Strony

środa, 16 lipca 2025

Babia Góra - na zachód słońca - 21.12.2024

 Tak jak już gdzieś ostatnio pisałem z względu na specyfikę pracy nie mam za wiele możliwości wyskoczyć na jakiś wschód słońca zimą w góry. Nawet w weekend. Za to na zachód słońca jest już znacznie łatwiej 😉

Śledzę prognozy pogody i ostatecznie decyduję się by wyskoczyć po roku czasu ponownie na Babią Górę. Ostatnio robię tak, że jeżeli mam na to czas to staram się robić szlaki po których jeszcze nie chodziłem. Ewentualnie idę w przeciwnym kierunku niż wcześniej. No i podstawa to wędrówka w formie pętli. Nie liczy się oczywiście wypad strickte foto gdzie ważne jest by dobrać możliwie najkrótszą trasę dotarcia oraz powrót z sesji 😉

Postawiłem na szlak od słowackiej strony ze Slanej Vody. Pod tamtejszym schroniskiem melduję się po dziewiątej rano. O tej godzinie liczyłem jeszcze na jakieś wolne miejsce parkingowe. I to się udało. W sumie stały tam dopiero dwa samochody, więc miejsca było naprawdę dużo.

Na miejscu zastaje mnie lekki mrozik i delikatnie przyprószona okolica świeżym śniegiem. Jest pochmurno, ale jeżeli wierzyć prognozom to z biegiem czasu ma się robić coraz lepiej.

Tym czasem ruszam na szlak. Początkowo idę asfaltem za znakami niebieskimi i czerwonymi. Mijam jakieś zabudowania. Zdaje się, że to coś związane z lasami Słowacji. Jest nawet niewielka hodowla dzików obok...



Szlaki się rozdzielają. Ja idę dalej czerwonym. Jeszcze przez jakiś czas jest względnie łatwo. Dopiero jak szlak schodzi na drogę leśną to od razu robi się trochę ciężej.





Powolutku, aczkolwiek sukcesywnie zaczynam nabierać wysokości. Czasami zza chmur wyjrzy słońce. Nikogo na szlaku nie spotykam. Widzę tylko ślady trzech osób, które szły tędy wcześniej.




 
Na podejściu mijam jakąś chatkę. Zdaję się, że została zaadoptowana na schron dla turystów. Obecnie w części odremontowana.




Trafiam pierwsze widoki... I mijam się z jedyną turystką na tym odcinku dzisiejszej trasy.



Potem następuje lekkie załamanie pogody. Wchodzę w chmury. Mimo to jest klimat. Końcowy odcinek podejścia na Małą Babią Górę jest bardziej na oślep. Nie widać ani oznaczeń ani żadnych śladów. Jest za to niesamowity klimat w tej mgle.





W końcu docieram na niższą siostrę Diablaka. Mała Babia Góra mierzy 1517 metrów i tu dominuje kosodrzewina gdzie w razie silnych wiatrów, które często tutaj wieją jesteśmy w stanie jednak się trochę schronić przed podmuchami.
Jeszcze kiepsko z pogodą. Jeszcze nie ma co liczyć na widoki....





Dopiero schodząc na przełęcz Brona coś się tam zaczyna nieśmiało przecierać.



Mam jeszcze spory zapas czasu do zachodu słońca, więc postanawiam zejść do schroniska na Markowych Szczawinach na jakąś ciepłą zupę. Zejść oczywiście w cudzysłowu. Szlak z przełęczy jest dość stromy i całkowicie wyślizgany przez turystów zjeżdżających na "jabłuszkach" i innych wynalazkach



Schronisko na Markowych Szczawinach powstało w 1906 roku. Wówczas był to niewielki obiekt. Już kilkanaście lat później nastąpiła pierwsza jego przebudowa. Przez kolejne sto lat wielokrotnie rozbudowywane i remontowane. W 2009 roku stary obiekt całkowicie rozebrany. W jego miejscu powstał zupełnie nowy budynek. Obecnie wygląda tak..... Dysponuje 40 miejscami noclegowymi. 


Po smacznym obiedzie trzeba się wspiąć ponownie na przełęcz Brona. Pogoda coraz lepsza. Jeszcze coś tam na zachodzie snują się chmurki.



Wiatr coraz bardziej słabnie. Pogoda wymarzona. Podchodzę na "Królową Beskidów"







Z czasem robi się coraz lepsze światło do fotografii. Robi się też coraz później Gdzieś tam poniżej przewalają się jeszcze chmurki....





No i przede wszystkim ładnie widać Tatry 😊


Nie śpieszy mi się na szczyt. Postanowiłem, że tym razem obejrzę zachód słońca poniżej. A ten jest niczego sobie. W końcu trochę inna sceneria 😉





Dopiero gdy słońce chowa się za horyzontem wchodzę ostatnie kilkaset metrów na szczyt. Na zachodzie słońca było kilkadziesiąt osób. Teraz robi się luźniej bo ludzie zaczynają schodzić. Więcej miejsca dla mnie 😉






Niestety po raz kolejny warunki dalekoobserwacyjne nie dopisują. Nie udaje się dostrzec Sudetów bo te same chmury. Ale szczerze powiedziawszy spodziewałem się tego i wcale nie liczyłem, że tego dnia dojrzę coś odleglejszego w kierunku zachodnim. 
Teraz delektuję się widokami, a te trzeba przyznać, że są naprawdę świetne.



Na szczycie nie spędzam za wiele czasu. W sumie i tak schodzę ostatni. Wybieram  szlak koloru żółtego. Na początku sporo robię zdjęć bo jeszcze sporo światła dziennego. Na dłużej zatrzymuję się w okolicy schronu turystycznego już po słowackiej stronie. W krajobrazie zaczynają się pojawiać pierwsze skarłowaciałe świerki.





Coraz ciemniej i ciemniej. Schodzę do kolejnego schronu dla turystów.



Ostatnie nocne zdjęcia i aparat ląduje w plecaku.


Były wcześniej jeszcze zamiary porobienia zdjęć na dole, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego. Czeka mnie przecież jeszcze powrót do domu, a to jednak sporo kilometrów. Niemniej jednak wycieczka bardzo udana. I mimo, że szlaki ciągle się powtarzają to będę tu wracać dla widoków ! 💪😉😎😍

Pętla to łącznie 23 kilometry 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz