Strony

piątek, 17 lutego 2017

Babiogórski świtak - 11.02.2017

Tym razem wypad planowany niemal z miesięcznym wyprzedzeniem. Gdzie tym razem wyskoczymy uzależnione było od pogody. Im bliżej terminu tym coraz bardziej pewni byliśmy, że pojedziemy w Beskidy. Spowodowane to było bardzo złymi prognozami pogody w Sudetach. Plan był taki by pofocić nocą przy pełni księżyca, a do tego wymagana jest dobra pogoda, lepsza aniżeli poprzednim razem podczas wspólnego wypadu ze Skadi na Śnieżnik ;)


Pół nocy zajmuje nam dotarcie na Krowiarki. Ciężko było zaparkować na nieodśnieżonym parkingu. Gdy się to tylko udaje rozpoczynamy przygotowania do "ataku szczytowego". Ja nie mam z tym problemu. Po prostu zabieram wszystko co ze sobą przywiozłem ;)

Pogoda dopisuje, a to najważniejsza rzecz. Co prawda zapowiadane jest kilkanaście stopni poniżej zera, ale kompletnie bez wiatru !
Na Sokolicę docieramy przed trzecią w nocy. Możemy wyłączyć czołówki bo jest jasno niemal jak w dzień. Rozkładamy sprzęt i zaczynamy focić.



Zwróciłem uwagę na niewielką ilość śniegu jak na tak wysokie góry. W Sudetach jest go znacznie więcej...


Teraz bez pośpiechu zdobywamy kolejne metry wysokości. Ciągle przystajemy i robimy kolejne zdjęcia. Czasami pauza trwa trochę dłużej. Znalazł się czas na zabawy z wełną stalową ;)




Coraz więcej osób podąża na szczyt. Niektóre grupy liczyły po kilkanaście osób. Oj będą dziś o wschodzie słońca tłumy na szczycie ;)





Z okolic Kępy ładnie widoczne są już Tatry. Chociaż przejrzystość powietrza z nóg nie zwala to i tak jest dobrze.



Zdaję sobie sprawę, że po wschodzie słońca widoczność znacznie się pogorszy. Robię kilka większych zoomów. Fajnie wyszedł Giewont na dłuższym naświetlaniu.



Powietrze nawet nie drgnie, zero wiatru. Tylko gdzieś z oddali słychać ujadanie psów.


05:40. Na zdjęciach widać już jak pojaśniał horyzont. Decydujemy się pozostać w okolicy Gówniaka. Tutaj będziemy mieć przynajmniej spokój i nikt nie wejdzie nam w kadr ;)



Gdzieś nad Orawą przewalają się mgły. Czasami obok nas przemknie szybko jakiś turysta zmierzający na szczyt...



Sam wschód słońca mało spektakularny. Spodziewałem się czegoś więcej.



Niemal godzinę po wschodzie słońca idziemy w końcu a szczyt. Wiele osób już nas minęło schodząc na dół. Teraz powinny być już luzy na szczycie.





Na szczycie tylko kilka chwil i schodzimy na Markowe Szczawiny. Co dalej to zdecydujemy w schronisku.





Na przełęcz Brona zejście znośne, ale niżej warto mieć założone przynajmniej raczki bo szlak bardzo wyślizgany.




Po śniadaniu w Markowych decydujemy się jednak na powrót do domów. Uznaliśmy, że jesteśmy na tyle usatysfakcjonowani minioną nocą, że więcej nic nam nie potrzeba :)



Wracamy na Krowiarki Górnym Płajem. Wyjechać z parkingu było trochę problemów, ale to i tak nic w porównaniu z tymi, którzy zajęli nasze miejsce ;)



Dla zainteresowanych więcej zdjęć w galerii pod adresem: https://goo.gl/photos/U47Kd7yJpGfHefsH6





7 komentarzy:

  1. No i jesteś (oczywiście) pierwszy z relacją :) Ja jeszcze męczę się z RAWami, bo tak jak Ci kiedyś wspominałam mój komp nie daje rady tego ogarnąć. Zamiast myśleć o nowej lustrzance, to chyba pora pomyśleć o nowym laptopie :)Wypad był bardzo fajny. Cieszę się, że udało się zgrać no i pogoda była łaskawa. Wiem, wiem... 3/10, ale ja wróciłam pozytywnie naładowana, zadowolona z tego co mam na karcie SD, mimo 7 godzin jazdy za kółkiem na powrocie po nieprzespanej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko. Najważniejsza była pogoda, a pełnia dodała tylko smaczku temu całemu, krótkiemu bo krótkiemu, ale myślę że udanemu wypadowi. Pierwszy taki świtak masz już zaliczony i jeżeli się nie zrazilaś to będziesz szybko chciała coś podobnego powtórzyć. To uzależnia ;)

      Usuń
  2. A niech to! Gdybym wiedział, że tej nocy na Królowej będą takie tłumy jak na Giewońcie w środku lata też bym poszedł a z racji tego, że nikt znajomy nie chciał a samemu mi się żywcem nie widziało łazić, to przegapiłem całkiem niezły czas. Szkoda ale drugi raz sobie nie odpuszczę.
    Widoczność może i nie powalała ale zdjęcia całkiem udatne.
    Co do pokrywy śnieżnej... No cóż, coś te ostatnie zimy takie ubogie, chyba z 10 lat nie było na tyle śniegu aby przykrył kosówkę. Sudety mają zasadniczo więcej opadów bo leżą w takim szczególnym korytarzu opadowym.
    Pozdrawiam i czekam na zdjęcia Skadi i kolejną Twoją relację, tudzież zdjęcia "zza horyzontu".
    PS W galerii na goo.gl znikają mi podpisy zanim zdążę przeczytać.Chochliki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam iż takiej bezwietrznej aury to się nie spodziewałem.

    Ja jestem zadowolony przede wszystkim z tych nocnych zdjęć. Te dzienne to już taka klasyka. Każdy kto odwiedził Diablaka przy ładnej pogodzie takie już ma ;)

    W 2012 roku była dość duża ilość śniegu na Babiej. W każdym bądź razie kosodrzewinę przykryło. Sudety faktycznie mają dość duże sumy opadów rocznych, szczególnie te wschodnie z Pradziadem ;)

    Kolejna relacja planowana jest na czwartek/piątek.

    W galerii na google najlepiej kliknąć ikonkę "i" w prawym górnym rogu. Rozwinie się zakładka z informacjami na temat zdjęcia oraz opis i ewentualne komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To mimo wszystko nie ta pokrywa jaką znam z ponad 250 wejść na Babią. Bywały lata ( OK - zimy) , że potem na lawinisku w Szerokim Żlebie można było w czerwcu pojeździć na nartach a nawis na Bronie miał ponad 6 m miąższości. Ale to było w zamierzchłych czasach kiedy mało kto z nartami na Babią się pchał a z drugiej strony nikt nikogo za to nie gonił.
    Zdjęcia nocne, oczywiście najciekawsze. Delikatna mgiełka/smog dała fajne rozmycie świateł w dole. Szkoda, że na Namestowo i Fatrę było kiepsko. Może następnym razem.
    Tak,ikonkę obczaiłem i jest już OK.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak śniegu było mało, tak teraz będzie jeszcze mniej, ale tak w strefach reglowych. Bo wyżej nieco dowali, a niżej deszcz przepłuka resztki. Za oknem mam jeszcze gorzej. Tęgie mrozy nic nie dały, bo najzwyczajniej w świecie nie było opadów. Tydzień temu poszedłem na narty na Radziejową i okazało się, że nie mam po czym zjeżdżać, bo południowe stoki były wytopione do trawy.

    Najprawdopodobniej w drugiej połowie marca będę się kręcił z Tucznikiem w Twoich rejonach. Jedziemy na skały z młotkiem :) Jakby było Ci po drodze, to mógłbyś wpaść na jakąś pogadankę i wywar z humulusa lupulusa jeśli to nie będzie kolidowało z prowadzeniem auta. Miło by było poznać osobiście jednego z czołowych wyjadaczy w wyławianiu zdobyczy zza horyzontu.

    OdpowiedzUsuń
  6. W Sudetach jest teraz podobnie. W końcu to już ponad tydzień od wypadu na BG. Temperatury bardzo wzrosły...Bardzo nie lubię tego okresu gdy są roztopy ;)

    Na wspólny wypad z młotkiem jestem chętny. Już od jakiegoś czasu myślimy o takim wypadzie z Arturem. Można połączyć... Samochodu nie posiadam, więc kolidować nie będzie :D

    OdpowiedzUsuń