Strony

wtorek, 3 września 2019

Radhošť - 25.05.2019

Dni mamy już na tyle długie, że aby zrobić jakąś dłuższą wycieczkę rowerową nie trzeba wstawać skoro świt... wystarczy zebrać się do drogi przed szóstą co wydaje mi się być odpowiednią porą. Na dzień dzisiejszy nie mam jak zwykle pomysłu. Jedyne co chciałem to pokonać ponad 300 km. Dopiero przejeżdżając przez Opawę zdecydowałem, że uderzę w Beskid Śląsko-Morawski. Na rowerze nie było mnie tam już kilka ładnych lat 😉

Trasę do Opawy pokonuję tak często, że w relacji po prostu pominę tym razem ten odcinek 😉 Z Opawy jadę drogą nr 464 w kierunku miasta Bilovec.



Trasa wcale nie należy do tych najłatwiejszych, ale chciałem tak wytyczyć drogę by zobaczyć też coś nowego. Przyglądając się mapie dostrzegłem nową wieżę widokową w miejscowości Slatina. Wieża naprawdę młoda bo oddana do użytku zaledwie dwa miesiące wcześniej.


Z tego 18 metrowego obiektu mamy całkiem ładną panoramę na okolicę. Stąd już bliżej w Beskidy aniżeli w wyższe partie Sudetów, choć sama wieża znajduje się w tym drugim paśmie górskim, a konkretnie na Vitkovskim pogórzu.
I właśnie najlepiej widoczne są oddalone o około 40 kilometrów Beskidy. Ale powietrze nie jest dziś jakoś specjalnie przejrzyste....





Zjazd przez Slatine do Studenky i dalej na Bartošovice. Tam już po przekroczeniu Odry stoi okazały dwukondygnacyjny, czteroskrzydłowy pałac. Obecny wygląd z elementami pseudorenesansowymi i pseudogotyckimi zyskał po ostatniej rekonstrukcji w latach 1869–1877.



Beskidy już coraz lepiej widoczne, ale zanim tam dotrę to odwiedzam Štramberk. Nie wiem jak się to stało, ale jeszcze nigdy tu nie byłem 😉




Štramberk to takie małe wołoskie królestwo. Miasto ze swymi uroczymi uliczkami i drewnianymi(zrębowymi) domkami z XVIII/XIX wieku jest określane mianem "Wołoskiej Szopki". Jego lokalizację już z daleka określa widoczna walcowata wieża "Trúba", to pozostałość po zamku Strallenberg.




Rynek jest dość mocno pochyły. Jednak miasto najlepsze wrażenie robi i tak z góry 😀








Przemieszczam się do nieodległego Frenštátu pod Radhoštěm. Tam krótka chwila na rynku i niewielkie zakupy na dalszą drogę.




No i rozpoczynam podjazd na dzisiejszy cel. Trasa wiedzie z Trojanovic po zupełnie nowym asfalcie, a pamiętam jakie tu były kiedyś dziury. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej już niekoniecznie. Przez to, że teraz jest nowa nawierzchnia to turyści zjeżdżają z bardzo dużą prędkością na hulajnogach. Niestety to co większość wyprawia na tym zjeździe wymusza na podjeżdżających pod górę szczególnej uwagi.

Ta część czeskich Beskidów jest najbardziej oblegana przez turystów. Wpływ na to ma bardzo łatwy dostęp dla ogółu oraz bardzo wiele atrakcji. Ostatnio powstała zupełnie nowa Wołoska wieża w niewielkiej odległości od przełęczy Pustevny.


Ilość turystów na Pustevny po prostu mnie przeraziła ! Robię tylko kilka zdjęć odbudowywanego schroniska i jadę w kierunku Radhošť. Na szlaku również sporo turystów. Dodatkowo odbywają się jakieś zawody biegowe.





Na Radhošťe pauza na piwko pod tamtejszym schroniskiem. Obiekt jakoś nigdy mi za bardzo nie przypadł do gustu.



Według legendy szczyt odwiedzili Cyryl i Metody. Prowadzili oni w IX w. misje chrystianizacyjne, na ziemiach zamieszkanych przez Słowian, twórcy rytu słowiańskiego oraz święci Kościoła katolickiego i prawosławnego. Od 1898 roku na szczycie stoi kaplica pod wezwaniem obu świętych, a obok ich posąg odlany z brązu.




Widok z góry to zupełnie inna, nowa dla mnie perspektywa. Gdyby nie obiekty zlokalizowane na szczycie to okolica z lotu ptaka niczym by się nie wyróżniała.







Po dość długim odpoczynku przychodzi pora na powrót. Wiem, że do domu wrócę i tak w nocy, więc spokojnie jadę na Pustevny i zjeżdżam na stronę południową do miejscowości Horní Bečva i dalej trasami rowerowymi wzdłuż rzeki Bečva do Rožnova pod Radhoštěm.


😅



W Rożnowie nigdy nie odwiedziłem tamtejszego rynku. Zawsze tylko szybki przejazd przez miasto bo z reguły brakowało czasu. Teraz jednak udało się wykonać kilka zdjęć. Zrobiłem też krótką pauzę na piwo i kawałek pizzy 😉





I kontynuuje jazdę wzdłuż Bečvy. Tak docieram do miasta Valašské Meziříčí. Po drodze udaje mi się jeszcze raz polatać dronem.








Tam kilka fotek na rynku i przy pałacu Żerotinów.



W miejscowości Branky stoi pseudo-barokowy pałacyk wybudowany przez Hansa Hubera.



Coraz bardziej oddalam się od Beskidów.


Teraz odbijam w kierunku miasta Kelč. Trasa trochę pagórkowata, ale dla mnie to nieznane okolice.



Miasto całkiem fajne, takie jak lubię czyli niewielkie, które dość szybko się zwiedza bez zbytniego błądzenia w miejskim gąszczu w poszukiwaniu ciekawych zabytków.

Kelč to niewielkie miasteczko na południe od Hranic. Liczy niespełna 3 tyś. mieszkańców. Najciekawszym obiektem jest pierwotnie późnogotycki pałac z lat 1585-1596, przebudowany w kolejnych wiekach w stylu renesansowym i barokowym. Poza tym późnobarokowy kościół św. Piotra i Pawła, ratusz, pierwotnie zamkowa kaplica, a obecnie kościół św. Katarzyny.






Jadąc dalej na mojej trasie jest miasto Hranice. Zwiedzania nie ma dziś bo już wielokrotnie odwiedzałem to miasto. Jednak dla uzupełnienia dokumentacji wykonuję kilka zdjęć z centrum oraz spod pałacu. Inna sprawa, że jadąc przez rynek mam po prostu najkrótszą trasę 😉

No i w Hranicach zastaje mnie zachód słońca.





Sprężam się i jadę w kierunku miasta Odry. Trasa będzie znacznie dłuższa, ale zdecydowanie łatwiejsza. Gdy jestem w Vitkovie jest jeszcze jasno. Następnie standardowa trasa przez Opave i Krnov do domu. Tu oczywiście nie ma już co opisywać bo z racji ciemności i braku chęci do wykonywania zdjęć jadę bez przerw aż do domu. Dzięki temu udaje się dotrzeć przed północą trochę wyniszczony fizycznie, ale zadowolony. Dzisiejszy dystans jest tegorocznym rekordem. I nawet pisząc tą relację 3 miesiące później nie uległo to zmianie 😉





No i na koniec fotoalbum 😀


https://photos.app.goo.gl/n4GhvuesdjssmESn7

2 komentarze:

  1. W Stramberku trzeba było skosztować uszu ;) Na rynku jest knajpa z własnym browarem, takiemu piwoszowi jak Ty na pewno by zasmakował :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O uszach słyszałem, ale jakoś nie ciągnęło mnie specjalnie do tego by ich skosztować. Co innego z piwem, ale o istnieniu miejscowego mini browaru dowiedziałem się już po powrocie do domu.... Będzie jeszcze okazja by tam wrócić ;)

      Usuń