Już po raz piąty prudnicki oddział PTTK zorganizował imprezę pod tytułem Rajd Prudnik - Pradziad. Impreza ta nie jest wyścigiem(choć niektórzy ze sobą rywalizują), nie ma pucharów i medali. Celem jest pokonanie trasy z Prudnika na najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich - Pradziada. Uczestnicy mają do pokonania około 60 km w limicie czasu 15 godz. Co roku przebieg trasy się zmienia, więc nie jest nudno. Jest to bardzo wyczerpująca impreza, której charakter jest bardzo towarzyski. Uczestnicy wędrują z reguły w grupkach rozkoszując się pięknem natury oraz umilając sobie pokonywane kilometry na rozmowach. Nagrodą za ukończenie Raju jest przede wszystkim satysfakcja z pokonania trasy. Oczywiście organizatorzy na koniec wręczają każdemu uczestnikowi, który ukończył Rajd pamiątkowy certyfikat oraz częstują szampanem :)
Nie wszyscy docierają do celu dlatego na trasie wyznaczone są zazwyczaj dwa punkty gdzie należy oczekiwać autokaru powrotnego. W tym roku punkty zbiórki były we Vrbnie pod Pradziadem oraz w miejscowości Vidly.
Wystartowałem w tej imprezie po raz drugi. W zeszłym roku będąc po kontuzji nie udało mi się dotrzeć do celu w wyznaczonym limicie czasowym, więc w tym roku miałem okazję się zrewanżować ;)
Punkt startu jak zwykle wyznaczony był w prudnickim parku przy altanie. Zapisy, pamiątkowe zdjęcie oraz wysłuchanie odprawy organizatorów i o 05:20 ruszamy na trasę.
Opuszczamy park. Horyzont już jaśnieje. Maszerujemy do Dębowca przez Las Prudnicki. Ścieżką rowerową do granicy państwa i dalej do Jindřichova. Zaraz po przekroczeniu granicy przy altanie organizatorzy zaskoczyli uczestników serwując gorącą kawę i herbatę oraz częstując słodyczami.
Wąską asfaltową drogą kroczymy do Jindřichova. Pasące się krowy z zaciekawieniem przyglądają się grupie, która zdążyła się już sporo rozciągnąć.
Przekraczamy główną drogę obok pałacu i idziemy dalej już po niebieskim szlaku. Zdecydowana większość trasy tegorocznego Rajdu wiodła po szlakach właśnie tego koloru. Wzdłuż niemal zupełnie wyschniętego Svinnego potoku docieramy do Hajenki. Tutaj odbijamy na chwilę na szlak zielony. Maszerujemy po zupełnie nowej leśnej drodze. Jest równa jak przysłowiowy stół. Na szczęście nie ma tam asfaltu(jeszcze) ;)
Docieramy do skrzyżowania szlaków pod Krowią Górą i obieramy kierunek zachodni kontynuując dalszą wędrówkę za żółtymi znakami. Zdobywamy Solną Górę i kilkaset metrów dalej odbijamy na szlak niebieski.
Rozpoczynamy zejście do Holčovic. Ciągle jesteśmy w czołówce. W Holčovicach niedawno zmieniono przebieg szlaku tak by prowadził on do nowo wybudowanej wieży "Na Skalce" na stokach Moravskiego Kopca. We wsi biegnę jeszcze do sklepu uzupełnić zapasy płynów i gonię czołówkę.
Podejście do Hornich Holčovic daje nieźle w kość. Ostro wspinamy się najpierw po drodze z betonowych płyt, a końcówka to już droga kamienista. Horni Holčovice w całości są filią szpitala psychiatrycznego w Opavie.
Podejście na wieżę widokową odpuszczam podobnie jak część uczestników. Szybko wychylone piwo, kanapka i idziemy dalej przez łąki, później przez las na szczyt Ostrego.
Z Ostrego bardzo strome zejście do Vrbna pod Pradziadem. Trzeba tutaj bardzo uważać by nie zgubić szlaku. Szlak niebieski w pewnym momencie opuszcza leśną drogę i staje się wąską zarośniętą ścieżką. Zapewne niejeden uczestnik Rajdu minął to odbicie i pognał drogą w dół ;)
W Vrbnie 20 min. przerwy na zakupy i małe co-nieco. Teraz przychodzi pora by pokonać parę ładnych kilometrów asfaltem do Videł. Oj wychodził nam już bokiem ten asfalt. Zmęczenie już daje o sobie znać w końcu to już 50 km w nogach. Mimo to średnia prędkość marszu wyniosła przeszło 6 km/h !
Z Videł w dalszym ciągu idziemy szlakiem niebieskim w kierunku Černika. Początek to leśna droga asfaltowa. Następnie szlak zaczyna się stromo piąć do góry wzdłuż Średniej Opavy. Nabieramy wysokości jednak tempo trochę spada.
Przy tabliczce z nazwą Černik odbijamy na Małego Deda. Zejście do chaty Švýcárna skąd asfaltem podążamy w kierunku nieodległego już Pradziada. Nieodległego to trochę mało powiedziane..., te 3,5 kilometra dało mi nieźle w kość. Sił mi ubywa i czołówka odskoczyła na kilkanaście minut.
Przed dotarciem na szczyt wypogadza się. Nawet Czesi zorganizowali paradę lotniczą w postaci dwóch wojskowych Mi-24 na cześć uczestników Rajdu ! ;)
Szczyt osiągam o 16:21 z trzecim czasem dnia. W sumie to nie spodziewałem się, iż pójdzie mi tak dobrze. Jestem zadowolony :)
W wieży nadajnika gratulacje i przenosimy się do restauracji gdzie jemy obiad popijając piwem. Do 20-tej docierają pozostali uczestnicy. Na szczyt dotarło 49 osób w trakcie zrezygnowało 14. O 20-tej uroczyste podsumowanie Rajdu, wręczenie certyfikatów i szampan. Podczas tego Rajdu zostały zorganizowane I Mistrzostwa Polski Lekarzy Weterynarii w Maratonie Górskim. Najlepsi zostali nagrodzeni statuetką "Biegnącego Wiseła" czy jakoś tak to szło ;)
O 20:40 wspólna fota przed wieżą i ruszamy w drogę powrotną..., tfuuu, schodzimy na Ovcarne 3,5 km asfaltem gdzie oczekuje nas autokar powrotny do Prudnika. Po drodze zgarniamy osoby, które zrezygnowały w trakcie z punktów zbiorczych.
Statystyki: 64 km, czas 11h 02 min., średnia 5,7 km/h suma podejść 2250 m.
Jestem mega zadowolony. W przyszłym roku trzeba dotrzeć na szczyt przed 16-tą(o ile organizatorzy nie poprowadzą trasy przez Bruntal ;) )
Więcej zdjęć w galerii: LINK
Dzięki za relację! Miło, że się podobało i gratulacje za osiągnięcie zamierzonego celu!
OdpowiedzUsuńPodobać to się musiało ;)
UsuńJa również dziękuję za zorganizowanie kolejnej świetnej imprezy !
Jestem pod wrażeniem czasu, zdjęć i to nie tylko z tego rajdu! Podziwiam i gratuluję!!!
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie mogłam w tym roku dołączyć do Was.
Pozdrawiam Irena:-)
Dzięki !
UsuńByć może uda Ci się w przyszłości wziąć udział po raz kolejny w tej lub innej, podobnej imprezie w tych okolicach. A jest kilka takowych ciekawych i wartych polecenia :)
Robi Pan fenomenalne zdjęcia - od lat godzinami relaksuję się oglądając z wielką pasją foty z wycieczek :-) Dziękuje, że zdjęcia są ogólnodostępne i można się nimi nacieszyć, bo to prawdziwe arcydzieła! Też sporo jeżdżę na rowerze i byłem w udokumentowanych przez Pana miejscach i mogę stwierdzić, że Pana fotografie w żaden sposób nie umniejszają pięknu tych miejsc, a wydobywają to co w nich najpiękniejsze. Życzę Panu (i sobie) kolejnych wspaniałych albumów z rowerowych wycieczek. Darek ze Śląska
OdpowiedzUsuńRower i fotografia to dwie bardzo dobrze uzupełniające się u mnie pasje. Jedna bez drugiej by niezaistniała ;)
UsuńFajnie, że zawitał na mój blog pasjonata taki jak ja ! Pozdrawiam !