Strony

niedziela, 5 czerwca 2016

Supikovicka 50 - 21.05.2016

Supikovicka 50 to długodystansowy rajd pieszy organizowany przez grupę mieszkańców ze starostą na czele. Impreza to została zorganizowana po raz czwarty, a ja wziąłem w niej udział po raz pierwszy.




Tego dnia miałem w planach wziąć udział w Krnovskiej 50, ale przeddzień dostaję sms-a z zapytaniem "Czy ktoś się wybiera na supikovicką 50 ? ". Do tej pory nie miałem pojęcia, że jest taka impreza, a gdy zostałem o tym uświadomiony decyduję się aby wziąć w niej udział. W końcu Supikovice są znacznie bliżej aniżeli Krnov i mógłbym się tam udać nawet na nogach ;) Tym razem jednak nie musiałem. Z rana przed szóstą zgarnia mnie Cezary i po kilkunastu minutach jesteśmy w Supikovicach. Odrobinę się spóźniliśmy na start i wszyscy udający się na najdłuższy dystans są już od kilku minut na szlaku. Zapisujemy się, otrzymujemy mapkę poglądową trasy i jeszcze chwilę rozmawiamy z organizatorami. W drogę wyruszamy okolo 06:20. Na pokonanie trasy 50 km mamy czas do godziny 18:00 czyli 12 h.

Początek trasy wiedzie asfaltem przez wieś w kierunku Velkich Kunetic. Zaraz na początku miejscowości odbijamy do szlaku zielonego, którym podążamy w kierunku Frantiskova. Mijamy wiele opuszczonych domostw. Niektóre są już w zaawansowanym stadium rozsypki.




Pogoda nam dzisiaj bardzo sprzyja. Jak na razie na niebie nie ma ani jednej chmurki, a słońce nieźle praży. Mamy dość dobre tempo. Jednak bardzo często przerywane postojami na zdjęcia ;)



Musimy też zwracać baczną uwagę na punkty kontrolne, które z reguły są dobrze widoczne, ale np. pierwszy napotkany był przymocowany na oparciu ławki ;)

Na rozmowach o wszystkim i o niczym mijają nam kolejne kilometry. Zielonym szlakiem schodzimy do Mikulovic mijając wcześniej lotnisko.  Przy rzece Białej odbijamy na szlak czerwony i od teraz przyjdzie nam pokonać najdłuższy odcinek asfaltu podczas całej trasy.





Podążamy lasem w kierunku źródeł Javorne. Kiedyś ten odcinek był w połowie po asfalcie, a w połowie po drodze szutrowej. Jednak całkiem niedawno został tu zmieniony przebieg szlaku i teraz jest według mapy mniej męczącego asfaltu. My jednaj chyba bardziej z przyzwyczajenia idziemy tak jak przebiegał dawniej szlak. Dystans wychodzi niemal identyczny w obu wariantach.





Przy źródłach Javorne decydujemy się na kilkuminutową przerwę śniadaniową. Idziemy do nieodległego Rejvizu. Tam coś co lubię czyli piwo. Cezary natomiast kupuje jakiś dziennik(będzie lektura na wieczór ;) )




Następnie podążamy w kierunku Mchowego Jeziorka. W pewnym momencie odrobinę się zamotaliśmy i niepotrzebnie nabijamy około kilometra. Wracamy i po drewnianych kładkach idziemy w kierunku jeziorka. Tuż przed jeziorkiem szlak odbija. My jednak podchodzimy te 200 metrów nad taflę wody. Szkoda, że słońce skryło się za chmury, których przybywa coraz więcej.






Wracamy na szlak. Odcinek bardzo przyjemny po wyremontowanej kładce. Docieramy do trasy rowerowej i ładnym wąwozie wzdłuż Vrchovistnego potoku schodzimy do głównej drogi Rejviz-Jesenik.







Kilkaset metrów asfaltem i odbijamy na Matinkę. Zmieniamy znaki na te o kolorze żółtym i pniemy się ostro do ostatnich zabudowań.




Fajną ścieżką trawersujemy szczyt Bile kameny. Mijamy kilka źródeł. Jednak ten odcinek jest mało widokowy.




