Wycieczka ma być widokowa, a więc muszę uderzyć w wyższe partie gór. Tutaj mam niestety tylko dwie opcje. Masyw Keprnika i Masyw Pradziada. Wybieram opcję nr. 1. Raz, że bliżej, a dwa mam znacznie łatwiejszy dojazd bo nie muszę pokonywać żadnej przełęczy ;) Ruszam spokojnie po obiedzie. Do pokonania mam około 30 km rowerem. Dzień bardzo mroźny. Po godzinie z hakiem docieram do podnóża gór. Dziś będę wchodzić szlakiem, który bardzo lubię, żółtym na Šerák.
Rowerem udaje się dojechać na wysokość około 700 metrów n.p.m. Później niestety śniegu zbyt wiele, a i żaden pojazd dalej nie jechał. Przy skrzyżowaniu szlaków pod Javoříkem stoi wiatka. Tutaj pozostawiam rower. Patrząc po ilości śladów marne szanse by ktoś sobie go przywłaszczył ;)
Przede mną 6 km podejścia. Na większości trasy przecieram szlak. Śnieg jest świeżutki i puszysty. I mimo iż jest go sporo powyżej kolan nie stawia zupełnie oporu.
Najważniejsze jednak, że pogoda dopisuje i zimowa sceneria po prostu rewelacja !
Później trafiają się ślady jakiegoś narciarza, a końcówka już dobrze zdeptana bo kilometr przed schroniskiem mijam schodzącą liczną ekipę czeskich turystów.
Im wyżej tym drzewa są oszronione bardziej. Już dawno w takiej scenerii nie wędrowałem. Jest bosko !
Jednak okazuje się, że wejście na szczyt zajęło mi znacznie więcej czasu jak normalnie. Słońce już nisko i muszę zrezygnować z piwa w schronisku. Wypijam za to te, które wtachałem do góry. Przynajmniej nie zdążyło jeszcze zamarznąć ;) Termometr przy schronisku pokazywał -14 stopni.
Mijam schronisko i mój wzrok automatycznie wędruje w kierunku Karpat. Odległych widoków nie spodziewałem się. Jednak na horyzoncie widoczne były te najbliższe Beskidy. Coś z tymi górami było nie tak. Na większym zbliżeniu widać wyraźnie jak szczytowe partie zostały "rozjechane" przez inwersję. Dodatkowo "porozrywało" Małą Fatrę.
Czas mnie goni i jeżeli myślę by zdążyć na zachód słońca na sąsiedni szczyt muszę się sprężać. Ale jak tu gonić gdy wszędzie takie widoki ?
Nawet na samym podejściu na Keprnik co chwila przystaję :)
Na szczyt docieram z kilkunastominutowym zapasem. W sam raz by wykonać kilka zdjęć.
Ale najciekawsze dopiero się zacznie. Po zachodzie słońca kręcę się w okolicy szczytu szukając fajnych kadrów. Znajduję takie miejsce około 150 metrów na zachód. Jest tam niewielka skała. Dobre miejsce do skomponowania kadru :)
Wykonuję coraz dłuższe ekspozycje. W tym czasie trzeba się ruszać by nie zmarznąć. Temperatura znacznie spadła, a ze względu na otwartą przestrzeń wiatr tu nieźle hula powodując, że ta odczuwalna jest jeszcze niższa.
Półtora godziny po zachodzie słońca decyduję o powrocie. Księżyc trochę światła odbija i trzeba to wykorzystać.
Powrót pod schronisko zajmuje mi znacznie więcej czasu jak w przeciwnym kierunku, a przecież mam z góry ;)
Temperatura spadła już poniżej - 20. Jeszcze tylko kilka zdjęć w okolicy schroniska. I schodzę tą samą trasą co podchodziłem.
Rower stał tam gdzie go pozostawiłem, więc teraz wystarczy wrócić nim do domu ;)
Dystans dnia: 23 km na nogach i około 70 km rowerem.
Więcej kolorowych obrazków w Galerii
Z tym rowerem podziwiam zimną krew. Te Beskidy inwersyjne pewnie bym z chmurami pomylił.
OdpowiedzUsuńNowy rower już jest. Jak sądzisz czy opony 700x38c dadzą radę w terenie? Np. ten "dziki" zjazd z Pradziada?
Zjechać dasz radę, ale nie ma się co oszukiwać będziesz się męczyć trekingiem na tego typu trasach bo taki rower nie za bardzo nadaje się w teren ;)
UsuńZdjęcia rewelacyjne. Te zamarznięte drzewa wyglądają obłędnie.
OdpowiedzUsuńRE-WE-LA-CJA!!!
OdpowiedzUsuń