Budzi mnie padający deszcz. Co prawda nie są to jakieś mocne opady, ale licho wie co będzie za chwilę. Szybko się ewakuuję pod filar mostu. Grzesia nic nie rusza. Zdołał się tylko przykryć plandeką ;) Bez pośpiechu pakuję się i próbuje zlikwidować luz w sporcie. Niestety nic już nie da się zrobić i pozostaje mieć nadzieję, że się kompletnie nie rozsypie zanim nie znajdziemy jakiegoś serwisu rowerowego. Pozostaje mi czekać na Grzesia.