Strony

środa, 8 listopada 2017

Rowerowy Eurotrip 2017 - Dzień 16 - 06.08.2017 - Kolejny dzień i kolejny kraj. Bośnia i Hercegowina !

 <-- Poprzednia część relacji...

Ze snu wybudza mnie ujadanie psów z okolicznych gospodarstw. Może to i dobrze ? Jeżeli szybko ruszę w drogę to uda mi się dotrzeć do granicy zanim jeszcze temperatura powietrza stanie się nieznośnie wysoka ? Nie sądzę bo to była kolejna bardzo ciepła noc i gdy tylko słońce wyjrzało zza horyzontu to słupek rtęci szybko zaczął wędrować ku górze.
Mimo wszystko szybko ruszam w trasę. Powietrze jest bardzo mętne i widać zaledwie na kilka kilometrów, zero wiatru i jest bardzo duszno.



Ostatnie 2-3 kilometry do granicy to jazda po świeżym asfalcie. Opony lepią się jakby wylali go zaledwie kilka godzin wcześniej i nie zdążył jeszcze wystygnąć....Po przeszło godzinie od wyruszenia w trasę docieram do przejścia granicznego. Posterunek czarnogórski znajduje się w najwyższym punkcie trasy na ponad tysiąc metrów ponad poziom morza. Ruchu nie ma żadnego. Jestem tylko ja. Celnik tylko skanuje dowód osobisty i rozpoczynam zjazd. Posterunek po drugiej stronie granicy, w Bośni i Hercegowinie oddalony jest o dwa kilometry dalej drogą w dół.

Zjeżdżam serpentynami stromo w dół do doliny, którą płynie rzeka Trebišnjica.




W miejscowości Lastva robię przerwę nad sztucznym jeziorem. Woda jest tak lodowata, że nie dało rady w niej wytrzymać kilku minut.


Po dziesiątej jestem w Trebinje. Najwyższa pora by zrobić zakupy. I tylko o tym myślę. W poszukiwaniu sklepu zaglądam w kilka miejsc.





Nad miastem góruje wysoki na 1228 metrów szczyt Leotar. Da radę tam wjechać rowerem i może kiedyś tak przy okazji... ;)



Z Trebinje jest zaledwie 30 kilometrów do Dubrovnika. Gdyby nie to iż byłem tam w maju tego roku to zapewne bym tam pojechał, ale nie wiedzę jednak potrzeby by ponownie zaglądnąć do najbardziej skomercjalizowanego miasta Chorwacji. Dlatego wybieram trasę do Ljubinje. Trasa ta bardzo mi się dłuży. Jadę wzdłuż rzeki Trebišnjicy, która na całej długości jest uregulowana.




Gdyby nie kiepska przejrzystość powietrza to widoki zapewne miałbym przednie... Roślinność porastająca okoliczne góry strawiona przez ogień.



Drastycznie kurczą mi się zapasy wody..., a tu jeszcze przychodzi mi zaliczyć przełęcz. Nie jest ona wysoka, ale w tym upale wjazd na górę był katorgą. Skończyła mi się zupełnie woda, ale na horyzoncie widoczne już Ljubinje. Powiedziałem sobie, że jak tylko tam dotrę to zafunduję sobie zimnego browarka w pierwszej napotkanej knajpie. Tak też zrobiłem ! Nie skończyło się na jednym. Zjadłem też solidny obiad bo ceny okazały się całkiem znośnie nie to co na wybrzeżu. Sącząc kolejne piwo obserwuję jak ludzie sprzedający owoce, warzywa  i lokalne wyroby przy drodze męczą się w tym upale.


Zasiedziałem się w knajpie, ale tak to jest gdy wypija się pięć piw ! :D

Przez Ljubinje przejeżdżam w poszukiwaniu sklepu bo to, że się już nawodniłem nie oznacza, że nie potrzebuję wody ;)

Największą świątynią w miejscowości jest niedawno wybudowana i należąca do Serbskiego Kościoła Prawosławnego cerkiew narodzin Jezusa Chrystusa.



Tuż obok pierwsze napotkane tzw. Stećci. Są to późnośredniowieczne rzeźbione kamienne nagrobki. Trochę więcej napiszę o nich za chwilę gdy dotrę do najbardziej znanego miejsca gdzie znajdują się takie nagrobki...


Z Ljubinje mam podjazd. Ponownie daje o sobie znać wysoka temperatura. Osiągam przełęcz, wypijam 1,5 litra wody i rozpoczynam zjazd do miasteczka Stolac. Był to niebezpiecznie szybki zjazd. Osiągam rekordową prędkość 80 km/h. Spokojnie dałoby radę szybciej bo ukształtowanie terenu na to pozwalało tylko nie chciałem ryzykować za bardzo :D


W bardzo krótkim czasie wytracam pół kilometra wysokości. W Stolacu leżącym nad rzeką Bregawą obowiązkowe zakupy bo już pora późna i nie wiadomo czy jeszcze trafię na coś czynnego.

Nad miastem górują ruiny średniowiecznej twierdzy Vidoški, składającej się z trzech zamków: dolnego, średniego i górnego.





W lipcu 1993r. miasto zajęły chorwackie wojska samozwańczej Herceg-Bośni. Niszczyli oni wszystko co miało związek z turkami. Ślady po tamtych wydarzeniach widoczne są do dziś.


Około 3 kilometry od miasta znajduje się średniowieczna nekropolja w Radimlja. Jest tam 133 zachowanych zabytków zwanych Stećci. Były one stawiane na grobie i miały formę monumentalnych krzyży, skrzyń i płyt. Niektóre z tych w Radimlja liczą sobie 800 lat. Teren niestety ogrodzony i biletowany, ale widać wszystko zza płotu ;)





Opisano około 70 tysięcy takich obiektów. Najwięcej znajduje się na terytorium Bośni i Hercegowiny, ale spotykane są również w zachodniej Serbii, Czarnogórze oraz środkowej i południowej części Chorwacji.
W 2016 roku stećci zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Będę je spotykać jeszcze przez niemal cały następny dzień.

A ten dzień powoli mi się kończy. Postanawiam trochę podkręcić tempo. Mam cichą nadzieję, że jeszcze dzisiaj dotrę do Chorwacji. Po 19tej docieram nad Neretvę. Rzekę przekraczam mostem w mieście Capljina.




Gonię na północ. Ostatnie kilkanaście kilometrów do granicy to jazda przez miejscowości gdzie knajpa stoi na knajpie. Natężenie ruchu na drodze również znacznie wzrasta ze względu na bliskość granicy. Na przejściu dość długa kolejka, ale dla mnie jako rowerzysty nie przysparza to większego problemu. Przedzieram się między samochodami i przy okienku nawet nie zdążyłem wyciągnąć dowodu osobistego bo kazano mi jechać dalej ;)


Witamy w Chorwacji ! Teraz tylko kilka kilometrów jazdy i rozbijam się na noc na rozległej łące z widokiem w jedną stronę na Imotski, a z drugiej na pasmo górskie Biokovo.

Statystyki dzień 16


Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/yEM1niN7RwJa0q5i1

cdn

Kolejna część relacji -->


10 komentarzy:

  1. -jeśli ślady wojny wyglądają jak na zdjęciu, to całkiem nieźle się podnieśli
    -z Bośni wyjeżdża się na dowód osobisty a nie paszport?
    -jazda po 5 piwach jest chyba groźna dla wszystkich?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Bałkanach wszędzie wjedziesz na dowód osobisty poza Serbią i Kosowem.

      Nie wsiadłem od razu na rower. Odpoczywałem trochę czasu ;)

      Usuń
    2. Przecież do Serbii wjeżdża się na dowód, to był jeden z pierwszych krajów bałkańskich, które to dopuściły :P Ja do Serbii nie jeżdżę na paszport od 5 lat, od kiedy mam w nim pieczątki kosowskie :P Co do Kosowa - też można wjechać na dowód, aczkolwiek lepiej mieć paszport w rezerwie, ponieważ nie wszyscy pogranicznicy są konsekwentni.

      Jedynym krajem bałkańskim, na które nie wjedzie się z dowodem jest... Turcja.

      Usuń
    3. Faktycznie do Serbii można na dowód. Nie wiem co ja sobie ubzdurałem. Na stronie MSZ pisze, że do Kosowa tylko z paszportem.

      Gdybym bardziej uzupełnił swoją wiedzę to miałbym 7 nowych państw i 15 łącznie podczas całego wypadu ;)

      Usuń
    4. Na stronie MSZ piszą różne rzeczy, ale ludzie wjeżdżają z dowodem. Nie mniej tam paszport lepiej też mieć przy sobie :)

      Ominąłeś Serbię z powodu braku paszportu? :D

      Usuń
    5. No ja nie posiadając paszportu wolałbym nie ryzykować wjazdu do Kosowa. Mogliby mnie np. wpuścić, a wyjechać nie dałbym już rady :D

      Już wcześniej pisałem, że byłem niedoinformowany. W ogóle żadnych przygotowań do wyjazdu nie robiłem bo nie wiedziałem gdzie pojadę. To samo miałem z walutą w Czarnogórze ;P

      Usuń
  2. Świetne zdjęcia! Aż mi się zatęskniło za Bałkanami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!

      Myślę, że jak się tęskni to prędzej czy później człowiek znajdzie sposób by tam znowu pojechać. Ja w każdym bądź razie już po cichutku rozmyślam nad swoim kolejnym wypadem....

      Usuń
  3. Piękne zdjęcia. Na pewno przejażdżka po takich terenach to przyjemność. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałkańskie widoki, bałkańska pogoda do tego rower czego chcieć więcej ? Toż to sama przyjemność !
      Dzięki za odwiedziny i pozdrawiam :)

      Usuń