Dziś żadnych fajerwerków nie przewidujemy. W zasadzie mógłbym nawet ten dzień podpiąć pod wcześniejszą część relacji lub nawet całkowicie pominąć. Jednak mam taką swoją regułę, że każdy dzień jest relacjonowany osobno coś na zasadzie pamiętnika.
Nie mam już pomysłów na pokonywanie tego odcinka Republiki Czeskiej ponieważ mam zjeżdżone w tej okolicy niemal wszystko. Dlatego też już poprzedniego wieczora umówiłem się z Grzesiem, że tego ostatniego dnia każdy z nas wyruszy w drogę o dogodnej dla siebie godzinie. Bo przecież i tak po pewnym czasie nasze drogi by się rozeszły ponieważ każdy z nas starałby się dotrzeć do domu najbardziej optymalną dla siebie trasą.
I tak dzisiaj zbieram się wcześnie, bo im szybciej wyruszę tym szybciej dotrę do domu, a może i uda mi się ominąć zapowiadane na dzisiaj burze.
Niezmiennie panuje upał i w sumie nie widzę różnicy czy to południe Europy czy okolice gdzie żyjemy. Wszędzie ostatnio panują wysokie temperatury. Nawet teraz po szóstej rano jest ponad dwadzieścia na plusie.
Ruszam w drogę. Jako, że jest niedziela to nawet na głównej drodze ruch znikomy. Inna sprawa, że za Otorkovicami remontowany jest wiadukt nad torami kolejowymi i większość pojazdów i tak kierowana jest na biegnącą równolegle autostradę. Oczywiście rowerem trzeba sobie jakoś inaczej poradzić ;)
Tym razem postanawiam zatrzymać się na rynku w Přerovie. Dawno mnie tu nie było, z jakieś sześć lat. Ostatnio omijam centrum by jak najszybciej przejechać miasto, a przeważnie i tak wybieram jakąś alternatywną trasę by zupełnie ominąć to miasto. Zwiedzania nie będzie, jadę przez rynek tylko dlatego, że o tej godzinie ruch zerowy i jest po prostu najkrócej ;)
Tam tylko kilka zdjęć i przekraczam rzekę Beczwę /Bečva.Opuszczając miasto w kierunku północnym przemierzam tereny gdzie są duże plantacje chmielu. W Přerovie działa browar Żubr.
Przez Ołomuniec zawsze przyjemnie mi się przejeżdżało i choć ruch na drogach już znacznie się wzmógł to lubię tędy jeździć. No może mógłbym czasami pominąć kilkunastokilometrowy odcinek do Šternberka.
W mieście tradycyjnie robię zakupy w Lidlu bo tak naprawdę to jedna z ostatnich możliwości na tej trasie. Przede mną Niski oraz Wysoki Jesionik. Tym razem postanawiam nieco inaczej pojechać aniżeli zwykłem robić. Bardzo lubię wykonywać zdjęcia z drona zamków, a przecież w niewielkiej odległości znajduje się jeden z ciekawszych obiektów w okolicy - zamek Sovinec.
Jego początki sięgają pierwszej połowy XIII wieku. W XVII wieku staje się własnością Zakonu Rycerzy
Niemieckich, czyli zakonu krzyżackiego, w maju 1945 roku kompleks spłonął i po dzień dzisiejszy trwa jego stopniowa odbudowa.
Niestety prognozy się sprawdzają. Od północy czyli z kierunku, w którym podążam idzie ogromna nawałnica. Dobrze, że chociaż udało mi się jeszcze polatać zanim zaczęło padać. Szybko pokonuję jeszcze kilka kilometrów w kierunku Rýmařova, ale na totalnym zadupiu dopada mnie oberwanie chmury. Nie mam się gdzie schować. Szybko staram się zabezpieczyć bagaże i jadę dalej. I tak jestem totalnie zgnojony, więc żadna to różnica dla mnie 😂
Za Rýmařovem wychodzi słoneczko i bardzo szybko wszystko schnie. I w sumie to by było na tyle. Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i w o dość wczesnej godzinie jestem w domu. Na tyle wczesnej, że jeszcze po obiedzie mam możliwość by wyskoczyć na Biskupią Kopę na piwo, ale już na pusto bez bagaży ;)
Podsumowanie:
Jeżeli chodzi o statystyki to nie było jakichś rewelacji. Nie udało się osiągnąć zakładanych 200 kilometrów dziennie. Powiem więcej, to była najsłabsza wyprawa jeżeli chodzi o ten aspekt odkąd jeżdżę na podobne długie wyprawy. I może dlatego nie udało mi się zejść w ogóle z masy ciała podczas tego wypadu bo mój organizm był jednak przygotowany na nieco więcej ;)
Ogólnie całkiem spoko wypad mimo iż trasa nie była zupełnie planowana, a każda decyzja była podejmowana niemal na bieżąco. Równie dobrze w zależności od naszego "widzi mi się" mogliśmy zrobić zupełnie inną trasę od tej którą właśnie przejechaliśmy ;)
W liczbach wyglądało to tak: 16 dni w drodze 3004 kilometry pokonane, 187 km średnio dziennie. Czas jazdy 149 godz. 31 min. Średnia prędkość 21,26 km/h oraz urobionych 22176 metrów podjazdów.
Nie wiem ile tym razem wydałem podczas całego wyjazdu bo nie kontrolowałem wydatków. Jednak mogę podać małe zestawienie jeżeli chodzi o ilość spożytych płynów bo to tradycyjnie codziennie notowałem.
I tak dla porównania zestawienie moich i Grześka statystyk dotyczących płynów 😅
Grzesiek Robert
Woda: - 55-60 litrów - około 69 litrów
Inne: - 35-40 litrów - około 41 litrów
Piwo: - 160-170 piw - 66 piw
Wino: - 8,5 l - nie dotyczy
Jak widać Grzesiu jest znacznie większym pochłaniaczem piw ode mnie ;) Inna sprawa, że mając ostatnio problemy z żołądkiem ilość piw w moim przypadku zmalała.
Jeżeli chodzi o plany na kolejną wyprawę rowerową to takich nie ma i nie będzie. Oczywiście mam jakieś swoje cele, które chciałbym kiedyś zrealizować, ale pewnie co z tego uda się osiągnąć wszystko jak zwykle okaże się w ostatniej chwili.
Galeria: https://photos.app.goo.gl/6smmJPfyXZLrBhiW8
Tym czasem kończę tą przydługawą opowieść ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz