Noc mija spokojnie, ale gdzieś w oddali przechodzą burze bo słychać grzmoty. Zapobiegawczo rozwiesiłem płachtę biwakową. W zasadzie to zrobiłem coś jakby namiot. Wystarczyło postawić rower do góry kołami i narzucić płachtę. Spadło ledwie kilka kropel. I jeszcze gdzieś w oddali słychać ujadanie psa.....Dziś z wyruszeniem w trasę trochę się ociągam. Wyruszam dopiero po siódmej. Pierwsza część dnia to jazda po względnie płaskim.
W Sam Michele al Tagliamento nad rzeką tuż przy głównej drodze taki zestaw bunkrów z okresu zimnej wojny.
Jadę dalej już bez ceregieli główną drogą. Chcę możliwie najbardziej jak to się tylko da podgonić z dystansem z rana 😉
W Cervignano del Friuli wynajduję Lidla i robię solidne zakupy. Najwięcej to standardowo mam w bagażach płynów. Jest taka potrzeba bo dziś ma być kolejny upalny dzień 😉
Z miasta odbijam już na południe. Genialną ścieżką rowerową docieram do nieodległej Akwileji(Aquileia). Kilka lat temu przejeżdżałem przez to niewielkie miasto nie mając wówczas czasu na zwiedzanie powiedziałem sobie, że przy kolejnej nadarzającej się okazji na pewno tu zawitam !
Akwileja to ważny ośrodek turystyczny. Ogólnie przyjmuje się, że właśnie stąd pochodzi lud, który założył Wenecję ale również nieodległe Grado.
Miasto zostało założone w 181-180 roku przed naszą erą przez Rzymian jako twierdza w czasie wojen z plemionami illiryjskimi. Zaczęło się rozwijać głównie dzięki handlowi złotem.
W zasadzie to całe miasto jest jednym wielkim stanowiskiem archeologicznym. Dosłownie na każdym kroku natkniemy się tu na pozostałości obiektów z zamierzchłych czasów.... Na początek idzie Forum będące centralnym miejscem w rzymskich miastach.
Bezsprzecznie najważniejszym zabytkiem Akwilei jest bazylika Matki Bożej Wniebowziętej. Już w VI wieku stała w tym miejscu pierwsza świątynia. Nieprzetrwała ona najazdów barbarzyńców. Została odbudowana dopiero po tym jak miasto odzyskało swą świetność. I ten kościół nie przetrwał. Został zniszczony przez trzęsienie ziemi w 1348 roku. Obecna stoi na jej fundamentach i jest głownie gotycka, ale są naleciałości stylu renesansowego.
Najcenniejszy elementem bazyliki jest odkryta na początku XX wieku wczesnośredniowieczna mozaika o powierzchni 760 m². Jest to najstarszy z elementów kościoła i wykonana jest z tysięcy płytek ceramicznych. Bazylikę można zwiedzać odpłatnie. Jednaj w takich przypadkach jest u mnie problem bo o ile pozostawić roweru zapiętego się nie obawiam to już zostawić przy nim bagaże tak 😔 Jak na coś co ma 1600 lat to jest bardzo dobrze zachowana.
Zwiedzając Akwileję warto także odwiedzić Muzeum Wczesnego Chrześcijaństwa pod gołym niebem z rzymską kolumnadą i mozaikami posadzkowymi oraz Muzeum Archeologiczne.
W mieście znajdują się także pozostałości dawnego rzymskiego portu rzecznego.
Po zachodniej stronie Forum dobrze zachowana droga rzymska.
Są jeszcze pozostałości po termach czy innych obiektach.
Jest i stary cmentarz z zachowanymi kamiennymi sarkofagami.
W 1998 roku cała zabytkowa strefa archeologiczna Akwilei została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
I to na tyle wrażeń związanych z Akwileją. Pora ruszać dalej. Obieram kierunek na Monfalcone. Miasto mi zupełnie nie przypadło do gustu. I kilka lat temu i tym razem. Robię tu tylko zakupy i jadę na południe w kierunku Triestu.
W Sistana krótki postój na punkcie widokowym na Adriatyk.
Jadąc wyznaczoną trasą mijam wiele innych punktów widokowych na morze. Czasami przyzoomuję odrobinę 😛
Z drona też coś zrobię....
Docieram do Triestu. I tu nie mam zamiaru zatrzymywać się na dłużej. Kiedyś zwiedziłem miasto na rowerze, więc teraz tylko przejazd nabrzeżem.
Moim głównym celem na dziś i w sumie na jutrzejszy dzień jest przejechanie śladem trasy rowerowej po dawnej linii kolei wąskotorowej na Istrii - Parenzana.
Trasa Parenzana ma bardzo ciekawą choć krótką historię. Jej budowa rozpoczęła się w 1900 roku i już po dwóch latach został otwarty odcinek z Triestu do Buje. Patrząc na ogrom prac w tamtym okresie, budowę wielu mostów i tuneli to tempo prac było bardzo wysokie. Dalszy odcinek do Poreća oddano do użytku jeszcze tego samego roku.
Ta linia kolejowa przyczyniła się bardzo do rozwoju ekonomicznego półwyspu Istria. Łączyła ona 33 miasta leżące w głębi lądu i przez to trochę odcięte od świata. Korzystano z niej do przewozu towarów. Głównie win, serów, soli, oliwy z oliwek i wielu innych cennych produktów takich jak wapno, węgiel i drewno. I mimo tak ogromnego sukcesu kolej ta działała zaledwie 33 lata. Swoje działanie zakończyła w 1935 roku. Konkurencyjnie przegrała z wygodniejszym i tańszym transportem drogowym.....
Oficjalny początek trasy rowerowej rozpoczyna się na stacji w Muggia. Przez cały Triest drogę wskazują znaki. Kiedyś częściowo przejechałem tą trasę, ale nie byłem wówczas tego świadom. Teraz chcę ją przemierzyć od jej początku do oficjalnego końca. Całość liczy 123 kilometry !
Na początku trasy ustawione są tablice z historią i opisem trasy.
Ogólnie linie kolejowe są poprowadzone po względnie płaskich terenach. Jednak Parenzana się różni. Często na trasie trzeba pokonać strome podjazdy i zjazdy. Po włoskiej jak i po Słoweńskiej stronie granicy trasa pokryta jest asfaltem.
Przejeżdżam przez największe miasto portowe w Słowenii - Kopper.
Piękną nadbrzeżną rowerówką jadę do kolejnego miasta czyli do Isoli.
Następnie trasa wiedzie wśród sadow. Trochę podjazdów przyszło mi pokonać. Tak docieram do miasta Portoroż. Wjazd do centrum następuje przez niemal sześciuset metrowy tunel !
Postanowiłem, że tym razem zobaczę Piran. Dlatego też muszę trochę odbić z trasy. Nabrzeżem docieram do centrum. Nie było to łatwe ze względu na tłumy turystów. W samym centrum było już luźniej 😉
Piran to słoweńska Perła Adriatyku. Mimo, że wybrzeże należące do Słowenii liczy zaledwie 46,6 kilometra to znalazło się tu miejsce dla tak malowniczego miejsca 😊
Oczywiście najpopularniejszym miejscem jest nazwane na cześć włoskiego skrzypka i kompozytora - Giuseppe Tartiniego. Sam plac jest fotogeniczny. Szczególnie teraz gdy zbliża się zachód słońca. Na placu znajduje się pomnik ów słynnego muzyka. Wiele kamienic w pastelowych kolorach, a nad wszystkim góruje dzwonnica kościoła św. Jerzego. Warto też przespacerować się po wąskich uliczkach.
Wracam na Portoroż. Zbliża się zachód słońca.
I tak nadbrzeżem jadę w kierunku granicy z Chorwacją. Oglądam zachód słońca.
Trafił się nawet mały wątek dalekoobserwacyjny, choć warunki słabe bo trochę chmury nad Alpami przeszkodziły. Ale tak patrząc to z poziomu zero można dostrzec zbocza szczytu Cima Valsorda 2287 m na tarczy zachodzącego słońca. Odległość to 167 kilometrów 😉
Przejeżdżam przez granicę. pogranicznik tylko zerknął na dowód osobisty. Od teraz kontynuuję jazdę po Parenzanie już na ziemi chorwackiej. No i następuje istotna zmiana jaką jest nawierzchnia. Od teraz będzie to szuter z luźnym kamieniem. Dziś nie mam zamiaru za długo jechać. Postanawiam, że sobie trochę podjadę na wyższy punkt w okolicy i zakończę ten udany dzień. Rozlokowałem się na noc w jakimś starym sadzie.
Trochę zawiła trasa tego dnia.... 😋
Statystyki Dzień 9:
Dystans: 174,59 km
Czas jazdy: 10:15:09
Średnia: 17,02 km/h
Max: 54,26 km/h
Suma podjazdów: 759 m
Wys. max.: 196 m n.p.m.
CDN
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzejeżdżałem przez Kopper i kurka, nie spodziewałem się, że to takie ładne miasto! Choć korki na granicy spowodowały, że wspomnienia mam średnie z tego rejonu Słowenii ;) (edycja literówki)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam jak kilka lat wcześniej z kumplem jechaliśmy od granicy to faktycznie samochód na samochodzie. Na szczęście rower to zupełnie co innego i zawsze się gdzieś wciśniesz ;)
Usuń