Poranek dnia trzeciego jest chłodny. Nie chce mi się wychodzić z ciepłego śpiwora, ale jednak trzeba. Prognozy mówią o opadach deszczu i lepiej ruszyć w drogę zanim zacznie padać. Zwijam obóz i gdy tylko ruszam zaczyna padać. Początkowo tylko delikatnie i jeszcze za bardzo mi to nie przeszkadza.
W jakiejś niewielkiej miejscowości(już nie pamiętam w jakiej) robię zakupy w malutkim sklepiku. Po przerwie śniadaniowej uderzam do Gubina. Niestety deszcz coraz mocniej pada. Wiatr również daje się we znaki.
Gubin zlokalizowany po wschodniej stronie Nysy Łużyckiej do drugiej wojny był jednym większym miastem. Po podziale po drugiej wojnie światowej starówka przypadła polskiej stronie, a reszta pozostała po niemieckiej. Wele mniejszych i większych miejscowości zostało wówczas podobnie podzielonych. Podczas ostatniej wojny miasto bardzo poważnie zostało zniszczone. Szacuje się, że zniszczenia mogły sięgnąć 90 % ! Niestety wiele zabytków uległo bezpowrotnemu zniszczeniu. Do dziś w formie trwałej ruiny jest największy kościół na Dolnych Łużycach. Mowa tu o katedrze Świętej Trójcy. Mimo starań o odbudowę w późniejszym okresie nic z tego nie wyszło.Tuż obok stoi ratusz z XV/XVI wieku.
Pogoda trochę zniechęca do zwiedzania. Zaglądam jeszcze w okolice wieży bramy Ostrowskiej. Skwer obok ładnie zagospodarowany.
I tutaj też decyduję po raz kolejny zmienić swoje plany. Jak ma padać deszcz to niech pada. Natomiast zmieniając kierunek jazdy sprawię, że wiatr nie będzie mi przeszkadzać w dalszej jeździe. Niestety po raz kolejny miałem pecha bo wiatr jak na złość powoli ale sukcesywnie zaczynał zmieniać kierunek, z którego wieje. I a jakże w dalszym ciągu mi przeszkadzał 😕
Ja natomiast przedostaję się na drugą stronę rzeki będącej granicą państwa do niemieckiej części Gubina. Tu wszystko jakby bardziej zadbane, ale jednak tu znacznie mniej zabytków bo większość pozostało po prawej stronie Nysy.
Słup dystansowy poczty polsko-saskiej z herbami Polski i Saksonii z 1736 . Ten akurat został zrekonstruowany w 1989 roku. Przez najbliższe 2-3 dni ciągle będę na takie słupy trafiał 😉
No więc po zmianie kierunku jazdy na południowy decyduję się na poruszanie po wyznakowanych trasach lub bezpośrednio po ścieżkach rowerowych. Z tym nie ma większego problemu bo infrastruktura tego typu jest na nieporównywalnie wyższym poziomie aniżeli w Polsce.
Kieruję się na Forst bo tam chcę znaleźć market gdzie będę mógł zrobić konkretne zakupy. Jak już wcześniej napisałem poruszam się po trasach rowerowych. Jedna z nich wiedzie po dawnej linii kolejowej. To co ją różni od odpowiedników po polskiej stronie to nawierzchnia asfaltowa.
W Grießen stoi ciekawie wyglądający kościół z XV wieku.
W Forst robię zakupy tak jak planowałem.
W padającym z przerwami deszczu przemierzam obszar historycznych Dolnych Łużyc, obszaru rozciągającego się pomiędzy rzekami Bóbr na wschodzie, Dahme na zachodzie i Czarną Elsterą na południu. Okolice największego miasta regionu(Cottbus) zamieszkuje obecnie około 20 tyś. Serbołużyczan, słowiańskiej grupy etnicznej, którzy do dziś posługują się swoim ojczystym językiem. Widać to np. przejeżdżając przez mniejsze miejscowości gdzie używa się dwujęzycznych tablic z nazwami.
Teren pogranicza Dolnych i Górnych Łużyc został silnie zdewastowany przez kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego. W okolicy jest też kilka większych elektrowni opalanych węglem.
W Hornowie-Lěšće ciekawy kościół św. Marcina, pałac czy cmentarz żołnierzy radzieckich.
Kolor rzeki Sprewa wskazuje na to iż trochę ostatnio opadów było...
A powyższe zdjęcie wykonane w Sprembergu, mieście liczącym trochę ponad 20 tyś. mieszkańców. Jego najważniejszym zabytkiem jest zamek. Jego udokumentowane dzieje sięgają XI wieku. Wielokrotnie przebudowywany.
Rynek z ratuszem całkiem ładny.
Podążając na południe w kierunku Hoyerswerdy zmuszony jestem do częstych przerw przez obfite opady deszczu. Już się przyzwyczaiłem do pogody i tak bardzo nie marudzę pod nosem 😉
Hoyerswerda to kilkudziesięciotysięczne miasto położone niemal w samym centrum dwujęzycznych Łużyc, które od
kilku wieków zamieszkiwane są przez dwa narody Niemców i Serbów łużyckich.
Zwiedzanie ograniczam jedynie do samego centrum. Pogoda niby już odrobinę lepsza bo nawet deszcz ustał jednak pora dnia zdecydowanie zbyt późna. Przydałoby się jednak jeszcze trochę kilometrów dziś ukręcić 😉
Z ciekawszych obiektów to zamek będący siedzibą muzeum, a stojący w tym miejscu od XIII wieku
W rynku stoi stary ratusz, którego metryka mówi iż powstał w 1449 roku. Stoi tu również Słup dystansowy poczty polsko-saskiej z 1730 r. Ozdobiony został herbami Polski i Saksonii oraz monogramem króla Augusta II Mocnego i polską koroną królewską. Kamienice otaczające główny plac pochodzą przeważnie z XIX wieku.
Dziwne jest trochę to iż w tak sporym mieście nikogo niemal nie spotykam na ulicach. Chociaż wcale mnie to już nie powinno dziwić bo w sumie taki stan rzeczy jest już od trzech dni ! 😉
Jadę dalej na południe chcąc wykorzystać poprawiającą się pogodę by jak najwięcej jeszcze dzisiaj pokonać kilometrów. Na pola wszędzie pełno żurawi.
W Wittichenau tylko kilka fotek w rynku. Wpada do kolekcji kolejny Słup dystansowy poczty polsko-saskiej. Będzie takich jeszcze kilka podczas tego wyjazdu 😉
Opuszczam miasto jadąc w kierunku Kamenz.
Kamenz całkiem ładne miasto, sporo zabytków tylko ponownie pustki na ulicach 😉
Kilka kościołów; Kościół św. Anny, XV wieczny kościół Mariacki. Ten drugi bardziej zasługuje na uwagę.
Czerwona Baszta (Roter Turm) z XVI w.
W rynku stoi neorenesansowy ratusz trochę wyglądem (za sprawą koloru)odróżniający się od innych obiektów tego typu. Niektóre kamienice barokowe i rokokowe. Jednak te otaczające rynek pochodzą z tego samego okresu co ratusz.
W mieście dobrze rozbudowana infrastruktura turystyki rowerowej. W kilku miejscach ustawiono stajcie dokujące gdzie można podładować akumulator w rowerze elektrycznym. Mnie to nie dotyczy 😋
Wyjeżdżając z miasta miałem nadzieję, że pogoda się utrzyma. Jednak na tych nadziejach się skończyło. Od południa w moim kierunku ciągnie konkretna ulewa. Nie myśląc wiele szybko odbijam gdzieś w las i równie szybko rozwieszam płachtę biwakową. Zrobiłem to w ostatniej chwili bo właśnie zaczęło lać 😉 Szkoda tylko jeszcze tego dnia. Chyba jeszcze nigdy tak wcześnie nie skończyłem jazdy za dnia. Jednak ponownie zmoknąć już dziś nie miałem ochoty. Dystans dzienny marniutki, ale może następnego dnia będzie odrobinę lepiej😉
No tak..., i jeszcze link do całej galerii:
https://photos.app.goo.gl/qUZmCz5Jr643GzZU6
cdn....
Na jednym czy dwóch zdjęciach widać nawet przebijające słońce :P
OdpowiedzUsuńNawet na większej ilości zdjęć ;)Ale i tak był dzień ze zdecydowanie gorszą pogodą ;p
Usuń