Strony

sobota, 10 października 2015

Dzień świtaka - Petrovy Kameny i spacer po masywie - 03.10.2015

W ten weekend obrodziło imprezami. Najpierw chciałem wziąć udział w Zlatohorskim trekingu. Później dostałem info o pieszej imprezie długodystansowej w Šumperku. W razie gdyby nic nie wyszło z wyjazdu była jeszcze opcja udziału w regionalnej imprezie pt. "Babie Lato w Górach Opawskich". W ostatniej chwili odpada wyjazd do Šumperka, a ja analizując prognozy pogody postanawiam wyskoczyć jednak na wschód słońca w Masyw Pradziada, a w dzień przespacerować się granią w kierunku południowym. Gdy tylko powziąłem decyzję to przychodzi sms od Pudelka: 

"Hej. Jutro śpię razem z Eco i Neską na Barborce. Jakbyś miał ochotę to wpadnij :) "

No jasne, że mam ochotę ! W końcu i tak mam zamiar być w okolicy ;)

Plan zakładał wyjazd o 22giej. I tak też uczyniłem. Szybki przejazd na Ovcarnę i kawałek powyżej w okolicy wyciągu chowam rower w wysokich krzewach borówek. Wspinam się czerwonym szlakiem w kierunku Vysokiej Holi. Na końcu wyciągu narciarskiego odbijam jednak na Petrove Kameny 1438 m. To właśnie na tym trzecim pod względem wysokości szczycie w Sudetach Wschodnich miałem w planach wyczekiwać wschodu słońca. Jednak po dotarciu na miejsce pozostaje mi ładnych parę godzin do świtu. Staram się wykorzystać jak mogę ten czas na nocną fotografię. 




Księżyc odbija jeszcze sporo słonecznego światła i zdjęcia wychodzą całkiem ciekawie. Bardzo silny wiatr próbował mi przeszkadzać. Na szczęście solidny statyw dobrze sobie radził z mocnymi podmuchami wiatru.








Wykonuję kilka nocnych zdjęć i postanawiam podpiąć wężyk spustowy do  aparatu i wykonać serię kilkudziesięciu zdjęć, z których będę mógł poskładać jedno. 

O właśnie to jest tego efektem :)



W planach było zgromadzenie trochę większej ilości materiału, ale jak zwykle noc okazała się zbyt krótka ;) 
Gdy horyzont zaczyna jaśnieć to decyduję się przerwać zdjęcia wykonywane za pomocą interwałometru i zacząć fotografować horyzont w kierunku wschodnim bo powoli zaczynają być widoczne odległe góry.

Oczywiście lans musiał być :)



Dziś inwersja jednak dość wysoka i choć widoki są dość odległe to jak mówią"d..y nie urywa" ;)

Standardowo widoczne Beskidy Mała Fatra no i oczywiście Tatry. Choć te ostatnie całkowicie schowane pod warstwą inwersyjną, ale dzięki słońcu, które podświetla horyzont od dołu są całkiem dobrze widoczne. Dodatkowo występują ciekawe miraże. Jednak zdjęcia na największych ogniskowych wychodzą nieostre. Winę za to ponosi różnica temperatur w atmosferze przez co powietrze faluje. 









Im bliżej wschodu słońca i więcej światła tym odległe góry coraz słabiej widoczne. Za to po przeciwnej stronie ładny cień ziemi.


I w końcu wschodzi słońce. Jest czerwone i ogromne. Dodatkowo tarcza słoneczna nieźle zniekształca się przechodząc przez warstwę inwersyjną. 




Słońce wstaje, temperatura wzrasta przez co mgła się podnosi i powoli zaczyna się przewalać przez okoliczne szczyty. Na wschód robi się mleko i już niemal zupełnie nic nie jest widoczne. No może poza Beskidem Śląsko-Morawskim.

Długo wygrzewam się na skałach chroniąc się przed coraz mocniej wiejącym wiatrem.







O 08:20 postanawiam ruszyć w trasę idąc grzbietem Masywu Pradziada w kierunku południowym, a więc naprzeciw ekipie Pudelka, która właśnie jedzie autobusem z Jesenika do Malej Moravki.

Widoki są boskie. Nigdzie mi się nie śpieszy i często się zatrzymuję by wykonać jakieś zdjęcie.




Przemierzam rozległą kopułę szczytową Vysokiej holi. W pobliżu szczytu stoi szałas używany przez radiowców, a tuż obok niego jest słup trzech granic z 1681 roku. Wyznaczał on w przeszłości granice trzech ziem - Krzyżaków, Žerotínów z Velkich Losin oraz państwa Janovickiego.
W niedużej odległości są pozostałości podstawy niemieckiego radaru z okresu II wojny światowej oraz jakieś ruiny(zapewne czegoś w rodzaju budynku technicznego).




