Strony

sobota, 13 sierpnia 2016

Rowerowy Eurotrip 2016 - Dzień 2 - Czechy, Słowacja, Węgry - 24.07.2016

Na noc rozkładamy się pod rozłożystym drzewem przy trasie rowerowej. To był dobry wybór bo w nocy przelotnie pada deszcz. Na szczęście nie był obfity i nie zdołał się przedrzeć przez koronę drzewa ;)

Z rana bardzo się guzdrzemy z wyruszeniem w dalszą trasę. Oczywiście do śniadania wypijamy wino otrzymane poprzedniego wieczoru od Jana ;) Startujemy dopiero o 08:30. Powinniśmy nadrobić stracony z rana czas bo dzisiejsza trasa wiedzie po zupełnie płaskim terenie. Poranek jest szary i bury. Z czasem aura jednak poprawia się.



Pierwotnie na naszej trasie miał być Břeclav i kontynuowanie jazdy już po austriackiej stronie. Dosłownie w ostatniej chwili na obwodnicy Hodonina zmieniamy plany i przejeżdżamy przez centrum miasta. Rynek mało ciekawy. Odczucie to potęguje spora liczba samochodów zaparkowanych gdzie popadnie.


Tuż za miastem przejeżdżamy przez rzekę Morawę i przekraczamy jednocześnie granicę CZ/SK. Od teraz przez kilkadziesiąt kilometrów będziemy poruszać się główną drogą w kierunku stolicy Słowacji - Bratysławy.


Po kilku kilometrach robimy przerwę śniadaniową. Wykorzystujemy poprawiającą się pogodę na kąpiel w dawnym wyrobisku żwiru. Grzesiu zauważa Turkucia podjadka. Jest to jeden z największych owadów występujących w naszych okolicach. Mimo, że jest to owad to większość swego życia spędza pod ziemią...



Przez Malacky jedziemy do Stupavy. Kilka razy przejeżdżamy nad autostradą. W dali widoczne już Małe Karpaty. Tutaj tylko kilka zdjęć na rynku gdzie dominuje kościół św. Stefana.



Przed Záhorską Bystricą odbijamy na miejscowość Devínska Nová Ves i dalej na Devin.

Devin znany jest z ruin średniowiecznego zamku usytuowanego na skale u ujścia Moravy do Dunaju. Od dawien było to strategiczne miejsce i już za czasów Rzymian był tu posterunek graniczny. Kilka lat temu zwiedzałem ruiny i dlatego tym razem objeżdżamy twierdzę ścieżką rowerową nabrzeżem. Na deptaku tłumy turystów.





Trasą rowerową jedziemy przez Bratysławę. Zwiedzania nie było w planach. Na rowerówce biegnącej wzdłuż Dunaju setki rowerzystów. Infrastruktura bardzo dobrze rozwinięta i co pewien czas jest miejsce gdzie można napić się wybornie schłodzonego piwa. Szczególnie dobrze smakował pszeniczny Herold :)




Ścieżką rowerową podążamy ku granicy SK/HU. Niedaleko samej granicy ostatni postój w knajpce gdzie na naszych oczach jeden Węgier zrywa łańcuch. Grzesiu wybawia go z opresji pożyczając skuwacz. W czasie gdy Węgrzy męczą się z łańcuchem my spokojnie wypijamy po piwie lub dwóch.



Po przekroczeniu granicy jesteśmy w miejscowości Rajka. Malutka senna miejscowość. Tutaj ostatnie zakupy tego dnia. Gównie płynów ;) Ponownie spotykamy Węgrów "od łańcucha". Otrzymujemy od nich kilka wskazówek jak dalej jechać na Mosonmagyaróvár. Przez kilkanaście kilometrów wiedzie bardzo fajna ścieżka dla rowerów. Grzesiu znajduje kilka krzaków konopi niezły miał ubaw. W tym miejscu musiała być wcześniej jakaś uprawa bo tylko tutaj jest obsiana cała miedza tymi krzakami ;)





Przed zachodem słońca jesteśmy w Mosonmagyaróvár. Tutaj poświęcamy odrobinę więcej na objazd miasta. Na jego obrzeżach w miejscu dawnego rzymskiego obozu wojskowego stoi czworoboczny zamek. W mieście atmosfera bardzo senna. Większość osób siedzi w knajpkach.



Gdzieś za miastem zastaje nas zachód słońca. Im później tym więcej burz kręci się w okolicy. Na noc rozbijamy się pod ogrodzeniem będącego w budowie węzła autostradowego...


Piwo x 6, inne płyny 6 litrów.

Zdjęcia:  LINK

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz