Strony

sobota, 15 lipca 2017

Czerwcowy weekend - Dzień 2 - Odsieczy Wiednia nie będzie... - 16.06.2017

Do Wiednia chcieliśmy dojechać dzień wcześniej..., chociaż nie, nie było w planach odwiedzania stolicy Austrii. Chcieliśmy dotrzeć na nocleg na szczytu Kahlenberg(484 m n.p.m.). Nie udała nam się ta sztuka ponieważ wczorajszą jazdę skończyliśmy około 18 km od przedmieść Wiednia. Normalnie taki dystans łyknęlibyśmy za jednym mrugnięciem oka, ale nie gdy człowiek ma w nogach grubo ponad 300 km, a Grzesiowi to niewiele zabrakło do czterech stówek ;) Postanawiamy zakończyć dzień odrobinę wcześniej.

Na piątek prognozowali burze, ale tylko z rana. Sprawdziło się to w 100 %. Kilka minut przed piątą budzi mnie wzmagający się wiatr. Nagonił on sporo chmur, z których po chwili zaczyna kropić. W kilka minut zwijam biwak i pozostaje mi czekać aż Grzesiu wylezie ze swojego kokona ;P



Deszcz coraz mocniejszy. Gdzieś zagrzmi. Uciekamy w kierunku najbliższych zabudowań schować się gdzieś pod dachem. Zjadamy śniadanie i robimy sobie jeszcze drzemkę w oczekiwaniu aż ustanie deszcz. Wpół do dziewiątej można ruszać dalej. Wiele osób pewnie by nawet nie zauważyła, że padało :D



A my kierujemy się na południe. Chcemy ominąć sam Wiedeń, a Dunaj przekroczyć bardziej na zachód w Stockerau. W Korneuburgu jest jeden wielki zator. Tak zakorkowanego miasta chyba jeszcze nie widziałem. Ciężko jest przecisnąć się rowerem. Przez rynek wiedzie droga krajowa. Na każdym wolnym kawałku przestrzeni ustawione są stragany. Dochodzą do tego jeszcze remonty kilku kamienic. Objechanie dookoła samego tylko ratusza zajmuje nam niemal 20 minut. Nie ma sensu tracić w ten sposób czasu, więc uciekamy stąd najszybciej jak tylko możemy.


Robimy pierwsze dziś zakupy w markecie. Gdzieś w dali widoczny zamek Kreuzenstein. Wygląda on całkiem ciekawie, ale to zupełnie młody obiekt. Wybudowano go na przełomie XIX/XX wieków.


W Stockerau małe problemy nawigacyjne. Wiem, że gdzieś w okolicy jest możliwość przekroczenia Dunaju tylko musimy dostać się na ścieżkę rowerową biegnącą wzdłuż brzegów rzeki. W mieście jakieś remonty i trochę się zamotaliśmy, a i oznaczenie mogłoby być lepsze. Na dużym skrzyżowaniu tras rowerowych robimy przerwę techniczną.




Trasą naddunajską "Donauradweg" jedziemy do nieodległego Klosterneuburga. Miasto słynie ze znajdującego się tu średniowiecznego opactwa. Kompleks zabudowań klasztornych usytuowany jest w samym centrum miasta na niewysokim wzniesieniu nad Dunajem. Klasztor należy do Kanoników Regularnych, którzy zostali sprowadzeniu tu w 1133 przez margrabiego Leopolda III Babenberga i jego żonę Agnieszkę von Waiblingen.



Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny wzniesiono w latach 1114-1136 w stylu romańskim w formie trójnawowej bazyliki.


W 1220 wzniesiono kaplicę znaną jako Capella Speciosa pierwszy znany przykład architektury gotyckiej w Austrii. Ufundował ją książę Leopold VI Sławny. Pełniła ona rolę kaplicy zamkowej Babenbergów. Została zniszczona w XVIII w. Z zachowanych fundamentów wynika iż była to jednonawowa budowla z zachodnią emporą przeznaczoną dla władcy.


Na zlecenie cesarza Karola VI Habsburga dokonano wielkiej rozbudowy opactwa. Przedsięwzięcie to podyktowane względami dynastycznymi, zakładało wzniesienie w Klosterneuburgu austriackiego Eskurialu. Barokowe obiekty klasztoru robią duże wrażenie, jednak do hiszpańskiego odpowiednika sporo im brakuje.
Jest to jeden z najważniejszych ośrodków sakralnych i kulturowych Austrii.



Rynek taki sobie, bez szału.



Pora zdobyć Kahlenberg. Szczyt położony na terenie Lasu Wiedeńskiego oraz dziewiętnastej dzielnicy Wiednia. Kiedyś wjeżdżałem na górę po nocy od strony Wiednia. Teraz mamy ułatwione zadanie bo wjeżdżamy główną drogą na szczyt. Jest kręta i wybrukowana, a z niej czasami są ładne widoki.


Niedaleko szczytu stoi wybudowany w latach 1629-1639 kościół św. Józefa. 12 września 1683 roku król Jan III Sobieski dowodził sprzymierzonymi wojskami w bitwie z Turkami o Wiedeń. Ze szczytu przeprowadzono decydujące natarcie na wroga...  W roku 1893 utworzono tutaj Kahlenberskie Stowarzyszenie Religijne Austriacko - Polskie i tym samym wzgórze stało się sanktuarium polskiego patriotyzmu. Świątynią od ponad wieku opiekują się polscy księża.


Z tarasu rozpościera się jeden z lepszych widoków na stolicę Austrii. My robimy tylko kilka pamiątkowych fotek....






... i jedziemy na nieodległe, trochę niższe wzniesienie Leopoldsberg. Jest tam kilka ciekawych zakątków. Np. uroczy kościół poświęcony św. Leopoldowi...., ponoć jest bo niestety wszystko zamknięte na głucho. Trwają tam jakieś prace remontowe, ale chyba nie za bardzo się z tymi pracami śpieszą.



Są też punkty widokowe. Ten w kierunku Klosterneuburgu jest już niemal całkowicie zarośnięty. Jednak gdy staniemy na murku to coś tam jeszcze widać ;)



Punkt widokowy na Wiedeń jest znacznie lepszy. Widok bardzo podobny do tego z Kahlenbergu, ale perspektywa odrobinę się zmieniła.



Niedaleko przy parkingu stoi pomnik ukraińskich Kozaków.


A my teraz musimy wymyślić jakąś strategię na resztę dnia. Decydujemy się wrócić rowerówką do  Greifenstein. Jedziemy bez przerw i mimo dość mocno dającego się we znaki zachodniemu wiatrowi przemieszczamy się całkiem szybko naprzód. Z Greifenstein jedziemy dalej nad Dunajem do Tulln. Na otwartych przestrzeniach wiatr jest coraz bardziej odczuwalny.




Tulln jest jednym z najstarszych miast na terytorium Austrii. W Tulln musimy zrobić obowiązkowe zakupy bo nam wyszły już całe zapasy. W poszukiwaniu jakiegoś marketu kręcimy się po mieście zwanym "miastem kwiatów". Fontann też tam sporo. Stoją wszędzie, nawet na rondach ...






Po zrobieniu solidnych zapasów na dalszą drogę wracamy na ścieżkę rowerową. Na nabrzeżu stoi pomnik Marka Aureliusza.




Kolejne 2,5 godziny to monotonna jazda po wałach nad Dunajem. Na otwartej przestrzeni coraz bardziej wzmagający się wiatr robi swoje nie pozwalając nam osiągnąć prędkości jaką chcielibyśmy. Docieramy do Krems. Wybieramy drogę wiodącą wzdłuż niewielkiej rzeczki o tej samej nazwie co miasto i szybko jedziemy dalej.




Z wyborem dalszej trasy dobrze trafiliśmy. Przez kilkanaście kilometrów jedziemy po drodze delikatnie nabierając wysokości. Ciężkie ołowiane chmury straszą nas możliwością wystąpienia opadów deszczu. Jak na razie jednak aura nas oszczędza. Przejeżdżamy przez niewielkie miejscowości słynące z produkcji wybornych win. Nie wiem czy wina są dobre bo nie przepadam za tego typu trunkami ;)
Mijamy też kilka ruin zamków. Wzrok przykuwają szczególnie te w Senftenberg.




Jeszcze tylko kilka kilometrów i na dość sporym podjeździe decydujemy się zawczasu rozbić biwak. Jeszcze w trakcie czynności związanych w rozwieszaniem hamaków zaczyna padać deszcz. Nie jest jakiś bardzo mocny, ale nie wiadomo co będzie później. Zabezpieczamy więc wszystko przed opadami i oddajemy się w objęcia Morfeusza.

Dystans tego dnia marny i to bardzo. Jeżeli porównać do dnia poprzedniego to nie przejechaliśmy nawet połowy tego dystansu ;)


Statystyki dzień 2


I trochę więcej zdjęć pod adresem:

https://photos.app.goo.gl/yQK70vXXu8sgbcZm2

cdn...





1 komentarz:

  1. Austrii rowerowo jeszcze nie zwiedzaliśmy, a i dystanse robimy mniejsze niż Wy. Może kiedyś zdecydujemy się na podobną trasę :)

    OdpowiedzUsuń