Tytuł nieprzypadkowy bo właśnie tymi słowami Grzechu podsumował pierwsze kilkadziesiąt kilometrów dnia czwartego. Zresztą z upływem czasu i ja coraz bardziej się w tym uświadamiałem ;)
Innym jego powiedzeniem tego dnia było "Darowanej papryce nie zagląda się w nasiona" :D
A w nocy jest bardzo duszno. Komary chcą nas zeżreć razem ze śpiworami. Masakra ! Miałem wrażenie, że twarz mam opuchniętą od ich ukąszeń :/
W środku nocy zrywa się bardzo silny wiatr, który nad ranem przygania przelotne opady deszczu. Jest tego tylko jeden plus, a mianowicie wywiało komary ! Tylko, że deszcz nie jest mile widziany i bardzo szybko się zbieram. Grzesiu smacznie śpi bo osłaniają go drzewa. Gdy się budzi ja już jestem spakowany i gotowy do dalszej drogi. Nie pozostaje mu nic innego jak się tym razem streszczać. Tego dnia w drogę wyruszyliśmy chyba najszybciej podczas całego dwutygodniowego wypadu .....
Z racji iż poprzedniego wieczora opuściliśmy UE to teraz nie będzie już takiej możliwości by korzystać z internetu poprzez sieć komórkową. W każdym bądź razie mnie na to nie stać ;P Teraz chcąc sprawdzić prognozy pogody czy też inne info będziemy zmuszeni szukać darmowego wifi. Na szczęście mapy działają offline :)
Na dzisiejszy cel obieramy Novy Sad. Mimo siąpiącego deszczu jedziemy dość szybko. Ukształtowanie terenu to niemal równina i utrzymujemy wysokie tempo jazdy. Pogoda jednak nie napawa optymizmem jak również nie zachęca do robienia zdjęć. W dniu dzisiejszym będzie głównie zwiedzanie miast bo widoków za wiele nie będzie.
Po zupełnie nieciekawej okolicy pokonujemy 30 kilometrów. Tak docieramy do miasta Sombor. Pierwsze co to trzeba wymienić trochę grosza na miejscową walutę. Ja wymieniam tylko 20 euro bo tak naprawdę to nawet nie wiem jakie są ceny w Serbii..., Grzesiu wymienia znacznie więcej.... w ogóle wszystko zawsze u niego było przynajmniej razy dwa ;)
Szukając informacji na temat miasta doszedłem do wniosku, że rzadko jest ono odwiedzane przez turystów. Nic dziwnego. Znajduje się na krańcu Wojwodiny, a turyści z reguły będąc w tych okolicach wybierają Novy Sad lub Subotice. Co więcej czytając inne blogi dowiaduję się, że nie warto się tu zatrzymywać na dłużej, a to jest błąd, duży błąd ! Nie ma tu może jakichś spektakularnych zabytków, natomiast samo
miasto warto odwiedzić aby poczuć atmosferę serbskiej prowincji.
Podstawowa czynność to zakupy, pierwsze na terytorium Serbii. Dość spore ponieważ wyszły nam już wszystkie zapasy. Pokazało się nawet na moment słońce chociaż jednocześnie od północy ciągną kolejne, granatowe chmury....
W mieście jest wiele placów, całkiem ładnych zresztą.
Dumą miasta jest piękny rynek z
ratuszem, do którego prowadzi deptak. Wiele tu pomników upamiętniających jakieś wydarzenie lub osobistość jak również takie, które zupełnie nic mi nie mówią ;)
Aha, tego jeszcze nie wspomniałem, ale zaczyna mi się sypać bębenek w tylnym kole. Zrobiły się straszne luzy. Teraz tu na ławce próbuję coś z tym zrobić. Bezskutecznie. Zdecydowałem, że nie ma się co tym przejmować i jadę dalej ;p
Będą jeszcze w mieście zaczyna padać dość mocny deszcz. Zabezpieczamy bagaże i pożądany dalej. Jeszcze zanim dotarliśmy do miasta Odžaci Grzesiu łapie kapcia. W sumie był to jedyny podczas całych dwóch tygodni. Ja natomiast zrywam dwie szprychy w tylnym kole. Mam zapasowe. Wymiana trwa krócej jak wymiana dętki ;p
A deszcz ciągle siąpi. Raz mocniej, raz słabiej.
W Odžaci zatrzymujemy się pod kościołem gdzie jest ujęcie wody. Miejscowy mówi, że tutejsza woda jest bardzo dobra i nie znajdziemy lepszej w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Chyba coś w tym jest bo co chwilę ktoś podjeżdża i napełnia baniaki. Ów miejscowy dość długo nas zagaduje. Ogląda rower. Zachowywał się jakby nigdy takich nie widział ;)
Przez tą wredną pogodę aparat ląduje głęboko w bagażach. W mieście Bački Petrovac przerwa obiadowa. Posiłek stanowią bardzo dobre bułki ze słonym serem. Są jeszcze cieplutkie. Piwa w butelkach nie mogliśmy kupić i wziąć ze sobą. Zmuszeni jesteśmy wypić na miejscu ;)
Jeszcze przeszło godzina jazdy i lądujemy w drugim pod względem wielkości mieście Serbii - Novy Sad. Wiadomość dnia, wypogadza się !
Aglomeracja zamieszkiwana przez prawie 400 tyś. mieszkańców jest bardzo popularna wśród turystów. Wizytówką miasta jest dzielnica Stari Grad, z wieloma zabytkami,
muzeami, kawiarniami, restauracjami i sklepami. Znajduje się tam wiele
zabytkowych świątyń prawosławnych, katolickich, greckokatolickich,
ewangelickich, a także synagoga. W sumie nie przepadam za tak dużymi miastami. Jednak starówkę sobie obejrzałem.
Pora wyszukać jakąś knajpkę gdzie będziemy mogli w spokoju wypić zimne piwo. Na jednym nie poprzestaliśmy tak było dobre ;p
Pora przekroczyć Dunaj.
Najbardziej znaną atrakcją turystyczną Nowego Sadu jest górująca nad miastem twierdza Petrovaradin. Znana również pod nazwą „Gibraltar Dunaju”. W rzeczywistości znajduje się ona w odrębnej miejscowości o tej samej nazwie, po drugiej stronie Dunaju. Data powstania XVI – XVIII w, obiekt walk między Austrią a Turcją.
Zwiedzania nie będzie. Postanawiam za to wypuścić Igora na rekonesans :)
Z racji późnej godziny dalsza jazda bez większych postojów. Na naszej drodze stają niewielkie zalesione wzgórza parku narodowego Fruška gora. Trochę potu wylało się na podjeździe, ale o dziwo szczyt przełęczy osiągam szybciej od kompana co było trochę dziwne ;)
Zjazd jest ekstremalnie szybki. Tylko te cholerne tiry strasznie hamowały ruch, a nie znając terenu nie zdecydowaliśmy się na wyprzedzanie....By jeszcze podgonić w dniu dzisiejszym trochę kilometrów jedziemy bez zatrzymywania aż do Sabaca nad Sawą. No dobra zatrzymaliśmy się w jednej niewielkiej miejscowości by kupić u rolnika jakąś paprykę i pomidory. O dziwo człowiek ten nie chciał zapłaty ! Fajnie !
Główny plac miasta Sabac wygląda bardzo nowocześnie. Ładnie za to jest oświetlony.
... i w sumie tyle było by jazdy tego dnia. Kilka kilometrów za miastem postanawiamy zatrzymać się na noc i odnoszę wrażenie, że jestem nigdzie ;)
Link do większej ilości zdjęć ==>LINK<==
cdn....
Dzień piąty znajdziecie pod tym ==>LINKIEM<==
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń