Minionej nocy nawet nie rozkładałem hamaka. Położyłem się po prostu na snopku słomy i tak najzwyczajniej zasnąłem 😉 Już nie pamiętam kiedy ostatnio tak późno położyłem się spać podczas wyprawy rowerowej. A ta noc była wyjątkowo krótka ponieważ szybko zbieram się do drogi. Zdaję sobie sprawę, że co najmniej dwa najbliższe dni będą wymagające ponieważ czeka mnie przejazd przez Alpy i na pewno jakąś wysoką przełęcz w górach przyjdzie mi pokonać. Nie wiem tylko jeszcze przez którą będę jechać 😉
Dość szybko docieram do miasta Pernes-les-Fontaines. To pierwsza miejscowość, w której się zatrzymuję. Pretekstem było oczywiście zrobienie zakupów. Ale skoro już tu jestem to zagłębię się w plątaninę wąskich uliczek wewnątrz murów miejskich. O tej godzinie niewiele osób jeszcze się kręci , więc przyjemność dla mnie tym większa gdy kręcę się po mieście.
W mieście chcąc przejść przez pasy w ostatniej chwili udaje mi się uniknąć tego by mnie nie potrącił samochód. Jakiś ciulas w BMW po prostu wjechał na pasy i na nich się zatrzymał, wysiadł i poszedł do kiosku z gazetami..... Przynajmniej powiedział mi dzień dobry....😏 A ja musiałem obejść barierkę bo nie mogłem przejść na drugą stronę jezdni.
Za miastem kończą się już przelewki. Trasa zaczyna być coraz bardziej wymagająca. Po raz pierwszy podczas tej wyprawy przyjdzie mi pokonywać konkretne podjazdy. Ciekawe jak jest z formą? W końcu jestem w trasie niemal dwa tygodnie. Muszę wziąć też pod uwagę, że bagaży mam więcej niż było do tej pory.
Za miastem zjeżdżam na podrzędną drogę. Nie znam terenów kompletnie. Nie orientowałem się też wcale co do tych okolic przed wyjazdem, więc którędykolwiek pojadę będzie to dla mnie odkrywanie nowego.
Po minięciu niewielkiego lokalnego lotniska rozpoczynają się pierwsze górki na mojej dzisiejszej drodze. Sceneria zupełnie się zmienia. Jednak cały czas towarzyszy mi widok Mont Ventoux.
Wjeżdżam do miejscowości Methamis. Bardzo ładnie położona to miejscowość. Przejeżdżam bardziej obrzeżami i rozpoczynam konkretny podjazd.
Przede mną około 25 kilometrów bardzo klimatycznej trasy. I widokowej dodatkowo. Mijam wiele plantacji lawendy. W końcu to Prowansja 😀 Wymija mnie też spora grupa kolarzy. Pewnie wracają z Mont Ventoux 😉 Tak w ogóle coraz więcej rowerzystów widuję. Ale nie ma się co dziwić.







Docieram do miasta Sault. Stąd można uderzyć na Mont Ventoux. Ja jednak nie mogę sobie pozwolić by tam jechać. Przynajmniej nie tym razem 😔 Teraz muszę zrobić zakupy. Spore zakupy bo czeka mnie bardzo trudny odcinek. Z mapy wychodzi, że przez długi czas mogę nie natrafić na sklep. Będąc pod marketem na obrzeżach miasta widzę bardzo wielu rowerzystów zaopatrujących się w sklepie. Tak się przyglądam ich zachowaniu i rowerom, na których jeżdżą i czasami aż chce mi się śmiać widząc jak bardzo starają się co niektórzy odchudzić swoje sprzęty. Ludzie to nawet potrafią ściągnąć gumową osłonę z zapięcia rowerowego co by tylko wszystko mniej warzyło. Ale o zrzuceniu kilku kilogramów masy ciała już nie pomyślą. Zapewne bandzioch im nie przeszkadza 😆
Przede mną podjazd na przełęcz Col de I'Homme Mort. To przełęcz licząca już przeszło 1200 metrów nad poziomem morza. Cały czas mijam plantacje lawendy. Tutaj na tej wysokości kwiaty dogrzewają później przez co zbiór odbywa się właśnie teraz.
Tu mam też ostatnie widoki na Ventoux.
A po osiągnięciu najwyższego punktu nastaje moment gdy zaczyna się zjazd 💪😀 Opuszczam też granice Prowansji.
W Sederon trafiam na otwarty sklep. Bardzo dziwne godziny, w których jest otwarty ten market. 15-19. Domyślam się, że właściciel być może pracuje gdzie indziej na etacie, a sam popołudniami prowadzi swój biznes.

Kontynuuję zjazd dalej. Teraz podążam wzdłuż rzeki La Meouge. W pewnym momencie wjeżdżam w głęboki kanion, którym płynie ta rzeka.
Widzę wiele osób zażywających kąpieli lub opalających się nago na skalach nad samą rzeką 😉
Sprawnie mi poszło dotarcie w dolinę, którą płynie rzeka Durance. Teraz do końca dnia i zapewne jeszcze trochę jutro będę jechać wzdłuż tej rzeki. Aktualnie trasa jest całkiem przyjemna. Lekko pod górę, ale jedzie się szybko. Po prawej mam autostradę A51. Po dotarciu do miejsca gdzie się zaczyna ta autostrada odbijam na wschód do miasta Tallard.
Tallard to niewielka miejscowość. Tereny te były zamieszkiwane już w czasach prehistorycznych. Nazwa miejscowości pojawia się na mapach w VII wieku.
Osada zaczęła się organizować w XIII wieku. Z tamtego okresu pochodzi stare miasto. Z częściowo zachowanymi murami obronnymi. Widać je chociażby w okolicy bramy Durance.
Do dziś zachowały się wąskie uliczki wybrukowane kamieniem, zabudowane domami wznoszonymi z kamienia o średniowiecznym detalu architektonicznym.


Najważniejszym zabytkiem jest bezsprzecznie tutejszy zamek. Został on wzniesiony na skalistej ostrodze na południowej granicy miasta. Zakłada się, że w pierwotnej formie był dziełem joannitów. Warownia istniała już przed 1300 rokiem...
Obecnie obiekt przechodzi bardzo rozległe prace konserwatorskie.
Miasto opuszczam tuż po zachodzie słońca. Jadę dalej wzdłuż rzeki. Wybrałem specjalnie podrzędną drogę bo powoli rozglądam się za miejscówką na nocleg.
Trasa może nie była najłatwiejsza, ale dość szybko znajduję odpowiednie miejsce by rozwiesić hamak. Dzisiaj dość wcześnie kładę się spać bo raz, że dzisiejsza trasa dała mi nieźle popalić, a dwa, że jutro będzie jeszcze ciężej 😉
Miejscówka jest wręcz genialna bo mam dostęp do wody i całą infrastrukturę łącznie z gniazdkiem 230 V za free.... A dodatkowo wszystko zlokalizowane nad niewielkim jeziorem 💪😀
Jest i tradycyjna mapka :
Statystyki Dzień 11:
Dystans: 163,25 km
Czas jazdy: 11:31:34
Średnia: 14,16 km/h
Max: 59,56 km/h
Suma podjazdów: 1865 m
Wys. max.: 1213 m n.p.m
cdn
No nie powiem, fajne widoki się zrobiły. Kiedyś sądziłem, że tylko "nasze" (+ukraińskie Karpaty, słowackie Tatry, itp.) góry będą budzić moje emocje. Ale Grecja, Macedonia, Sycylia też jest bomba.
OdpowiedzUsuńBo łatwiej jest odciąć kawałek gumy z zapięcia i zapłacić kilkadziesiąt euro za lżejszy sprzęt niż popracować nad swoimi nawykami by zgubić kilka kilogramów. Bo zmiany są trudne.
OdpowiedzUsuń