Noc mija mi dość niespokojnie. Zbyt mocno zapadła mi w pamięci rozmowa ze strażnikiem odnośnie tutejszych niedźwiedzi. Każdy, nawet najdrobniejszy szmer powodował, że się budziłem. Nie powiem, ale trochę ciary mi po plecach przechodziły gdy próbowałem przeniknąć wzrokiem ciemność i wsłuchiwałem się w odgłosy nocy. Najbardziej byłem wystraszony gdy zapaliłem latarkę i zobaczyłem malutka myszkę dosłownie pół metra ode mnie, która wyjadała okruchy pieczywa pozostałe po kolacji.
O szóstej ruszam w drogę. Początkowo mam ostro w dół. Nawierzchnia na wysokości tamy na zbiorniku retencyjnym, aż do okolic ruin zamku Poenari jest w fatalnym stanie. Dziur większych nie ma, ale asfalt jest tak wyboisty, że wybija mi kierownicę z uścisku. O szybkim zjeździe można zapomnieć...
Zamek Poenari został wybudowany na wzgórzu nad doliną uformowaną przez rzekę Ardżesz. Jego strategiczne usytuowanie spowodowało, że Vlad Palownik zrobił z niej jedną ze swoich warowni. Właśnie świadomość, że obiekt należał w przeszłości do słynnego Vlada powoduje, że jest on chętnie odwiedzanym miejscem przez turystów.
Wieje bardzo silny wiatr. Na szczęście wieje od północy i pomaga mi w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Dzięki temu dość wcześnie docieram do Curtea de Argeș gdzie robię tylko potrzebne zakupy. Z samego miasta niewiele pamiętam bo nawet zdjęć tam nie robiłem ;)
Po dwóch godzinach z okładem docieram do do Pitesti dość dużego miasta będącego stolicą okręgu Ardżesz. Miasto zadbane i czyste, ale brzydkie. Podobać będzie się fanom betonowych blokowisk i pozostałości z czasów komunizmu. Nawet rynek otoczony z każdej strony bardzo wysokimi blokami.
Pozostała część dnia to jazda praktycznie po płaskich terenach. Były momenty, że nie zatrzymywałem się przez kilkadziesiąt kilometrów bo po prostu nie było po co. Półtora godziny drogi od Pistesti zatrzymuję się w Găești bo muszę uzupełnić zapasy wody. Dzień robi się strasznie upalny i płynów ubywa bardzo szybko. Trzeba też od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcie na potrzeby relacji ;)
Zauważyłem też, że po tej stronie Karpat jest jakby mniej Romów, a miejscowości są bardziej zadbane. Przemierzam Wołoszczyznę ku jej południowym granicom czyli Dunajowi.
Około pierwszej popołudniu gdzieś na wysokości stolicy Rumunii - Bukaresztu, dopada mnie krótka, ale intensywna burza. Nie było możliwości by się gdziekolwiek schować. Późnym popołudniem wraca ładna pogoda i bardzo wysoka temperatura, która będzie o sobie dawać znać przez następny tydzień albo i dłużej.
Trafiam też na świeżutki położony asfalt, który konkretnie trzyma ogumienie nie pozwalając rozwinąć większej prędkości. Trzy kilometry pokonane w żółwim tempie ;)
Trochę po zachodzie docieram nad Dunaj w Giurgiu. Rumuński strażnik tylko macha mi bym jechał dalej. Na moście "przyjaźni" ogromny korek do odprawy po bułgarskiej stronie. W większości stoją w nim TIRy. Przeciskam się w miarę możliwości do przodu, ale i tak zajmuje mi to sporo czasu. Do Bułgarii wjeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno.
Na przedmieściach Ruse (bułg. Русе) robię pierwsze i to dość spore zakupy w Bułgarii. Mam zamiar zobaczyć miasto nocą. Do centrum dojazd bezproblemowy bo ruch na drodze znikomy. Dopiero w okolicy samego centrum ruch się wzmaga, ale nie samochodowy tylko pieszy. Ludzie są bardzo mili i rozmowni. Co kawałek ktoś mnie zaczepia i zagaduje. Szczególnie jeden Bułgar na wypasionym "góralu" nie daje mi spokoju i wypytuje dosłownie o wszystko co związane z rowerem i moją całą wyprawą. Rozmawiamy chyba z godzinę, a ja po prostu zapomniałem robić zdjęcia :P
Ruse to nowoczesny ośrodek miejski uważany za najbardziej europejskie miasto Bułgarii. Miasto znane jest ze swojej XIX i XX wiecznej architektury w stylu neoklasycyzmu i secesjonizmu. Wieczorową porą ładnie wygląda gdy wszystko jest oświetlone. Serce miasta stanowi plac "Swoboda", z usytuowanym w jego centralnym punkcie Pomnikiem Wolności. Pomnik ten jest jednym z symboli miasta.
Wiele tu kolorowo podświetlonych fontann. Szczególnie ładnie wygląda ta na starym rynku.
Na miejsce biwaku wybieram rozległy park na obrzeżach miasta. Plus jest taki, że mogę rozwiesić hamak. Minusem jest odbywająca się jakaś impreza karaoke w nieodległym hotelu nad Dunajem. Coraz bardziej pijane głosy wyją do mikrofonu do momentu gdy zaczyna świtać...
Statystyki dzień 7 |
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/qM0pDWaQGzo27t2v1
cdn
Kolejna część relacji -->
Curteę jednak niepotrzebnie olałeś - dwie piękne cerkwie, jedne z najważniejszych w Rumunii, i ruiny trzeciej. Dookoła nich parki, więc byłoby gdzie pokręcić się nawet z rowerem ;)
OdpowiedzUsuńA Ruse całkiem ładnie po zmroku, podejrzewam, że w dzień już nie jest tak zjawiskowo :P
Teraz sobie przypomniałem. Przez Curteę główną drogą był zakaz jazdy rowerem, a znaczki rowerowe zawiodły mnie wzdłuż rzeki i okolice stacji kolejowej. Inna sprawa, że ja nie planuję trasy przed wyruszeniem bo u mnie jest wszystko na "żywca", a tym samym nie wyszukuję info na temat tego co można zobaczyć przemierzając daną trasę. Dlatego też nie wiedziałem, że w mieście znajdują się tak ważne obiekty ;)
UsuńCzasami nocne miasto jest odbierane przez nas zupełnie inaczej aniżeli gdybyśmy je zobaczyli za dnia ;)
Ale jakieś punkty pośrednie chyba masz w planie? :)
UsuńNawet nie wiedziałem, że mają tam dworzec. Widzę po mapie, że jest on stosunkowo blisko jednej z cerkwi, natomiast ta główna "królewska" oddalona jest o jakieś 2 kilometry. Po mieście w ogóle się źle jeździe (również autem), a już parkowanie to masakra :D
Tak. Miałem trzy punkty: 1.Trasa Transfogarska 2.Buzłudża 3.Saloniki. Cała reszta to kompletny spontan :)
UsuńChyba nie podzieliłeś wpisu, cały wyświetla się na głównej teraz.
OdpowiedzUsuń