Strony

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rowerowy Eurotrip 2016 - Dzień 3 - Płasko i deszczowo - 25.07.2016

W nocy temperatura oscyluje w okolicy 20 stopni. Często się budzę bo w koło przechodzą burze. Nas na szczęście omijają. Wstaję kilka minut po szóstej i bardzo szybko jestem gotowy do drogi. Grzesiowi zajmuje to trochę więcej czasu, ale to i tak nic w porównaniu do tego jak długo będzie się ogarniać w kolejnych dniach ;) Ruszamy dokładnie o 07:19 i było to chyba najwcześniejsze wyruszenie w drogę podczas całej wyprawy.

Od samego początku Grzesiu narzuca bardzo wysokie tempo jazdy. Mam problem by utrzymać mu koło. Trasa dzisiaj nudna jak przysłowiowe "flaki z olejem". Ciągle płasko i niewiele ciekawego się dzieje.

Kilometry początkowo mijają nam bardzo szybko. Mamy bardzo wysoką średnią do czasu..., do czasu aż dopada nas burza :/ W miejscowości Hegyfalu chowamy się na dość długo pod jakimś opuszczonym obiektem. A deszcz pada coraz intensywniej. Grzesiu chętnie jechałby dalej w padającym deszczu, ale dla mnie to nieporozumienie. Jazda w padającym deszczu jest mało przyjemna dla mnie i mojego sprzętu elektronicznego :/

Idę obejrzeć nieodległy pałac oraz kościół Podwyższenia Krzyż Świętego.


Deszcz nie ustaje, ale trochę zelżał. Nie widać jak na razie by miało przestać, więc po odpowiednim zabezpieczeniu sprzętu ruszamy dalej. Jedziemy półtora godziny w siąpiącym deszczu. Wszystko mamy już przemoczone. Najgorsze jednak, że burza przemieszcza się w tym samym kierunku w którym jedziemy. Następuje kolejna dłuższa przerwa w jeździe...


O 11-tej docieramy do jednego z najstarszych miast na terytorium Węgier - Szombately. Fajnie, że deszcz w końcu ustał ;) Przed zwiedzaniem miasta decydujemy się najpierw coś zjeść w restauracji na uboczu. Jedzenie smakowicie wyglądało i takie też było. Niestety taka przyjemność jest zbyt droga i było to jedyny i ostatni raz podczas tej wyprawy.




Robimy objazd miasta. Jest tu ponoć trochę ruin z czasów rzymskich, ale jednak nie mamy jakiegoś parcia by je odszukiwać. Oglądamy trzecią pod względem wielkości świątynię na Węgrzech - katedrę Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z 1797 roku. W parku na jej tyłach są owe ruiny. Jednak przez płot nic nie widać, a  nie chciało się nam już wracać.


Ciekawa jest również synagoga w stylu mauretańskim z lat  1880/81.


Opuszczamy miasto. Jedziemy dalej podrzędną drogą. W ten sposób trafiamy do miejscowości Jak. Niby niewielka wieś, ale znajduje się tu najlepiej zachowana świątynia romańska na terytorium Węgier. Przyjemność zwiedzania kościoła św. Jerzego kosztuje 1 euro, ale można płacić w każdej innej walucie. Przypadkowo wyciągnąłem z kieszeni czeskie korony i kasjer w sklepie powiedział, że korony też mogą być ;)


Oglądam wnętrze. Ładnie prezentuje się portal wejściowy.



W bezpośrednim sąsiedztwie kościoła znajduje się wzniesiona w 1260 roku i przebudowana w XVIII wieku kaplica św. Jakuba.


Jedziemy na południe. Coraz częściej na trasie mamy niewielkie wzniesienia. Mijamy Körmend. Granica ze Słowenią już niedaleko.



Ostatnia miejscowość na Węgrzech i koniec sielanki. Ostry i wymagający podjazd. Na szczycie wzniesienia przejście graniczne gdzie robimy pamiątkowe zdjęcie. Grzesiu odwiedza rowerem Słowenię po raz pierwszy :)


Pogoda coraz lepsza, ale i dzień powoli się już kończy. Teraz przychodzi nam pokonywać kolejne wzniesienia. Czy musieli tak poprowadzić drogę by wiodła przez te najwyższe wzniesienia w okolicy ? ;)



Po 19-tej docieramy do Murskiej Soboty. W samą porę by zrobić pożądane zakupy w pierwszym napotkanym markecie.



Szybki przejazd przez miasto i trzeba jechać dalej jeżeli myślimy by dobić do 200 km ;) Mijamy jeszcze kilka mniejszych miejscowości i w Osek szukamy fajnej miejscówki. Pierwsza próba była nieudana. Zniechęca nas do niej ujadanie psa z nieodległego gospodarstwa. Kawałek dalej tuż przy drodze jest sterta słomy. Okazuje się być bardzo fajnym miejscem na spędzenie nadchodzącej nocy...



Statystyki - dzień 3
Piwo x 5 oraz 3,5 l innych płynów...

Galeria - dzień 3:  LINK



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz