Przeglądam prognozy pogody i zaglądam na kamerki. Wszędzie lipa tylko w Karkonoszach szykuje się trochę rozpogodzeń. Decyduję się więc po raz kolejny uderzyć na najwyższy szczyt Sudetów - Śnieżkę. Oczywiście jak to mam w zwyczaju będzie to wypad nocny. Gdy wsiadam popołudniu do autobusu u mnie pada śnieg....
Po dwóch przesiadkach i 6 godzinach podróży wysiadam pod świątynią Wang w Karpaczu. Pogoda lipa. Nisko wiszą chmury. W planach dłuższa sesja foto pod kościółkiem bo przecież do wschodu bardzo duuuuużo czasu, który trzeba jakoś zagospodarować....
Te nisko wiszące chmury trwożą jednak fajny klimat i ciekawie to wygląda na zdjęciach.
Polecam obejrzeć panoramę tego miejsca wykonaną z drona :)
http://www.karpacz.net/pano/swiatynia-wang/
Po przeszło godzinie trzeba ruszać dalej na szlak. Na moment zatrzymuję się na Polanie dla złapania oddechu 😃
Pogoda niezmienna. Jednak chmury tak jakby się odrobinę podniosły. Według prognoz po 21-szej ma się rozpogodzić czyli było to jakieś dwie godziny temu 😉 Odbijam na Pielgrzymy gdzie w planach kolejna dłuższa sesja foto. Gwiazdek na niebie niestety nie ma, ale w plecaku jest kilka źródeł światła, które mam zamiar wykorzystać wśród skał 😉
Wśród Pielgrzymów kręcę się przeszło godzinę...
Ale zrobiło mi się trochę zimno i wypadałoby się trochę poruszać 😉 Idę w kierunku Słonecznika. Tam pod skałą jakby księżyc się przebijał przez chmury. Odpoczywam sobie chwilę na kamiennej ławce...
Idę ponad kotłami Wielkiego i Małego stawu. Widoków kompletnie brak. Na odkrytej przestrzeni wiatr hula z całą siłą. Miejscami nawiane śniegu powyżej kolan. Ale będąc już na równi pod Śnieżką chmury zaczynają się rozrywać odsłaniając co nieco...
Samą Śnieżkę widać dopiero z okolicy Domu Śląskiego. Jednak trzeba chwilę odstać by powietrze się oczyściło. Trochę kiepsko bo ciągle podnoszą się chmury z kotła Łomniczki.
Na podejściu na szczyt wyprzedza mnie gościu z rowerem 😉
A na szczycie jak zawsze ładne widoki tylko wiatr głowę urywa. Jest - 14 stopni, ale przez wiatr odczuwalna pewnie koło -30....
Mimo wczesnej pory lub jak kto woli już późnej po szczycie kręci się kilka osób. Zgaduję się z Łukaszem z Wrocławia, który dotarł tu w tym samym celu. Tylko podobnie jak ja jest tu jakieś 5 godzin za szybko 😉 Ustać zbyt długo na tym wietrze nie da rady, więc szukamy jakiegoś osłoniętego miejsca. Czasami wychylam się kawałek zajrzeć jak tam z warunkami. Jest gorzej bo przybywa coraz więcej chmur, które z dużą prędkością przewalają się przez szczyt, ale czasami jest małe okienko...
Wynajduję jedno pomieszczenie do którego nie ma drzwi. Chowamy się do środka i od razu jest znacznie cieplej. Siedzimy tak i gadamy przez ponad 2 godziny. Aparat zdążył się pokryć grubą warstwą szadzi....,
...,a pogoda tylko gorsza. Widząc, że nici z wschodu słońca decydujemy się zejść niżej. Tam jest trochę lepiej, ale bez szału....
Zostaję jednak namówiony by ponownie wejść na szczyt. Z każdej strony ciągną tłumy. Oj będą wszyscy zawiedzeni 😉 Oczywiście wschodu nie uświadczyliśmy.
Schodzimy do Domu Śląskiego z zamiarem ogrzania się. Schronisko jednak zamknięte na głucho....
Schodzimy więc do Strzechy. Czasami horyzont się odsłoni i coś tam widać.
Jednak Strzechę Akademicką mijamy i schodzimy niżej do Samotni. Mimo wczesnej godziny kuchnia już wydaje posiłki jednak lanego piwa nie ma bo jeszcze beczka niepodpięta 😕
Siedzimy z godzinę zastanawiając się co dalej. Widząc za oknem błękit nieba decydujemy się ponownie wrócić na "grań" dla widoków 😉
Pogoda robi się miodzio. Tylko w okolicy samej Śnieżki się kotłuje. Idziemy tak samo jak szedłem w nocy, ale w przeciwnym kierunku czyli ponad kotłami stawów.
Nie śpieszy się nam, mamy dużo czasu bo godzina jeszcze młoda. Wielu turystów nas mija na szlaku, a my tylko zdjęcia i zdjęcia 😉
Ale co dobre szybko się kończy. Większość trasy przemierzamy jednak w gęstej mgle. Dopiero w okolicy Słonecznika na moment odsłania się zachodni horyzont. W sam raz by złapać obłoki kondensacyjne elektrowni węglowych w Niemczech 😃
A później pogoda kompletnie się chrzani. Nie ma perspektyw na poprawę, więc rozdzielamy się z Łukaszem, który podąża na przełęcz karkonoską. Ja schodzę spokojnie przez Pielgrzymy i Polanę zielonym szlakiem do Karpacza gdzie mam dość sporo czasu do powrotnego autobusu. Przynajmniej raz nie było gonienia w dół na wariata 😉
Dystans dnia około 31 km
Cała galeria: LINK
No to wypad na Śnieżnik bladziusieńki w porównaniu do tej bomby karkonoskiej :)Żarówka chyba naprawiona :D
OdpowiedzUsuńTo prawda, że na Śnieżniku warunki mieliśmy słabiusieńkie. Tutaj robotę robi przede wszystkim księżyc no i śnieg ;)Lampka już naprawiona, ale zapomniałem zabrać "trzepaczki do jajek" ;)
UsuńZdjęcia bajka, ale to już sam wiesz ;)
OdpowiedzUsuńWiesz..., ja jako autor zdjęć widzę jednak pewne niedoskonałości ;)
UsuńŚnieżka bywa kapryśna z pogodą. Które to elektrownie tym razem trafiłeś. Boxberch i Schwarzepumpe bo one w tej perspektywie są jedna za drugą czy Janschwalde ?
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu zamieszczonym w relacji widać obłoki kondensacyjne Boxberch i Schwarzepumpe, ale mam i Janschwalde. Obejrzyj całą galerię z tego wypadu. Link jest zamieszczony na końcu relacji ;)
UsuńJakim aparatem i obiektywem wykonywał Pan zdjęcia, jeśli można wiedzieć? A przy okazji mam pytanie, czy jest gdzieś na blogu zamieszczony opis używanego w podróżach sprzętu rowerowego? Pozdrawiam serdecznie, Rafał.
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia były wykonywane Nikonem D610 i obiektywami nikkor 24-120 mm oraz sigmą 120-400 mm. Opisu sprzętu rowerowego nigdy nie robiłem bo nie przywiązuję do tego większej wagi na czym jeżdżę ;)
UsuńPozdrawiam