Od skrzyżowania szlaków Krzyżovy vrch. rozpoczynamy podejście na Zlaty Chlum. Przy Turystycznym źródle chwila na opłukanie spoconej twarzy i ramion. Zapewne ktoś zwróci uwagę na ten charakterystyczny biało czerwony romb. W ten sposób w przeszłości znakowano szlaki turystyczne w G. Opawskich i Jesionikach. Takie rombowe oznaczenia stosowało MSSGV.



Zdobywamy Zlaty Chlum. Chwilę wcześniej Cezary wystraszył się pluszowego królika ;)


Pod wieżą obowiązkowa przerwa na piwo i kanapkę. Schodzimy niebieskim szlakiem na Certovy kameny. Naszą uwagę zwraca pewien obiekt, który jak pamiętam nigdy nie został ukończony. Był w stanie surowym, ale został zapomniany i dach  się zawalił. Otóż aktualnie coś tam się dzieje. Zgromadzono sporo materiałów budowlanych i krzątają się tam budowlańcy. Może będzie to jakaś konkurencja dla nie odległej chaty przy Certovych ?, a może ktoś to adoptuje na budynek mieszkalny? Nie wiem, ale zapewne już niedługo się to wyjaśni.



Schodzimy pomiędzy skałami szlakiem niebieskim do Ceskiej wsi. Po drodze jest kilka ciekawych miejsc. Np. już prawie całkowicie zarośnięty punkt widokowy ;)




W Ceskiej wsi przechodzimy nad rzeką białą. Ja na chwilę podchodzę do muzeum weteranów.



Przechodzimy na drugą stronę jezdni i rozpoczynamy wspinaczkę pod szczyt Krajnik. Czasami mamy ładne widoki na dolinę, którą płynie Biała.




Przy szlaku stoi kapliczka pachnąca jeszcze nowością. 200-300 metrów podejścia na Krajnik gdzie po obu stronach wierzchołka są punkty widokowe. Na tym pierwszym spędzamy trochę czasu..., zdaje się że odrobinę za dużo bo powoli czas zaczyna nas gonić.




Na drugim punkcie widokowym tylko kilka zdjęć i odbijamy na szlak żółty. Podążamy w kierunku szczytu Jehlan 878 m. Szybko pokonujemy ten odcinek bo idzie się ciągle gęstym lasem i bez widoków. Omijamy wierzchołek i docieramy do skrzyżowania " Pod Jehlanem" i odbijamy ponownie na szlak niebieski. Widoków brak i mamy teraz z góry. Decydujemy więc by odrobinę podbiegać. W ten sposób nadrabiamy trochę czasu. Zresztą podbiegać będziemy coraz częściej, ale tylko na odcinkach gdzie szlak biegnie w dół.




Omijamy Cerną horę i zdobywamy Bile Kameny. Na podejściu dzwonią do mnie organizatorzy z zapytaniem gdzie aktualnie jesteśmy. Informuję o naszej pozycji. Pozostało nam około pół godziny do 18-tej i już wiemy, że się spóźnimy kilka minut jak nie więcej.




Pozostało nam jeszcze krótkie, ale strome podejście na Kremenac. Na szczęście nie trzeba zdobywać szczytu. Trawersujemy górę. To był najdłuższy odcinek który przebiegliśmy. Docieramy do asfaltu i już spokojnie idziemy do wsi. Schodzimy do szkoły gdzie zlokalizowana jest meta.





Zakładając, że na trasę wyruszyliśmy po czasie to właściwie zmieściliśmy się w 12 godzinach :) Pokonany dystans to 52,7 km. Muszę przyznać, że trasa rajdu poprowadzona bardzo ciekawie. Postarano się zminimalizować asfaltowe odcinki do minimum. Cezary kilkukrotnie stwierdzał, "tego odcinka nigdy wcześniej  nie szedłem" ;) Odcisków nie stwierdzono. Na mecie był gorący posiłek, z którego rezygnujemy. Ja za to wypiłem piwo, a nawet dwa. Otrzymujemy kilka drobnych pamiątek  i opuszczamy bardzo gościnnych Czechów.

Galeria: LINK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz