Poranek jest cieplutki i aż przyjemnie jest wyjść ze śpiwora mając świadomość, że zaraz człowiek nie zacznie się telepać z zimna 😉
Miejscówka też całkiem fajna. Na szczycie Sovinec znajduje się boisko do piłki nożnej i obok takie niewielkie pomieszczenie gospodarcze. Pod jego zadaszeniem rozwiesiłem sobie hamak 😉
Miejscówka widokowo również jest całkiem fajna choć przejrzystość powietrza mogłaby być odrobinę lepsza. No i stoi tu taka pseudo wieża widokowa 😂
Dość długo jednak zbieram się do drogi. Tak to jest gdy się nie ma żadnego planu, a wszystkie decyzje na takim wypadzie to najzwyklejszy spontan 😋 Długo ślęczę nad mapą zastanawiając się jak sobie dobrać dzisiejszą trasę powrotną. I tak powoli sącząc sobie piwko nakreśliłem w głowie wizję dzisiejszej trasy. Oczywiście plany planami, a i tak później niemal wszystko uległo zmianie 😉
Na początek szybki zjazd do Jilemnic. Jak ja uwielbiam te czeskie małe miasteczka !
O tak wczesnej godzinie w niedzielę nie sposób jest spotkać kogokolwiek na ulicach. Ale muszę przyznać, że w drodze do miasta minąłem się z dwoma starszymi panami, którzy podjeżdżali na górę na rowerach 😉
Rynek jest niewielki taki powiedziałbym bardzo kameralny. Otaczają go XVIII i XIX wieczne kamienice. Obecny ratusz to obiekt z XVIII wieku.
Oczywiście jak to w Republice Czeskiej bywa musi być i pałac. Ten w Jilemnicach został zakupiony w XVIII wieku przez ród Harrachów i to im właśnie zawdzięcza ten obiekt dzisiejszy wygląd. Aktualnie znajduje się w nim muzeum.
Innym wartym uwagi miejscem jest ulica "Zvědavá ulička". Jest to bardzo ciekawy
zespół architektury ludowej. Powstał on po pożarze miasta w 1788 roku. Te drewniane domy zostały tak wybudowane, że im wyżej w górę tym są one zbliżone o jedną "oś okienną" w kierunku ulicy po to by z każdego domostwa było widać rynek.
Kolejny dzisiejszy etap to przejazd do miasta Lomnice nad Popelkou. Trasa trochę pagórkowata, ale za to są całkiem fajne panoramy na okolicę.
W Lomnice nad Popelkou przy tamtejszym pałacu od 1971 roku stoi pomnik czeskiego pilota, który zginął tu w grudniu 1946 roku. František Truhlár. Ponoć leciał tak nisko, że zahaczył skrzydłem o dach jednego z domów....
Zakręt dalej rynek z ratuszem w stylu neogotyckim tzw. francuskim.
Wzdłuż rzeki Popelka jadę szybko i całkiem przyjemnie do Novej Paki...
Nova Paka to niewielkie i spokojne miasteczko. Miejscowość ulokowana pomiędzy Karkonoszami, a Czeskim Rajem. Jeżeli ktoś szuka mniej obleganych przez turystów szlaków to tutaj na pewno takie znajdzie.
A co w samym mieście ? Dominującym obiektem jest znajdujący się na wzniesieniu klasztorny kościół Wniebowzięcia NMP.
Dojazd do centrum miałem odrobinę utrudniony bo mimo niedzieli robotnicy rozkopują miasto 😉
Rynek otaczają kamienice czasami całkiem współczesne. Na środku stoi fontanna św. Floriana, morowy słup i pomnik Jana Husa. We wschodniej części stoi kościół św. Mikołaja.
Jak to w czeskim miasteczku musi być browar...
Jadę do miejscowości Pecka. Tam na a wzniesieniu dominuje zamek o tej samej nazwie. Obiekt pochodzi z przełomu XIII i XIV wieku. W ruinę popadł w XIX wieku kiedy to okoliczni mieszkańcy pozyskiwali stąd kamień jako budulec na swoje domostwa.
Kolejny etap podróży to przejazd przez wiele wzniesień do Dvůr Králové nad Labem. Przejrzystość powietrza jakby się poprawiała i coraz lepiej są widoczne Karkonosze z zalegającym gdzieniegdzie śniegiem.
W Dvůr Králové nad Labem byłem już kilkukrotnie, więc tym razem tylko tradycyjnie kilka fotek na rynku i w jego okolicach.
Po sąsiedzku we wsi Žireč stoi barokowy pałac choć pierwotnie wybudowano go w stylu renesansowym. Od końca lat 60tych znajduje się tu lecznica i obiekt nie jest dostępny dla ogółu. Okolica jednak fajnie zagospodarowana i cieszy oko. W starej lipie przed bramą wjazdową gniazdo pszczół z kilkudziesięcioma tysiącami osobników....
Początkowo myślałem by jechać ciągle wzdłuż Łaby tak by szybko dotrzeć do miasta Jaroměř, ale nie ! Po drodze jest przecież perełka czeskiego baroku - Kuks! Założycielem na początku XVIII wieku był hrabia František Antonín Špork, który odkrył tu lecznicze źródła mineralne. Poza klasztorem ze szpitalem
powstał tu wówczas dom zdrojowy.
Tego typu obiekty genialnie wyglądają z lotu ptaka !
No i teraz mogę już jechać do Jaromierza(Jaroměř). Jednak samo miasto nie będzie dziś moim celem. Udaję się natomiast do dzielnicy Josefov gdzie w 1780 roku rozpoczęto budowę twierdzy. Rozkaz budowy wydał cesarz Józef II i miała ona być ochroną dla wschodnich Czech od strony Prus. Prace trwały 7 lat. W
twierdzy mogło stacjonować 12 tysięcy żołnierzy, a zgodnie z
założeniami mogła bronić się przez 5 miesięcy. Jednak obiekt nie miał możliwości sprawdzenia się w boju podczas żadnej z wojen.
Nie mogłem sobie odmówić by uwiecznić na zdjęciach tą twierdzę z góry.
Kalkulując pozostały czas w głowie układam dalszą dzisiejszą trasę. Już nie mam zamiaru zbyt kombinować. Jednak fajnie byłoby tak przekroczyć granicę 200 km dzisiejszego dnia 😉
Podążam wytyczoną trasą rowerową nr. 4034 do Nové Město nad Metují. Zawsze gdy tutaj jestem to miasto to robi na mnie ogromne wrażenie, a w szczególności monumentalny pałac, który tym razem mam zamiar sfotografować z góry 😉
Szkoda tylko, że przez sam środek obszernego rynku wiedzie główna i przeważnie zakorkowana droga. Sam rynek to jeden wielki parking 😕
A no i jeszcze miały być foty z góry 😉
Na polską stronę tym razem postanawiam dostać się zupełnie nową dla mnie trasą. Wybieram przejazd przez Olešnice v Orlických horách. Niestety rozczarowałem się bo ostatni sklep zamknęli kilkanaście minut przed moim przybyciem. Teraz niestety jestem zdany już jedynie na stacje paliw po polskiej stronie....
Granicę przekraczam na "Čihalkce". Teraz pozostaje mi szybki zjazd "sudecką autostradą" do krajowej ósemki i na pierwszej napotkanej stacji w Dusznikach Zdrój uzupełniam zapasy płynów. Ze Szczytnej kieruję się na Polanicę Zdrój i dalej na Szlejów Górny.....
Niestety w dali słychać odgłosy zbliżającej się burzy, a to dziwne ponieważ żadna z prognoz, które przeglądałem tego nie zapowiadała 😕
Udaje mi się jeszcze przed deszczem wzbić na moment w powietrze. Ciemne, granatowe chmury wyglądają bardzo groźnie. Nie wróży to nic dobrego...
Przejeżdżam jeszcze krótki dystans gdy zaczyna padać ulewny deszcz. Zanim znalazłem jakiekolwiek schronienie zdążyłem konkretnie zmoknąć. Deszcz pada dość długo i gdy pogoda w końcu pozwala kontynuować dalszą jazdę jest już po zachodzie słońca.
Całe pozostałe 74 kilometry do domu to jazda bez zbytecznych przerw, więc do domu docieram o przyzwoitej godzinie. Fajnie, że tym razem nie tyle pogoda dopisała co temperatura była już na tyle wysoka, że nawet gdy zmokłem to nie było mi zimno gdy jechałem mokry. Pogoda zresztą również dopisała, a w takich okolicznościach ten wyjazd weekendowy był bardziej aniżeli udany !
Tradycyjnie album z większą ilością kolorowych obrazków 😉
https://photos.app.goo.gl/o6EP1zVJ4MR6XRSD9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz