Mimo długotrwałych opadów deszczu jest wyjątkowo ciepło. Termometr wskazuje przeszło 18 stopni Celsjusza. O 05:25 ruszam w drogę. Najpierw muszę się wrócić kawałek by przejechać mostem na drugą stronę Innu. Pogodowa szarówa. Nie pada, ale jezdnia dość długo mokra. Podążam drogą nr. 20 ku granicy z Austrią w Braunau am Inn. Przed ósmą jestem na granicy. Jednak miasto omijam południową stroną po nowej obwodnicy, która defakto jest jeszcze w trakcie budowy. Wypogadza się i zza chmur wychodzi słonce. Słupek rtęci szybko pnie się do góry.
Po kilkudziesięciu kilometrach jazdy krajówką postanowiłem zjechać na jakieś mniej uczęszczane drogi. Później miałem do siebie pretensje za ten wybór bo na mojej drodze stawały kolejne wzniesienia , które musiałem pokonać. Niebyły zbyt wysokie, ale podjazdy strome i nieźle dające w kość.
Po 15-tej docieram do Wels. Co prawda byłem tu już w zeszłym roku, ale nocą, a jak wiadomo w nocy nie wszystko widać i część ciekawych obiektów po prostu przeoczyłem.
Robię zakupy na dalszą część dnia i jadę do centrum. O ile ostatnim razem miałem problem z poruszaniem się po mieście ze względu na mało czytelne oznaczenia, o tyle tym razem obyło się bez niespodzianek.
W Wels znajduje się jedna z najstarszych świątyń w Górnej Austrii - kościół po raz pierwszy wzmiankowany w 888 roku. Wówczas była to drewniana kaplica. W XIV wieku przebudowany w stylu gotyckim. Nosi ślady wcześniejszej romańskiej świątyni.
W zachodniej części rynku usytuowana jest jedyna istniejąca do dziś baszta(Ledererturm) ze średniowiecznych fortyfikacji. Pozostałe trzy zostały zburzone pod koniec XIX wieku.
Ledererturm |
Rzymski słup milowy. |
Kaplica św. Jana Nepomucena w Wels. |
Rzeka Traun |
Traun |
Linz |
Gdy już przeprawiłem się na drugą stronę Dunaju obieram kierunek na Mauthausen. Jadę oczywiście trasą rowerową biegnącą wzdłuż rzeki "Donauradweg". O tej porze dnia chyba połowę mieszkańców biega, jeździ na rowerze i na rolkach po ścieżkach nadbrzeżnych. Im dalej od miasta tym robi się luźniej. Podczas jednej pauzy widzę bobra wynurzającego się z wody i sięgającego do gałęzi wierzby zwisającej nad Dunajem. Niestety nie zdążyłem wyjąć aparatu :(
Słońce już nisko nad horyzontem. Jadę przez kilka kilometrów w towarzystwie sakwiarza z Francji. Rozdzielamy się w Abwinden gdzie oddalam się od Dunaju chcąc skrócić sobie trochę trasę i ominąć Mauthausen.
Docieram do drogi nr.123. Tutaj jestem już "u siebie". Dalszą trasę pokonywałem wielokrotnie, więc znam ją niemal na pamięć ;)Odbijam w kierunku północnym. I rozpoczynam podjazd na wzniesienia. Początkowo chciałem dojechać dalej, ale gdy się trochę zmęczyłem uznałem iż nie ma sensu się katować i na noc postanawiam się zatrzymać w miejscowości Frensdorf.
Wieczorem dość długo spoglądam w rozgwieżdżone niebo zastanawiając się co przyniesie jutrzejszy dzień.
W nocy budzę się gdy słyszę jakieś odgłosy. Okazało się, że w odległości mniejszej jak metr ode mnie harcują dwa jeże. Mało zawału nie dostałem gdy ujrzałem maleńkie ślepia wpatrujące się we mnie. Nie dawały mi spać, więc przeniosłem je kilkadziesiąt metrów w głąb lasu. Uświadamiam też sobie, że to pierwsze dzikie zwierzęta, które widzę podczas tej wyprawy !
Statystyki dnia 10 |
Galeria: LINK
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz