Jak na tą wysokość gdzie spędzam noc to jest bardzo ciepło i to pomimo bardzo silnego wiatru. Gdzieś w oddali było słychać łamiące się drzewa... Ja spałem w bezpiecznym miejscu bo pozbawionym drzew ;) Plan miałem taki by wstać skoro świt porobić zdjęcia, ale nie chciało mi się :D Wczorajsza jazda do późna w nocy jednak zrobiła swoje.
Mimo wszystko wcześnie się zbieram bo jakoś po szóstej..., a figa z makiem ! Po siódmej ! Zapomniałem, że w Bułgarii jest godzina do przodu, ale ja nie przestawiłem zegarka ;) Z rozgrzewką nie ma problemu ponieważ przede mną około dwa kilometry podjazdu. Okazuje się, że w okolicy jest kilka hoteli czy też pensjonatów. Część z nich jest zamknięta na głucho, ale większość obiektów funkcjonuje. Po lesie porozstawiane jest kilkanaście namiotów. Okolica bardzo zaśmiecona tym co pozostawiają pseudoturyści. Jakaś miejscowa grupa Romów jeździ białym transitem i rozpiernicza zawartość wszystkich koszy ze śmieciami wybierając to co im się przyda.
Buzłudża(bułg. Бузлуджа) to szczyt mierzący 1441 m n.p.m.,
położony w środkowej części pasma górskiego Stara Płanina. W roku 1942
przemianowano go na Hadżi Dimityr (od nazwiska bułgarskiego bohatera
narodowego). Jednak stara nazwa wciąż jest w potocznym użyciu, tym
bardziej, że kojarzona jest z niezwykłą budowlą, która się tam znajduje.
Chodzi o monument Dom-Pomnik Komunistycznej Partii Bułgarii, wzniesiony w roku
1981 przez ówczesne władze. Miejsce jego budowy wybrano nieprzypadkowo.
To tutaj w roku 1868 miała miejsce ważna bitwa powstańców dowodzonych
przez Hadżiego Dimityra z Turkami, a 23 lata później w
okolicy odbyło się tajne spotkanie założycielskie bułgarskich
socjalistów zwane kongresem buzłudżańskim.
Futurystyczny budynek projektu Georgija Stoiłowa ma kształt spodka o
średnicy 42 m i wysokości 14,5 m. W środku mieściła się sala
konferencyjna bogato zdobiona mozaikami o powierzchni 550 metrów kwadratowych. Przy "spodku"
wznosi się 70-metrowa wieża ozdobiona dwoma pięcioramiennymi gwiazdami, wysokimi na 12 m.Po upadku komunizmu budowla została opuszczona i z wolna zaczęła popadać w ruinę. Surowy górski klimat temu bardzo sprzyja. Obecnie miejsce odwiedzane przede wszystkim przez wandali i miłośników opuszczonych obiektów. Nie ma możliwości wejścia do wewnątrz bo wszystkie wejścia porządnie zamurowane i zaspawane. Dach jest dziurawy jak przysłowiowe sito. Wszędzie hula wiatr, a jedynymi stworzeniami są tam ptaki.
Widoki ze szczytu są bardzo ładne i to mimo słabej przejrzystości powietrza. Trochę szpecą krajobraz farmy elektrowni wiatrowych, ale to coraz częściej spotykany element w krajobrazie i trzeba się z tym po prostu pogodzić.
Pomnik Wolności na szczycie Szipka bardzo dobrze widoczny.
Szczyt okupuję samotnie przeszło godzinę. Aż dziwne to bo o kilkaset metrów od szczytu tylu turystów....
W końcu przychodzi jednak pora opuścić to miejsce. Rozpoczynam zjazd na południową stronę do "Doliny Róż". Mimo nie najlepszego stanu nawierzchni zjeżdżam dość szybko. Cała trasa w lesie i widoków brak. Zdziwiłem się za to jak wielu minąłem rowerzystów podjeżdżających pod górę.
Dolina Róż to obszar pomiędzy Starą Planiną, a Niziną Górnotracką. Okolice znane z produkcji olejku różanego. Tereny te zamieszkiwane były przez starożytnych Traków, po których pozostały liczne trackie kurhany. Sprawiło to, że miejsce to nazywane jest często drugą nazwą – Dolina Trackich Królów. Olbrzymia nekropolia rozciąga się na bardzo dużym terenie. Wszędzie jak wzrokiem sięgnąć wyrastają ziemne kopce. Specjaliści szacują, że w Bułgarii znajduje się przeszło 10 tysięcy takich grobowców. Żeby zostać pochowanym w takim grobowcu trzeba było sobie na to w społeczności trackiej zasłużyć. Czyli być królem, arystokratą lub przynajmniej wojownikiem. Wraz z nimi chowano ich konie, psy, a także żonę.
Będąc w Dolinie Trackich Królów koniecznie trzeba zobaczyć wieś Szipka gdzie znajduje się duża cerkiew wotywna Sweti Nikołaj. Zbudowana została ona przez Rosjan na pamiątkę wojny rosyjsko-tureckiej prowadzonej w latach 1877-1878, a w jej kryptach pochowani są żołnierze, którzy oddali życie w krwawej wojnie.
Jadę główną drogą na zachód. Droga jest główną, ale chyba tylko na mapie. Jej stan jest tragiczny. W wielu miejscach jest zwykłą polną drogą. Wiele zaprzęgów konnych tędy jeździ, a co kawałek spotkać można poidła dla zwierząt.
Jeszcze przed południem temperatura osiąga wartość +40. Jadąc ciągle przez nie osłonięty teren słońce pali niemiłosiernie. Na tej niby głównej drodze łapię jedynego kapcia podczas całego wyjazdu. Koło przebija mi coś co wygląda na drucik z linki rowerowej ;)
Krajową drogą nr. 6 jedzie się znacznie lepiej. Omija ona jednak niemal wszystkie miejscowości. Po prawej stronie ciągle towarzyszy mi widok Starej Płaniny, konkretnie najwyższej jej części wchodzącej w skład Parku Narodowego Centralnych Bałkanów. Najwyższy szczyt pasma Botew 2376 m jest łatwo rozpoznawalny za sprawą nadajnika zlokalizowanego na jego szczycie.
Na niebie przybywa obłoków, które przysłaniają najwyższe okoliczne szczyty. Zmieniam kierunek jazdy na południowy. Mój kolejny cel to drugie pod względem ilości mieszkańców miasto Bułgarii - Płowdiw (bułg. Плoвдив). Ciężko mi się jedzie przez te 60 kilometrów. Częste robię przerwy bo w tym upale trzeba uzupełniać płyny ;)
Płowdiw jest jednym z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanym miastem w Europie. Wyrosło ono z kultury trackiej, później przeszło przez burzliwe czasy z kulturą grecką, rzymską, bułgarską oraz - przez pięć wieków osmańskiej okupacji. Materialne świadectwa zamierzchłych czasów są widoczne obecne w całym mieście, czyniąc je bez wątpienia jednym z najciekawszych miast w Bułgarii. Trakom Płowdiw zawdzięcza lokację w sąsiedztwie rzeki Maritsy oraz siedmiu wzgórz. Na wzgórzu Nebet znajdują się ruiny trackiego miasta Eurnolpias, pierwszego wcielenia Płowdiw.
Jednym z najbardziej znanych zabytków Bułgarii z czasów rzymskich jest antyczny teatr odkryty przypadkowo po obsunięciu się ziemi. Obiekt posiadał widownię na 7 tyś. miejsc.
Wyobraźnię porusza antyczny stadion... Tor dla rydwanów miał długość 600 metrów, a widownia mogła pomieścić 30 tysięcy widzów - wszystko to pozostaje skryte pod powierzchnią głównego deptaka Płowdiw. Widoczny jest tylko ostatni fragment z jednym z wejść. Jak wyglądała całość obrazuje makieta stadionu. Możemy sobie tylko wyobrazić jak ogromne antyczne ruiny ukryte są pod reprezentacyjną ulicą miasta.
Antyczna budowla sąsiaduje ze wspomnieniem tureckiej okupacji - meczetem Dzhumaya wzniesionym zaraz po podbiciu Bułgarii w XIV wieku.
Przyjemną rzeczą jest na pewno spacer po wybrukowanych wąskich uliczkach i odkrywanie zakamarków miasta. Czasami uliczki pną się bardzo strono pod górę. Ja z racji wpychania roweru z bagażami do przyjemności tego zaliczyć nie mogę ;)
Warto podejść do pozostałych zabytków pamiętających czasy rzymskie np. Forum Odeon zlokalizowanego w południowej części centrum w bezpośrednim sąsiedztwie parku miejskiego.
Opuszczam to niewątpliwie ciekawe miasto bo najwyższa pora jechać dalej. Dzień chyli się ku końcowi, a przede mną jeszcze solidny podjazd na koniec dnia. W ostatnich promieniach słońca przejeżdżam przez tereny porośnięte stepową roślinnością.
Od miasta Pesztera przyczepia się do mnie jakiś młody psiak. Z racji stromego podjazdu nie mogę go zgubić. Idzie za mną w niewielkiej odległości i co pewien czas skowycze. Dopiero przed miastem Batak zmienia zainteresowanie z mojej osoby na stojącą na poboczu parę w średnim wieku. Liczyłem, że trafię jeszcze na jakiś czynny lokal, ale musiałem obejść się smakiem. Dzień kończę na wysokości około 1650 metrów po mozolnej wspinaczce na przełęcz. Robiąc ten podjazd nocą nic nie straciłem bo droga wiedzie ciągle przez las i widoków i tak by nie było....
Statystyki dzień 9 |
cdn
Kolejna część relacji... -->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz