Strony

czwartek, 1 września 2016

Rowerowy Eurotrip 2016 - Dzień 8 - Triest, Udine - 30.07.2016

Mijająca noc była dla nas bardzo krótka. Spać położyliśmy się bardzo późno, a i wstać trzeba było wcześnie by nie zwracać na siebie uwagi w parku ;)

Zanim ruszymy w drogę trzeba doprowadzić rower Grzesia do stanu używalności po wczorajszej wywrotce. Tarcza tylnego hamulca jest mocno skrzywiona. Dziwne bo Grzechu wywrócił się na drugą stronę. Kilkanaście minut zabawy z prostowaniem tarczy za pomocą klucza do szprych i jest "igła". Możemy jechać ! Ruszamy w trasę. Jedziemy przez miasto pod górę. Ruch o tak wczesnej porze bardzo duży. Nawet w ciągu dnia trochę kluczymy. W końcu postanawiamy wrócić do miejsca gdzie wczorajszego wieczoru widzieliśmy po raz ostatni oznaczenia trasy rowerowej. W między czasie robimy zakupy.
Okazuje się, że trasa rowerowa zniknęła nam w tunelu...Przeszło pół kilometra pod ziemią i wyjeżdżamy na fajne tereny wśród winnic. Mijamy też kilka dobrych miejscówek na nocleg..., no żesz...:/ Muszę tutaj zaznaczyć, że jeszcze kilka razy próbowałem uruchomić telefon, na których mam zainstalowane mapy i niestety tel. umarł ostatecznie...






Jedziemy wzdłuż wybrzeża. Przed nami miasto portowe Słowenii - Koper. Z Giusterny jest ładny widok na miasto. Naszej rozmowie przysłuchuje się starszy pan. W końcu pyta się czy jesteśmy z Czech. Odpowiadamy, że z Polski, a on na to iż to wszystko jedno bo wszyscy jesteśmy Słowianami ;)


Ze ścieżki rowerowej biegnącej nad brzegiem morza mamy ciekawe widoki na statki wpływające do portów w Trieście i Koper.




Przez miasto jedziemy również ścieżkami rowerowymi. Poszukujemy jakiegoś marketu bo potrzebne nam są płyny ! Dzień będzie bardzo upalny...Przejeżdżamy przez port i gdzieś na przedmieściach przerwa w zacienionym miejscu.



Przed nami wyzwanie w postaci przedostania się przez sporą aglomerację jaką jest Triest. Oczywiście moglibyśmy miasto ominąć jakimiś bocznymi drogami, ale wiązałoby się to z pokonywaniem sporych wzniesień. Inna sprawa że Triest już raz ominąłem i teraz zdecydowałem by podjechać do centrum, a dalej kontynuować jazdę wzdłuż Adriatyku.



Na przedmieściach dopada nas chwila zawahania. Z pomocą przychodzi nam starszy Włoch na kolarce, który przeprowadza nas przez pół miasta. Co jak co, ale ja chyba bym tak główną drogą nie zdecydował się jechać. Ruch samochodowy jest spory, ale kultura jazdy u kierowców na poziomie jaki zostanie osiągnięty u nas może za dwa pokolenia ;)

W Trieście teoretycznie swoje wpływy powinni pozostawić zarówno Rzymianie, jak i Bizantyjczycy jednak wcale tak nie jest. Poza katedrą i nielicznymi pozostałościami średniowiecznej zabudowy dominuje styl neoklasyczny.


Na początek podjeżdżamy na wzgórze San Giusto gdzie zalkalizowane są chyba najciekawsze obiekty miasta.Na wzniesieniu dominują fortyfikacje pamiętające XV wiek. Po zachodniej stronie stoi katedra św. Justyna. Powstała ona z połączenia dwóch bazylik romańskich: Santa Maria Assunta i San Giusto w XIV w.




Plac katedralny był w czasach rzymskich forum.

W bezpośrednim sąsiedztwie twierdzy i katery są pozostałości po jakiejś rzymskiej świątyni. Nie ma dokładnych informacji co to była za świątynia, ale jej rozmiary świadczą, że była ważna dla mieszkańców dawnego Tergeste.



Zjeżdżamy na wybrzeże gdzie chcemy kontynuować dalszą jazdę. Mijamy piękne budowle przy głównym placu Triestu - Piazza dell Unita d’Italia oraz kanał Ponterosso i plac Sant Antonio Nouvo. Niestety zdjęcia wykonuję w trakcie jazdy :/



W porcie stoją dwa ogromne wycieczkowce.


Opuszczamy miasto. Jedziemy wzdłuż fajnego deptaku nad brzegiem morza. Mimo trudności z dostępem do wody sporo tu osób. Kolejny nasz cel widoczny już w dali - pałac Miramare.


W połowie XIX w. arcyksiążę Maksymilian Ferdynand, brat cesarza Franciszka Józefa postanowił wykupić cypel i postawić tam zamek swoich marzeń. Niestety nie dożył ukończenia budowy, został rozstrzelany w Maksyku...
Budowę pałacu dokończono trzy lata później w 1870 roku.



Po terenie parku przypałacowego niewolno poruszać się rowerem, więc część trasy pokonujemy z buta ;) Muszę przyznać, że to urocze miejsce.




Chcąc się wydostać z parku trochę kluczymy po ścieżkach. Jedna brama jest zamknięta. Opuszczamy park furtką dla pieszych. Schodzimy po stromych schodach z rowerami i musimy podjechać około kilometra po stromo wijącej się do góry drodze.

Dalej jedziemy krajówką. Ruch spory, ale pełna kultura kierowców. Bez większych postojów docieramy do Monfalcone. Grzesiu wcześniej zdecydował, że tutaj odbijamy do kurortu Grado. Po pokonaniu równin docieramy do miasta. Na moment chcemy jeszcze zobaczyć Adriatyk. Tłumy na plaży jak nad Bałtykiem gdy temperatura powietrza przekroczy 20 stopni na plusie ;)






Jedziemy obejrzeć stare miasto. Dominuje tu kościół św. Eufemii, zbudowany w 579 roku.





Okolice Grado były niegdyś jednym z najważniejszych zakątków rzymskiego imperium. Właśnie jedziemy do jednego z ważniejszych miast cesarstwa rzymskiego – Akwileji. Niestety dowiedziałem się o tym po czasie.... Poruszając się po ścieżkach rowerowych nawet nie wiedzieliśmy przez jakie miejscowości przejeżdżamy :(
Akwileja - miasto wpisane na listę UNESCO. Z miasta mam tylko trzy zdjęcia..., jedno to wieża romańsko-gotyckiej bazyliki. Pochodzi z początku XI wieku, zbudowana na fundamentach jeszcze starszej świątyni po której zachowała się na podłodze pochodząca z IV wieku mozaika o powierzchni 760 m².



Dwa pozostałe to ruiny Forum zza ogrodzenia...



W Cervignano kolejna dziś przerwa na piwo. Poruszamy się ciągle w kierunku północnym za oznaczeniami trasy rowerowej ku Alpom bo taka była wola Grzesia. Była to jednak błędna decyzja, a to za sprawą pogody.... Ja chciałem jechać zupełnie gdzie indziej ;)

Niedługo przed zachodem docieramy do Palmanovy. Miasta "idealnego". Sama miejscowość została wybudowana przez Scamozziego na planie gwiazdy w renesansie. Obecnie jest to chyba najlepiej zachowane miasto o takim układzie.




Od sześciokątnego placu w centrum wychodzą gwieździście ulice, mające taką samą szerokość 14 metrów. Przy Piazza Grande stoi katedra, którą wzniesiono w 1636 roku. 140 lat później zbudowano przy niej dzwonnicę, która celowo była niższa niż inne tego typu konstrukcje. Tym samym nie była widoczna spoza murów miejskich.


Miasto opuszczamy przez bramę Udine i tuż za murami przerwa na kąpiel oraz syty posiłek :)




Tradycyjnie chcieliśmy dobić do 200 km. Jednak docierając do Udine widzimy nadciągającą burzę od strony Alp. W samym Udine już kiedyś byłem za dnia. W nocy również ciekawie wygląda. Skupiamy się na Placu Wolności bo to obowiązkowy punkt zwiedzania miasta ;)


Kilka pamiątkowych fotek na tle Loggia Comunale. Kilka fotek na tle Loggia Comunale. Kilka fotek wewnątrz i jedziemy dalej.




...i w sunie to za daleko tego dnia już nie dojechaliśmy. Burza się zbliża, a my jedziemy jej naprzeciw. Jeszcze tylko krótka przerwa na hamburgera i zimną colę i niedaleko Tricesimo jesteśmy zmuszeni wcześniej rozbić biwak bo zapowiada się niezła nawałnica... I właśnie taka była. Pioruny biły wszędzie w koło....

 

Statystyki - dzień 8



Woda 6 litrów, piwo x8


Galeria z dnia 8 :  LINK

cdn...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz