Strony

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Majówka 2018 - dzień 4 - 28.04-03.05.2018

W nocy przetacza się w okolicy burza. W miejscu gdzie wisi mój hamak tylko mocno postraszyło. Zbyt dużo deszczu nie spadło, ale rozwieszenie płachty biwakowej było dobrym posunięciem. To kolejna bardzo ciepła noc podczas tego wyjazdu. Dzisiaj jednak nie chciało mi się zbyt szybko zwijać do drogi. Robię to gdy słońce jest już dość wysoko ponad horyzontem.
I tak jak się obawiałem wieczorem dnia poprzedniego przyszło mi się trochę błąkać po okolicy by dostać się do Gyöngyös. Na horyzoncie pasmo górskie Matra z najwyższym szczytem Węgier....



W Gyöngyös o tak wczesnej godzinie niewiele osób widać na ulicach. Podjeżdża tylko do centrum na chwilę. Próbowałem też znaleźć jakiś czynny sklep, ale bez skutku. Raczej nie przykładałem się do tego. Natomiast stacje paliw dziwnym sposobem zostały zlokalizowane po przeciwnych stronach miasta aniżeli się kierowałem ;) Inna sprawa, że nie miałem na razie jakiejś dużej potrzeby by robić zakupy, ale jakiegoś piwa to bym się już napił :P




Od miasta teren zaczyna piąć się już do góry. Rozpoczynam przemierzanie pasma górskiego Matra. Początkowo jadę po ścieżce rowerowej biegnącej wzdłuż drogi krajowej. Ze ścieżki tej korzysta również wiele osób uprawiających poranne biegi. W sumie to spotkałem tylko biegaczy bo rowerzysty nie widziałem żadnego ;)


Na podjeździe do miejscowości Mátraháza czuć już wzrastającą temperaturę i to tak konkretnie. Teraz to już naprawdę napiłbym się zimnego piwa !Jednak pozostawiam sobie tę przyjemność na sam koniec...
Odbijam na najwyższy szczyt Węgier - Kekes. Droga tam wiodąca jest w opłakanym stanie....



Na szczycie obowiązkowa fota na pamiątkę. Chwilę musiałem wystać bo chętnych by sobie walnąć "selfie" przy obelisku pomalowanym w narodowe barwy Węgier jest wielu ;)


Tuż obok obelisku znajduje się symboliczny cmentarz motocyklistów. Pierwszy raz taki widzę.


Na dość rozległym szczycie stoi 176 metrowa wieża nadajnika telewizyjnego. Na niej znajduje się taras widokowy. Wstęp kosztuje 600 forintów. Można na górę wjechać windą, ale ja zafundowałem sobie spacer po schodach bo w kolejce do windy stało kilkadziesiąt osób. Z tego co zauważyłem większość to Polacy ;)

Widoki z góry całkiem spoko choć powietrze przejrzystością dziś nie grzeszy.




Oczywiście wypiłem piwo i mimo iż był to najzwyklejszy koncerniak to odpowiednio schłodzony wchodził całkiem dobrze. Tylko w bufecie samoobsługowym na szczycie to dość droga impreza ;)



Na szczycie spędziłem dość sporo czasu. Liczba turystów odwiedzająca to miejsce znacznie wzrosła, więc najwyższa pora ewakuować się stąd. Szkoda też, że wieje mocny wiatr, zbyt mocny by skorzystać z drona :/
Rozpoczynam zjazd. Początkowo niezbyt szybko bo jezdnia mocno dziurawa, ale jadąc już "krajówką" do Parád mamy nawierzchnie lepszej jakości. Widoków po drodze za wiele nie ma, więc na dole jestem po kilkunastu minutach....



Robię zakupy płynów. To co zakupiłem konsumuję w cieniu na niewielkim i dość zaniedbanym miejscu odpoczynku.



Oddalam się coraz bardziej od Gór Matra w kierunku północnym. Temperatura robi się powoli nieznośna. Zaczyna śmierdzieć topiącym się asfaltem....

W koło zielono.




Pétervására to ostatnie miasteczko po stronie węgierskiej. Teraz kilkanaście kilometrów do granicy ze Słowacją. W miejscowości Istenmezeje naturalna grota w skale, a w niej kaplica wspominana już w XVIII wieku..







Teraz przysłowiowy "rzut beretem" i przekraczam granicę ze Słowacją.



Po słowackiej stronie jedzie się bardzo przyjemnie. Wiatr już znacznie ustał no i jadę z tendencją spadkową wzdłuż rzeczki

W miejscowości Hajnáčka już z daleka widoczna jest sporych rozmiarów skała gdzie kiedyś stał zamek.




Postanawiam skorzystać z usług Igora. Już po chwili obstępuje mnie kilu dzieciaków romskich. Niezłą mieli frajdę widząc Igora ;)




Nieubłaganie zbliża się koniec dnia. Podkręcam odrobinę tempo tak by jeszcze przed zachodem słońca zdążyć do Rimawskiej Soboty. Tam robię spore zakupy bo skończyły mi się niemal wszystkie zapasy. Jadę na rynek.
Rynek ładnie zrekonstruowany. W centrum stoi kościół św. Jana Chrzciciela. Wokół wyznaczono granice dawnego cmentarza oraz "wyciągnięto" ponad plac fundamenty poprzedniej świątyni stojącej w tym miejscu.





Mimo iż tego dnia pokonałem jeszcze dość sporo kilometrów to jakoś nie za bardzo chciało mi się wyciągać aparat. Przejeżdżam przez miasto Hnúšťa. W 2011 roku spałem tu z kumplem na polu kukurydzy. Tamten nocleg można zaliczyć do najmniej wygodnych ;)


Za Hnúšťą robi się ciemno, a ja zaczynam nabierać coraz bardziej wysokości. Przemykam przez Tisovec i rozpoczynam finalny podjazd na przełęcz Zbojská(725 m). Nie powiem, ale sporo się wymęczyłem by tam wjechać. Mogłem oczywiście pozostawić sobie tą przyjemność na następny dzień, ale wypatrzyłem kolejną wieżę widokową z której warto byłoby skorzystać w nocy ;)

Wieża ciekawa i to bardzo.... Stoi na granicy parku narodowego Murańska Płanina. Kumpel ostrzegał mnie przed niedźwiedziami, który jest w okolicy ponoć sporo. Niedźwiedzi nie spotkałem, ale gdy otworzyłem drzwi wieży to przez chwilę zamarłem w bezruchu mając taki widok....


Na szczęście okazało się, że to wypchany dzik ;) Jednak nie miałem za bardzo odwagi rozwieszać hamaka wśród takich sąsiadów, więc kimam na zewnątrz ;)



Cała galeria:  https://photos.app.goo.gl/7UNAR441v4n3Y6D76

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz