W nocy towarzystwo przy ognisku trochę przeszkadzało mi zasnąć. Ja się im nie dziwiłem bo mieli tu zabawić trochę dłużej w przeciwieństwie do mnie i wcale nie planowali wcześnie wstawać ;)
W nocy jest ciepło, a poranek przyniósł trochę zamglone widoki z wieży. W sumie to słońce nie za bardzo chciało wychylić się z gęstej zawiesiny ponad horyzontem. W każdym bądź razie kilka fotek wykonałem ;)
Widoczność jest po prostu kiepska ledwo widać Góry Strażowskie czy też masyw Chmelovej, a to przecież raptem 20-30 kilometrów :/
Punkt szósta ruszam w dzisiejszą trasę. Ta wiedzie początkowo do Trenčína. Na drogach o tak wczesnej godzinie niemal pustki. Dziwne to nie jest bo kto normalny o tej godzinie w dodatku w niedzielę byłby już aktywny ? ;)
Veľká Skalka to nazwa częściowo zrekonstruowanych ruin klasztoru benedyktynów. Powstał on w XIII wieku. Ładnie jest wkomponowany w zbocze wapiennej skały.
kilka pchnięć korby i zatrzymuję się przy kościele św. Andrzeja
Z daleka widoczny jest już Trenczański zamek. Do centrum przedostaję się starym mostem kolejowym przerzuconym nad rzeką Wag. Wiedzie nim trasa rowerowa.
Trenczyn(Trenčín) to jedno z bardziej znanych miast Słowacji. Pierwsze ślady osadnictwa w tym miejscu są na IV tysiąclecie p.n.e. W 179 roku n.e. na stromej skale zamkowej została wyryta inskrypcja na pamiątkę zwycięstwa nad Kwadami przez legion rzymski. W 1018 roku osada przyłączona do Węgier. W 1412 roku król Zygmunt Luksemburski nadał miastu prawa wolnego miasta królewskiego. W XVIII wieku większość zabudowy została przebudowana w stylu barokowym. Widać to spacerując przez starówkę. W oczy rzuci się nam monumentalna bryła synagogi.
Oczywiście naszą uwagę przykuje przede wszystkim ogromny zamek na skale. Pod względem parametrów zaliczany jest do największych tego typu obiektów w Europie. Budowla powstała w XI wieku i była ważnym punktem strategicznym przy północnych granicach państwa węgierskiego.
Nie chce mi się wspinać do góry. Za to Igor jest tam po kilkunastu sekundach od startu ;)
Nie powiem, ale z tej perspektywy zamek robi niesamowite wrażenie !
Za miastem przerwa śniadaniowa. Nawadniać też się trzeba odpowiednio ;)
Dwadzieścia kilka kilometrów dalej wzdłuż Wagu mym oczom ukazuje się kolejny zamek. Ten w miejscowości Beckov zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie jak ten w Trenczynie!
Obiekt powstał w XIII wieku, a jego zadaniem było strzec granic Królestwa Węgier. O jego sile świadczy fakt, że nie został zdobyty przez Mongołów w 1241 roku. W 1729 w miasteczku wybuchł pożar, który przeniósł się na zamek, który nie został już odbudowany. Do 1976 roku przeprowadzono rozległe prace archeologiczne oraz konserwacyjne. Obiekt został zabezpieczony jako trwała ruina.
Igor ponownie w dniu dzisiejszym wzbija się w powietrze...
Samo miasteczko też ciekawe choć trochę zaniedbane. Atmosfera senna. W końcu mamy weekend ;)
Następuje trochę dłuższy okres gdy nic ciekawego się nie dzieje. Mijam jakieś niewielkie miejscowości. Czasami gdzieś tam stoi pałacyk...
Przerwę związaną z zakupami mam dopiero w Hlohovcu.
Stąd pozostało mi około 25 kilometrów do szóstego pod względem wielkości miasta Słowacji jakim jest Nitra. Jedzie się dość dobrze do momentu gdzie był wypadek i zrobił się dość spory korek na drodze.
Na temat historii tego miasta nie będę się rozpisywać bo wszystko dostępne jest w necie ;P Ze względu na już dość późną porę zaglądam tylko do centrum. Tu też ludzie pochowali się przed prażącym słońcem.
W najwyżej położonej części miasta znajduje się zamek o którym wspominano już w 871 roku. Wielokrotnie przebudowywany. Obecnie dominującym stylem architektonicznym jest barok. A wieża katedralna jest najwyższym obiektem w mieście. Zakaz jazdy zniechęcił mnie. Nie chciało mi się wpychać roweru pod górę ;)
W wąskiej uliczce schowana jest synagoga reprezentująca styl mauretańsko-bizantyjski.
Rozwijające się chmury burzowe powodowały, że ograniczam przerwy w jeździe do minimum by uciec przed deszczem co w sumie mi się udaje ;)
Po czterdziestu kilometrach docieram do miasta Nové Zámky. Wymagane są jeszcze jakieś zakupy. Ciężko było znaleźć jeszcze coś czynnego w niedzielę o tej godzinie, ale dzięki miejscowym udaje mi się to. Oczywiście zaglądam w okolice szeroko pojętego centrum. Wartym uwagi obiektem jest np. klasztor franciszkański jak również synagoga.
Do granicy z Węgrami pozostało mi około trzydziestu kilometrów. Zachód słońca zastaje mnie tak mniej/więcej w połowie tego dystansu.
Już sporo po zachodzie słońca docieram nad Dunaj, który w tym miejscu dzieli będące kiedyś jedną częścią miasto Komárno(Komárom). Zarówno po słowackiej jak i po węgierskiej stronie znajdują się rozległe fortyfikacje. Szkoda, że już ciemno bo wykorzystałbym drona :( Do centrum po słowackiej stronie też nie mogłem się dostać bo rozstawiona była scena i ludzi był ogrom.
Przejeżdżam przez most graniczny nad Dunajem.
Po węgierskiej stronie inny klimat. Zupełne pustki(choć słychać w oddali, że i po tej stronie gdzieś na fortach jest impreza ;) ).
Jak i poprzedniego wieczoru tak i dzisiaj wynajduję sobie pewną wieżę widokową gdzie rozbijam biwak. Dla odmiany tutaj jestem sam ;)
Dystans trochę mniejszy niż wczoraj, ale ogólnie nie jest źle :)
No i albumik :) : https://photos.app.goo.gl/6ctIR0QiwOZGyr072
cdn...
Trencin mnie nie porwał, bo to w większości rekonstrukcja, do tego lało jak z cebra. Ale Beckov bardzo ciekawy, pod zamkiem jest nawet mały kirkut, który widać na zdjęciach z drona :) Przez tego Igora zwiedzasz jeszcze mniej niż kiedyś :P
OdpowiedzUsuńA tam zaraz mniej..., po prostu troszeczkę się przez Igora rozleniwiłem :P
Usuń