Pogoda powoli zaczyna się zmieniać. Od strony Austrii nadciągają już chmury. Ja jeszcze cieszę się błękitnym niebem :)

Trawersuję kolejno Velký Máj oraz Jelení hřbet. Mija mnie biegnący boso Czech. Widać, że klapki w górach nie są już modne ;)





Docieram w końcu do schronu przy źródle Jeleni studanka. Tutaj już wielu turystów. Zastanawiam się czy schodzić dalej w dół czy też czekać w tym miejscu. Oczekując wiadomości od Pudelka kręcę się po okolicy. Udaje mi się dojrzeć spory kierdel kozic. Niestety były w dość dużej odległości i zanim zmieniłem obiektyw zdążył się już znacznie oddalić. 

Kozice na te tereny zostały sprowadzone przez krzyżaków przeszło 100 lat temu. Obecnie populację utrzymuje się w okolicy 200 sztuk, a były okresy kiedy liczba ta przekraczała 1000 !





Przychodzi wiadomość: "na razie kończymy piwko w knajpie" Nic to, schodzę na dół. W okolicy pozostałości po chacie Alfredka robię dłuższy postój na posiłek. Z obiektu pozostało jedynie podpiwniczenie po tym jak w 2002 roku chata spłonęła.





Schodzę powoli w dól do Karlova. Do góry idzie coraz więcej turystów, a Pudelka i spółki nie widać. Już po głowie chodziły mi myśli, że zaraz dotrę do knajpy w której piją piwo ;) Ale nie, kolejna wiadomość, że idą szlakiem żółtym ponad Karlovem. No jasna cholera minęliśmy się ! Schodziłem zielonym i jestem już we wsi na skrzyżowaniu szlaków :/ Nie pozostaje mi nic innego jak zrobić w tył zwrot i wracać na Mravencovkę. Tam właśnie miałem nadzieję dogonić ekipę i tak też było.





Przywitałem się i od razu poinformowałem, że zaraz popsuje się pogoda ;p

Idziemy już wspólnie do ruin chaty Alfredka gdzie mamy dłuższy postój. Czekamy również na kolejną osobę - Michała. Czas wyczekiwania się znacznie wydłuża. Inez uszczęśliwia wszystkich piwem domowej roboty :)





Postanawiamy ruszać we trójkę dalej. Jedynie Eco pozostaje wyczekując nadal Michała. My powoli podążamy do schronu Jeleni studanka. Tempo bardzo spokojne, tak że kilka minut po naszym dotarciu zjawiają się Eco z Michałem. 




Pogoda coraz bardziej siada. Na szczęście obyło się bez opadów. Idziemy tak jak ja jeszcze kilka godzin temu lecz w przeciwnym kierunku. Robimy częste postoje. Nigdzie się nam nie śpieszy. W końcu nocleg planowany w chacie Barborka. 




Vysoka hole zasnuta już chmurami. Na szczycie chwila przerwy przy słupie granicznym i schodzimy na Ovcarnię. Przede mną jeszcze jedno wyzwanie, muszę odnaleźć pozostawiony w nocy rower! Udaje mi się to już za drugim podejściem ;)




Na Ovcarni wstępujemy na planowe piwo do chaty Sabinka. Na jednym piwie się nie kończy... Właściciele czy też dzierżawcy chaty niby nie namawiając do niczego jednak namówili ekipę na pozostanie na noc w chacie ;)


Ja postanawiam parę minut po 22giej ruszać do domu. Chmury obniżyły znacznie pułap. Teraz przykrywają całą Ovcarnię. Jednak gdy zjeżdżam w las jest już nad głową rozgwieżdżone niebo. Mimo wszystko zjeżdżam bardzo ostrożnie pamiętając, że jest to czas jeleni, które czasami odzywają się w okolicy ;) 

Mając wiatr w plecy do domu jedzie mi się całkiem lajtowo. Rower chowam do garażu  pół godzimy po północy. 
W moim odczuciu noc i poranek bardzo satysfakcjonujące jeżeli chodzi o pogodę, a dzień za sprawą wesołej ekipy.

Dzięki Wam!

I jeszcze cała galeria: LINK



 

2 komentarze:

  1. Również dziękujemy :) Eh, taka zepsuta pogoda, którą wykrakałeś!

    PS>coś się Ci z tekstem rozjeżdża, są różne czcionki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest jak się pisze relację na raty. Część w edytorze, a reszta w notatniku ;)

      Poprawiłem :)

      Usuń