Taki tam szybki wypad na najwyższy szczyt Wysokiego Jesionika - Pradziada.
Wyjazd kompletnie nieplanowany bo i prognozy pogody były początkowo złe. Wręcz powiedziałbym, że bardzo złe. Gdy mam taką możliwość to staram się celować we wschód słońca. Tym razem nie zapowiadało się zbyt dobrze na tą porę dnia. Jednak moje doświadczenie w prognozowaniu warunków zdało egzamin i miałem nosa ... Choć tym razem nie liczyłem na nic daleko obserwacyjnego. Celowałem w pierwszą tej zimy ośnieżoną scenerię w górach. Na dole niestety w dalszym ciągu panuje szara jesień 😉
Po analizie wykresów i przeglądnięciu kilku portali, które zajmują się prognozowaniem pogody zdecydowałem, że nie jadę na świt jak to mam w zwyczaju, a skupię się na okolice wschodu słońca.
I jak to zwykle bywa wybieram najłatwiejszą wersję zdobycia szczytu czyli startuję od przełęczy Videlsky Krzyż.
Jest ciemno, mroźnie i bardzo wietrznie. Ten wiatr potęguje tylko odczucie tego zimna jeszcze bardziej.....
Żółty szlak do chaty Švýcárna mija mi bez historii. Dopiero na grzbiecie szczytu Malý Děd widzę jakby się przejaśniało. I to nie tylko świta, ale i pułap chmur się obniża. Jest prosty sposób by sprawdzić jak wysoko są chmury...., wysłać drona na rekonesans ! 💪😊
Jest BOMBA!
Tego się nie spodziewałem ! Nawet zacząłem żałować, że jednak nie wyjechałem wcześniej bo chciałbym być już na szczycie. Jednak z drugiej strony i tak się cieszę, że w ogóle znalazłem motywację i jestem tu gdzie jestem 😊
Po zejściu do chaty Švýcárna momentalnie się wypogadza. Chmury odsłaniają pierwsze naprawdę zimowe warunki. Taką scenerię uwielbiam !
Po drodze na szczyt już zdążyło mnie minąć kilku narciarzy biegowych. Ja idę nieśpiesznie starając się delektować widokiem ośnieżonych drzew. Puszczam też po raz kolejny drona by uchwycić pierwsze promienie słońca.
W zasadzie im bliżej szczytu tym chmury coraz niżej. Tak naprawdę wolałbym by jednak to morze chmur pozostało...
Gdy docieram na szczytu wita mnie standardowo strażnik szczytu.
Chmury rozpłynęły się zupełnie. Pozostała piękna słoneczna pogoda. O dziwo wiatr zupełnie ustał. Pozostało mi się delektować widokami.
Na szczycie spędzam ponad godzinę....
Widząc napływające chmury postanawiam zrobić jeszcze spacer na Ovcarne.
Po dziewiątej gdy dociera pierwszy autobus na szlaku robi się dość tłoczno momentami.
Z Ovcarni wracam powoli na Švýcárne.
Mimo już odrobinę gorszych warunków na szczycie Małego Děda puszczam drona by uchwycić kilka widoczków.
Pozostało mi jeszcze zejść te 2,5 kilometraw na parking i jazda do domu. 💪😃
Przeszło 20 kilometrów pokonane. Akumulatory naładowane, umysł zresetowany i można odpocząć przed początkiem nowego tygodnia 😆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz