Strony

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rowerowy Eurotrip 2016 - Dzień 6 - Ku Chorwacji...- 28.07.2016

I nastał kolejny dzień wypadu. To już szósty. Kurde, ale ten czas szybko leci ;) Poranek trochę chłodny, ale za to całkiem pogodny. Tylko w dolinkach unosi się gęsta mgła. Budzę się o szóstej. Nie mogę spać. Wiercę się. Wypijam jedno piwo potem drugie. Grzesiu głośno chrapie bo zapomniał wczoraj ustawić budzika. Dziś mu daruję, niech się wyśpi ;) W drogę ruszamy dopiero po 9-tej.

 Fajnie odbijają się góry w tafli jeziora pomiędzy Tolminem, a Mostem na Soczy.



Teraz jedziemy wzdłuż rzeki Idrijca. Wynajdujemy odpowiednie miejscem gdzie możemy się wykąpać i przeprać ubrania. Dochodzi 11-sta, a my mamy przejechane zaledwie około 10 kilometrów. Porażka ! Jeszcze większą porażką jest to iż następuje załamanie pogody. Zaczyna grzmieć, ale deszcz na razie nas oszczędza. Kolejny minus tego dnia to telefon, który już totalnie wysiadł. Przestał działać dotyk i nici z korzystania z map. Teraz powracamy do tych tradycyjnych papierowych. Dobrze, że Grzesiu o nich pomyślał ;)



Docieramy do niewielkiego miasta Idrija. Jest to najstarsze górnicze miasto Słowenii. W 1490 r. w miejscu obecnego miasta Idrija dokonano odkrycia złóż rtęci, miasto założyli górnicy z Niemiec i Friuli. Najstarszy szyb "Antonov" pochodzi z 1500 roku. W mieście znajduje się również zamek.W sumie to nigdy nie był prawdziwym zamkiem czyli nie pełnił funkcji obronnych. Został zbudowany w 1527 roku jako budynek administracyjny kopalni oraz magazyn rtęci i żywności. Cały kompleks kopani oraz zamek zostały wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO w 2012 roku.




Za miastem dość długi podjazd. Niestety zaczyna mocno padać. A tak fajnie mi się jechało :/ Chowamy się na chwilę w gęstym lesie. Gdy deszcz zelżał to jedziemy dalej. Niestety ponownie opady się wzmagają :(



Były momenty, że na chwilę pojaśniało i była nadzieja, że to już koniec opadów. Zjeżdżamy do Postojnej. Za miastem okazuje się, że pomyliliśmy drogę. Za późno się opamiętaliśmy i nie ma już sensu wracać bo zrobilibyśmy jeszcze więcej kilometrów ;)


Nie dość, że trasa znacznie dłuższa to jeszcze mamy do pokonania kilka sporych podjazdów. Po zdobyciu kolejnej przełęczy zjeżdżamy do niewielkiej miejscowości Senožeče. W tej małej i jakoś tak sennej wsi robimy zakupy.


Następnie dość długi odcinek z góry. Krajobraz zupełnie się zmienia. Chcąc wykorzystać okres fajnej pogody w ogóle się nie zatrzymujemy. Zdjęcia robię jadąc. Dzięki temu sporo kilometrów przybyło na liczniku.



Jedziemy doliną, którą płynie rzeka Reka. Zastanawiałem skąd się wzięła i później gdzie zniknęła. Dopiero w domu dowiedziałem się, że wypływa z jaskini w miejscowości Skocjan, znika pod ziemią w okolicy Zabic. Zresztą w tych okolicach wiele rzek nagle pojawia się i znika ;)

W końcu po wielu kilometrach ciągłej jazdy docieramy do drogi, którą powinniśmy jechać od początku. Jedziemy nią do Ilirskiej Bistricy. Robimy kolejne zakupy. Niestety nadciąga nawałnica. Chciałem jechać przez centrum, ale Grzesiu mówi, żeby wrócić do głównej drogi bo szkoda czasu.


Tuż przed zachodem słonce pokazuje się nad horyzontem.




Przed 21-ą jesteśmy na granicy z Chorwacją. Chorwacja nie jest jeszcze w strefie Schengen, więc trzeba okazać paszport lub dowód osobisty. Prawdopodobnie zmieni się to z początkiem przyszłego roku :)
Po przekroczeniu granicy pamiątkowa fotka. Grzesiu w Chorwacji jest po raz pierwszy ;)



Droga główna przechodzi w autostradę i zjeżdżamy na jakąś podrzędną. Gdy zrobiło się zupełnie ciemno zaczyna ponownie padać, a temperatura znacząco spada. No ładnie nas przywitała Chorwacja !
Szybko zabezpieczam sprzęt foto i kontynuujemy jazdę. Pada tak obficie, że ledwo widać jezdnię. Kompletnie przemoczeni docieramy do Opatiji. Tutaj już nie pada mino, że kilka kilometrów wcześniej lało jak z cebra ;)


Początkowo chciałem porobić kilka nocnych zdjęć, ale ruch w mieście tak ogromny, że nie było się gdzie zatrzymać. Dodatkowo jesteśmy totalnie zgnojeni, a z butów wylewa się woda. Chcemy jak najszybciej opuścić miasto i znaleźć jakąś fajną miejscówkę na spędzenie nocy.


Najlepiej byłoby walnąć się gdzieś pod rozgwieżdżonym niebem nad Adriatykiem. Z tym jest problem bo kilkanaście kolejnych kilometrów jedziemy pod górę. Ubrania zdążyły już na nas wyschnąć, ale w bytach ciągle mokro i zaczynają boleć stopy :/ W końcu Grzesiu decyduje by zjechać na przystań promową w Brestovej bo tam na pewno znajdziemy jakąś miejscówkę... nie znaleźliśmy. Okazało się, że nic tam nie ma, a cały teren i tak jest monitorowany. Wracamy kilkaset metrów pod górę i tuż przy latarni odkrywamy jakiś betonowy fundament odpowiedni by rozłożyć tam śpiwory. Niebo nad głowami jest genialne !




Grzesiu przed snem wypija kolejne wino :D Nic raczej nie powinno nam zakłócić snu, a noc zapowiada się wręcz genialna !

Statystyki



4 piwa i 3 litry innych płynów.

Galeria - dzień 6:  LINK



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz