Noc mija mi wyjątkowo spokojnie, nawet komary tym razem nie przeszkadzały we śnie ;) Do dalszej drogi zbieram się zanim jeszcze wzeszło słonce. O poranku jest dość chłodno, ale należy się spodziewać kolejnego upalnego dnia i tylko kwestią czasu jest jak słupek rtęci szybko zacznie wędrować ku górze. Dość szybko mijają mi pierwsze dzisiejsze kilometry. Tereny wyjałowione, widoki stepowe...
O ósmej temperatura przekracza już 30 stopni. Mam do pokonania niewysoką przełęcz. Ruch na drodze znikomy bo raczej większość kierowców wybiera drogę krajową biegnącą tuż obok. Wyprzedza mnie dość spora kolumna wojskowych ciężarówek. Szybko dziś czas mi leci. Nie wiem co mnie tak gna ku granicy z Macedonią. W dali widoczne już elektrownie po drugiej stronie granicy. Powietrze bardzo tam zapylone..
Na przejściu ze dwa samochody przede mną do odprawy. Pamiątkowa fota i ruszam w kierunku pierwszego większego miasta po stromie macedońskiej, którym jest Bitola(Битола).
Chwilę wcześniej w miejscowości Krawari trafiam na market gdzie jest możliwość płacenia kartą bo waluty jeszcze nie zdążyłem wymienić. Zakupy są dość spore bo i moje aktualne potrzeby są duże. Okazuje się, że jest możliwość płacenia w euro. Po przeliczeniu nie mogę uwierzyć, że za tak spore zakupy mam zapłacić niewiele ponad cztery euro. Proszę by ekspedientka przeliczyła jeszcze raz... nie ma mowy o pomyłce. Dzień wcześniej za podobne zakupy w Grecji zapłaciłem 15 euro ! Szkoda tylko, że nie chcieli sprzedać mi piwa w butelce na wynos. Trzeba mieć butelki na wymianę. W bezzwrotnej butelce były tylko bardzo znane koncerniaki...
Jadąc już od granicy co pewien czas ustawione są drogowskazy informujące o antycznym mieście Heraklea Linkestis. Oznakowanie dobre, więc podjeżdżam. Założone przez Filipa II Macedońskiego w IV wieku p.n.e. Miasto zostało zaatakowane przez Rzymian w 148 p.n.e. Zachowane fragmenty wczesnochrześcijańskiej bazyliki, bizantyjskiej twierdzy i teatru. Niestety zamknięte i ogrodzone. Nie mam możliwości zwiedzić, więc tylko kilka zdjęć zza płotu...
Jadę ku centrum. W mieście dość spory ruch zarówno na drogach jak i na chodnikach. Jednak poruszanie się po Bitoli rowerem nie przysparza większych problemów. Znajduje się tutaj dwa duże meczety Ajdar - Gazi z XV wieku i Eni z XVI wieku.
Wyróżniającym się obiektem jest na pewno wolnostojąca wieża zegarowa Saat Kula.
Na głównym placu miasta stoi pomnik Filipa II Macedońskiego.
Wizyta w mieście dość krótka, ale mimo wszystko miasto ciekawe, które wywarło na mnie pozytywne wrażenie.
Teraz obieram kierunek zachodni. Jeszcze dziś chcę dotrzeć do Albani. Na wyjeździe z Bitoli zatrzymuję się na stacji paliw na kawę. Korzystam z darmowego wifi. W kierunku zachodnim wiedzie nowa droga wybudowana obok starej. Z racji znacznie mniejszego natężenia ruchu na drodze wybieram oczywiście tą starą drogę. Plus jest jeszcze taki, że droga czasami biegnie wśród drzew dając chwile wytchnienia od palącego słońca. Czasami można spotkać żółwia przekraczającego jezdnię. Tego tutaj wyniosłem w dość odległe miejsce od drogi :)
Nachylenie drogi z biegiem czasu się zwiększa, a nawierzchnia przechodzi w bruk. Widać, że jest coraz większe zadupie bo robi się coraz większy gąszcz tak iż mieści się jeden samochód.
Od południa towarzyszy mi widok pasma górskiego Baba na terenie, którego utworzono park narodowy Pelister. Pelister to również nazwa najwyższego szczytu pasma mierzącego 2601 m. Bardzo łatwo go zlokalizować za sprawą znajdującego się na szczycie nadajnika.
Stara droga bardzo się wije i jest zdecydowanie bardziej stroma od tej nowej. W końcu powiedziałem dość! Wracam na główną drogę ! Od razu jedzie się szybciej i nie telepie tak bagażami. Zaliczam pierwszą dziś przełęcz. Gavato liczy sobie 1164 m n.p.m. Zatrzymuję się by zrobić zdjęcie i znajduję 200 denarów. Będzie na piwo ;)
Następnie szybko wytracam wysokość zjeżdżając do Resen(Ресен). Jest zbyt gorąco bym myślał o zwiedzaniu. Kręcę się po uliczkach w poszukiwaniu sklepu. Wypijam zimne piwo i ruszam dalej.
Później następuje okres około trzech godzin gdy niewiele się działo. Zdobywam kolejną przełęcz. Tym razem przekraczającą 1200 m n.p.m. Później już tylko zjazd do Ochrydy (Охрид – Ohrid). Miasto wraz z Jeziorem Ochrydzkim zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Głównym deptakiem idę najpierw nad jezioro.
Wąskimi uliczkami powoli pnę się ku górze. Mijam kilka cerkwi np. św. Zofii. Jest to jeden z najważniejszych zabytków Macedonii, powstały w XI wieku.
Trochę wyżej znajduje się teatr wybudowany w 200 roku p.n.e, a więc pochodzi z okresu hellenistycznego.
Przejeżdżam jeszcze przez wzniesienie gdzie znajdują się pozostałości twierdzy cara Samuela i szybko zjeżdżam na dół. Robię zakupy i jadę wzdłuż linii brzegowej jeziora w kierunku zachodnim.
Jako że okolice są popularne wśród turystów to osób tu wypoczywających jest bardzo wiele. Ogólnodostępne plaże są zaśmiecone, ale o te zagrodzone się dba i są czyste. Poza miejscowościami wypoczynkowymi w wielu miejscach jest bardzo brudno. Są całe wysypiska śmieci sięgające linii brzegowej jeziora. Na jednym z takich wysypisk stoi Polonez ;)
Z mapy wynika, że przede mną spory podjazd ku granicy z Albanią. Chciałem zdążyć na zachód słońca, ale na drodze jest gigantyczny korek sięgający kilku kilometrów. W korku tym stoją same tiry. Osobówki są kierowane objazdem. Jadę tamtędy i ja. Okazuje się, że przyczyną zatoru na drodze była stłuczka. Najśmieszniejsze jest to że zderzyły się dwa samochody będące na szwajcarskiej rejestracji :D
Przez ten objazd straciłem trochę czasu. Jak na złość właśnie puścili wszystkie tiry stojące w korku. A te dużo miejsca zajmują na drodze, więc zjeżdżam na pobocze i przeczekuję jeszcze kilkanaście minut aż wszystkie mnie wyminą. Albańczyk za kierownicą to zmora rowerzysty ;)
Dorze, że jestem rowerem bo kolejka do odprawy na dobrą godzinę. Podjeżdżam do okienka gdzie odprawia się ruch pieszy. Macedońska strażniczka pyta się czy sam podróżuję po Europie. Mówię, że sam. No właśnie bo widziała mnie kilka godzin wcześniej w Bitoli :D
Witamy w Albanii ! Powietrze tu jakieś takie bardzo zapylone. Gdy otwieram usta to po chwili czuję jak chrzęści mi piach między zębami. Na sam początek mam strony zjazd. Fajnie bo przybędzie na koniec dnia jeszcze trochę kilometrów. Jak dla mnie stan nawierzchni, którą przyszło mi jechać jest bardzo dobry i spokojnie można puścić hamulce.
Mijam wiele stanowisk gdzie miejscowi myją samochody. Mają klientów bo samochody są aż brązowe od unoszącego się w powietrzu pyłu. Wjeżdżam do Prrenjas i jestem w mały szoku. Kompletny brak oświetlenia ulic. Nie ma nawet latarni. Muszę znacznie wytracić prędkość bo jazda jest bardzo niebezpieczna. Co rusz ktoś wyskakuje mi na drogę. W ogóle to wszyscy chodzą tu jak im się podoba.
Ruch na drodze też spory. Dla kierowców nie istnieje coś takiego jak bezpieczeństwo rowerzysty. Kilkukrotnie wyprzedzają mnie na trzeciego tak, że aż robi mi się gorąco. Wolę nie ryzykować dalszej jazdy po nocy i zatrzymuję się przy jakimś opuszczonym sklepiku...
Statystyki dzień 13 |
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/s5me00TlLLwt6xpB3
cdn...
Kolejna część relacji... -->
Widzę, że też problem miałeś z flaszkami - dla mnie to jeden z bałkańskich absurdów, bo w dużych sklepach (marketach i hiper) zazwyczaj nie ma problemów, trzeba tylko zapłacić kaucję.
OdpowiedzUsuńTą drogą brukowaną kiedyś jechałem, jak główna była zamknięta - musiałem mijać m.in. stado owiec, które rozsiadły się na środku :)
Wykopaliska koło Bitoli zawsze można było zwiedzać, ciekawe czemu zamknięte?
A Polonez faktycznie macedoński i stoi :)