejszego, który spłoną w 1807 roku. Przez 150 lat gdy majątkiem tym władali Paulini wybudowano jeszcze barokowy kościół św. Marcina oraz ustawiono kilka figur świętych.
Po niespełna dwóch kilometrach jazdy w kierunku miasta Vyskov kolejny pałac w Nezamyslicach. Ten obiekt również pochodzi z XVIII wieku. Tuż obok stoi przyległy kościół św. Wacława.Po drugiej stronie budynek fary.
I ponownie nie zdążyłem się rozpędzić jak trafiam do Ivanovic na Hané. Główna droga przebiega przez centrum i wszystkie najcenniejsze obiekty są zlokalizowane w jej okolicy. Ratusz, kościół św. Andrzeja i pałac.
Troszku bardziej schowany jest kościół husycki. W przeszłości była to synagoga.
W Vyskovie mam też kilka rzeczy, które chciałem zobaczyć. np. tamtejszy pałac.
Przede wszystkim moim celem na tą wycieczkę był Slavkov u Brna. Wiele razy tu byłem, ale nigdy nie było za bardzo czasu by się zatrzymać. Nic też dziwnego bo przeważnie miało to miejsce w nocy i to całkiem pod koniec jazdy danego dnia. Teraz podjeżdżam pod tamtejszy piękny barokowy pałac.
Pierwsze pisemne wzmianki o pałacu pochodzą z XIII w. kiedy to zakon krzyżacki postawił tu swoją twierdzę. W późniejszym okresie wokół obiektu powstało niewielkie miasto. Na początku XVII wieku dawny zamek przebudowany został w okazałą renesansową rezydencję, która później z kolei przekształcona została w barokowy pałac.
Tu na południu Moraw panuje niesamowita susza. Trawniki kompletnie wyschnięte.
Uruchamiam pierwszy raz dzisiaj drona...
Samo centrum też niczego sobie. Ładne, zadbane kamienice. Jednak nie myślałem by długo się tu kręcić. W oczekiwaniu na słońce dość sporo czasu spędziłem w parku przypałacowym i teraz już powoli zaczyna mnie czas gonić.
Najbardziej na południe wysuniętym miejscem, które chciałem odwiedzić jest Palava. Najwyższym wzniesieniem tego niewysokiego pasma jest Devin. Już z daleka widoczny.
Przez Hustopeče docieram nad zalew novomlynsky. Po drodze w miejscowości Starovičky przy drodze stoi drugowojenny pomnik w postaci czołgu T34.
We wspomnianym wcześniej zalewie stan wody niski, a jej kolor i zapach na pewno nie zachęcają do kąpieli ;)
Docieram do Pavlova, który leży już na zboczach Palavy. Nad miasteczkiem natomiast góruje wzniesienie z ruinami zamku Děvičky.
Początkowo chciałem podjechać pod ruin, ale raz, że było bardzo stromo(właściwie to były szerokie schody), a dwa, że w rezerwacie tym jest zakaz jazdy rowerem. Czasu miałem do końca dnia niewiele i nie widziało mi się za bardzo spacer tam w obuwiu kolarskim.... , ale od czego jest Igor !
Na Devinie kiedyś spędziłem noc. Dość dawno już to było. Z góry widać dobrze jaki syf jest obecnie w zalewie.
Jadę w kierunku Mikulova. Ciężko się podjeżdża w takim upale.
Nad Klentnicami znajdują się ruiny kolejnego zamku. Sirotčí hrádek został wybudowany w XIII wieku, a już pod koniec XVI wieku stał opuszczony. Tutaj ze względu na niewielką odległość do pokonania podjeżdżam pod ruiny. Właściwie to wprowadzam rower po tej stromiźnie ;)
Sam Mikulov miałem pominąć, ale jednak wypadałoby zrobić jeszcze jakieś zakupy dzisiaj. Postanawiam, więc że zrobię sobie zachód słońca. Na zboczu szczytu Turold znajduje się geopark w dawnym kamieniołomie, a tuż obok sporych rozmiarów hałda gdzie wyczekuję ostatnich promieni słońca. Słońce jednak nie za bardzo dzisiaj chce współpracować ;)
Po zachodzie słońca zjeżdżam do miasta na zakupy i już główną drogą lecę w kierunku Brna. Odbijam jednak bardziej na zachód by poruszać się podrzędnymi drogami. Tak trafiam do Dolnych Kounic. Trochę już nieprzespana noc i zmęczenie dają o sobie znać. Do tego jeszcze wybrałem taką drogę, która pnie się masakrycznie stromo w górę. Pod szczytem wzniesienia Babi hora decyduję się zatrzymać na noc. Rozwieszam hamak między drzewami, ale nie mogę zasnąć jest tak strasznie duszno. Nad ranem termometr wskazuje 26 stopni ! To będzie kolejny upalny dzień, więc staram się wyruszyć wcześnie. Jednak te krótkie i strome podjazdy robią swoje i kilometrów powoli przybywa.
Około siódmej docieram Rosic. Dopiero gdy dotarłem pod tamtejszy pałac zdałem sobie sprawę, że już tu kiedyś byłem. Obiekt pochodzi z okresu renesansu. Wówczas przebudowano stojący w tym miejscu zamek na rezydencję.
Jeżeli o tak wczesnej godzinie temperatura przekracza trzydziestkę to ciekawe co będzie popołudniu ? Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Trochę podrzędnymi drogami, trochę wyznakowanymi trasami rowerowymi docieram do zamku Veveří. Tego typu obiekty bardzo ciekawie wyglądają z góry. Ostatnio coraz bardziej zaczynam przekonywać się do takiej fotografii ;)
Zamek Veveří pochodzi z przełomu XII i XIII wieku i jest ulokowany na malowniczym cyplu w zakolu rzeki Svratka. Jest jednym z największych kompleksów zamkowych na Morawach.
Leśną trasą rowerową jadę w kierunku Tišnova. Wybór najlepszy nie był bo straciłem sporo czasu na pokonanie tej dość trudnej na rower z bagażami drogi. Bardzo mnie tam wytrzęsło ;) W Tišnovie najważniejsza rzecz to zakupy. Oczywiście na ryneczek też zawitałem.
Dosłownie o przysłowiowy "rzut beretem" w Předklášteří znajduje się Klasztor Porta Coeli (Brama Niebios) jest jednym żeńskim klasztorem i jednym z najważniejszych zabytków w Republice Czeskiej. Założony przez królową Konstancie, wdowie po Przemysławie Ottokarze I w 1233 roku.
Bogato zdobiony portal jest unikalnym dziełem sztuki gotyckiej w tej części europy.
Niestety wewnątrz nie wolno robić zdjęć. Nawet nie próbowałem bo właśnie odbywało się nabożeństwo. Jadę dalej. Moim kolejnym przystankiem będzie Pernštejn. Gdzieś po drodze przechodzi niewielka burza. Przeczekuję ją korzystając z okazji robię przerwę obiadową. Przejeżdżam przez Doubravník.
Podobnie jak w przypadku zamku Veveří tak i teraz chciałbym zrobić kilka ujęć z drona Pernštejnu. Wyszykuję jeden punkt widokowy na zamek, z którego będę mieć dobry widok i możliwość wystartowania Igorem.
Pernštejn to okazała średniowieczna warownia. Powstała prawdopodobnie w drugiej połowie XIII wieku. Od XVI wieku kiedy to nastąpiła ostatnia większa przebudowa trwa w niezmienionej formie.
Ten lot niestety zakończył się rozbiciem drona o korony drzew.... Jak nazłość straciłem łączność wizualną na telefonie(gówniany i słaby model, często się to zdarza). Dodatkowo pokłady energii były na wyczerpaniu i było tylko tyle by wrócić. Igor spadł mi z około 20 metrów po zderzeniu ze świerkiem i stracił wszystkie śmigła. Za to jak upadł i leżał na plecach to wróciła wizja. Teraz musiałem jeszcze go odnaleźć w gęstym lesie kilkaset metrów od miejsca gdzie stałem. Poza wspomnianymi śmigłami wszystko wydawało się ok, ale sprawdziłem to dopiero kilka godzin później będąc już w Sudetach.
Pogoda ponownie straszy burzami. Trochę przez ten incydent z dronem odeszły mi chęci do czegokolwiek. Jadę starając się ograniczać postoje do minimum. Chciałem jechać przez miejscowość Vir, ale droga zamknięta ze względu na remonty i nie chciało mi się już za bardzo kombinować i pojechałem na Bystre. Niewielki deszcz przeczekuję na stacji paliw.
Miasteczko całkiem ładne. Zaduch panujący w powietrzu spowodował, że oprócz jednej pani siedzącej na przystanku nie spotykam nikogo !
No dobra robi się coraz później, a do domu jeszcze niesamowicie dużo kilometrów. Możliwie najbardziej jak to możliwe skracam trasę na Svitavy. Już nie kombinuję i główną drogą lecę w kierunku Gór Orlickich. Trasę znam i jedzie mi się bardzo dobrze bo jest niemal płasko, a do tego wiatr dość mocno pomaga ;)
Chmury burzowe gdzieś znikają i wypogadza się. Słońce będzie mi towarzyszyło już do końca dnia, a ten chyli się i tak ku końcowi. Przez Tatenice jadę wymagającą trasą na Cotkytle i dalej na Štíty.
Przełamuję się i uruchamiam Igora chcąc się upewnić, że z nim wszystko w porządku. Po wymianie śmigieł na nowe robię test. Wygląda, że jest w porządku. Jedzie mi się już znacznie raźniej. Z racji iż trasę pokonywałem wielokrotnie, a od Hanušovic jest już zupełnie ciemno. Przerw już nie robię.
I tak w sumie po przeszło 550 kilometrach i upalnym weekendzie spędzonym na rowerze docieram po 23 do domu.
Galeria: https://photos.app.goo.gl/zZuQJ3Z62B9UWgZK8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz