Strony

czwartek, 6 lutego 2020

Góry Sowie i Kamienne - 11.08.2019

To już chyba pewna tradycja, że przynajmniej raz w roku z Kubą jadę w Góry Sowie. Tradycją też staje się termin, w którym się tam wybieramy. Nie jest to ściśle określone ale przypada to w pierwszym wolnym terminie po moim głównym wypadzie rowerowym w roku czyli po Eurotripie. I tak w drugą niedzielę sierpnia pakujemy rowery do samochodu i jedziemy do Głuszycy gdzie standardowo parkujemy pod Biedronką. Szybkie przeorganizowanie i ruszamy na Ludwikowice Kłodzkie.

Ludwikowice Kłodzkie były naszym pierwszym dzisiejszym celem. Kuba od dawna chciał zobaczyć z bliska tamtejszą "Muchołapkę". Ja w sumie też. Do tej pory widywałem ją jedynie z głównej drogi, a podjechać ten kawałek jakoś nigdy mi się nie chciało.

Po drodze mijamy Pomnik pamięci górników którzy zginęli w 1930 roku w kopalni Wacław.




Góry Sowie owiane są aurą tajemniczości. W wielu miejscach podczas drugiej wojny światowej wydrążono wiele sztolni oraz powstało równie sporo obiektów naziemnych, których do tej pory nikt nie potrafi określić przeznaczenia.

"Muchołapka" od początku pobudzała wyobraźnię ludzi. Nie wiadomo dokładnie czym tak naprawdę był ten żelbetonowy obiekt. Są tylko spekulacje i bujna wyobraźnia ludzka. Niektórzy sugerują nawet, że w tym miejscu było jakieś lądowisko UFO ha ha ! Prawda na temat tego oraz innych obiektów w tej okolicy, którą być może kiedyś poznamy może się okazać bardzo prosta, niewymagająca zagmatwanego tłumaczenia lub zmyślania nie wiadomo jakich historii. W przypadku owej "Muchołapki" największą dozą prawdopodobieństwa może okazać się iż ten obiekt był częścią infrastruktury elektrowni, która miała zasilać okoliczne "podziemne miasta".




Obok "Muchołapki" działa niewielkie muzeum Molke III. Zobaczymy tam trochę sprzętu z epoki oraz czegoś bardziej współczesnego naszym czasom.  Akurat nam to się nie udało zza zamkniętej bramy. Powiedziałbym, że to co ja zobaczyłem nie porwało mnie jakoś szczególnie.


Wjeżdżamy na przełęcz Jugowską bo naszym kolejnym celem(zresztą tradycyjnie już) jest pauza w schronisku Zygmuntówka. Wypijamy bodaj po dwa piwka. Trochę zbyt długo się zasiedzieliśmy. Powoli dojrzewa we mnie myśl, że jednak dzisiaj to nie za wiele kilometrów ukręcimy. W każdym bądź razie nie tyle na ile liczyłem 😉



Próbuje nas zaczepiać jakiś gościu, który prowadzi kozę na smyczy tak jak się prowadza psa na spacer....


Robię też kilka fotek z powietrza bo zawsze to inna/nowa perspektywa 😉





No i jedziemy czerwonym szlakiem na Wielką Sowę. Oczywiście ze względu na okres wakacyjny i ładną pogodę szczyt dosłownie zadeptany przez turystów. Dodatkowo odbywa się jakaś impreza biegowa. Kolejka do kiosku masakrycznie długa, a i tak się okazuje, że piwa już nie ma 😕


Sama wieża widokowa jakoś bardzo nie była oblegana, więc wchodzę na górę.


 
Udajemy się w górną część stoku narciarskiego tak by się za bardzo nie rzucać w oczy z dronem i startuję....





Po stoku narciarskim zjeżdżamy na dół by następnie podjechać na przełęcz Walimską i zjechać do samego Walimia. Następnie przez Jugowice do Jedliny Zdrój. Nasz cel to pałac w Jedlince i tamtejszy mini browar. Wiele dobrego słyszałem o tutejszym piwie jak również o potrawach serwowanych w restauracji. Chyba wiele osób o tym słyszało sądząc po ilości zaparkowanych w okolicy samochodów. Dziś jednak nie skorzystamy z kuchni bo taki plan mamy na następny nasz dzisiejszy postój.

Z oferty miejscowego browaru jednak skorzystaliśmy, a jakże !



Polecam bo pychota !

Browar znajduje się przy pałacu. Obiekt wybudowany został na początku XVII w. Przebudowany w drugiej połowie XIX w. Przed nim na dziedzińcu stoi atrapa trzypłatowca niemieckiego asa lotniczego pierwszej wojny Manfreda von Richthofen zwanego Czerwonym Baronem.




Teraz przychodzi pora na ostatni już niestety punkt dzisiejszej wycieczki. Przez Grzmiącą oraz Rybnicę Leśną jedziemy do schroniska Andrzejówka pod szczytem Waligóra.


Cel to zjeść obiad. Tak też czynimy. Trochę ceny wzrosły od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu, ale jedzenie bardzo smaczne. Kuba już nie może piwa, ale ja się jeszcze skusiłem 😉

"Turystów" i tu bardzo wielu, ale spowodowane jest to raczej łatwością  dojazdu. Samochodem podjeżdża się pod samo schronisko. W dniu dzisiejszym zapewne zdecydowana większość przyjechała tylko do samego schroniska nie mając zamiaru nawet pospacerować po atrakcyjnej okolicy. Widać to chociażby po ubiorze świadczącym jakoby ludzie przyjechali tu prosto z kościoła .... 😉


Oczywiście wypadałoby zobaczyć i uwiecznić jak schronisko i jego okolica wyglądają z lotu ptaka 😉








Na koniec dzisiejszego dnia pozostaje nam zjechać do Głuszycy. Jedziemy tam jedną z wielu wyznakowanych tras rowerowych. Przejeżdżamy przez Łomnicę i w okolicy zachodu słońca meldujemy się pod samochodem.



70 kilometrów to może niezbyt wiele, ale celem tego wypadu nie było "naparzanie" tylko relaks 😀

Galeryjka z fotkami:

https://photos.app.goo.gl/N1XewaTEput4ehGH9

2 komentarze:

  1. Jakie ceny i jakie rodzaje piwa są w tym mini-browarze?

    Na zdjęciu wygląda bardzo kusząco!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zamawiałem jasne niefiltrowane oraz pszeniczne. Oba dobrze smakowały. Ceny jak w schroniskach górskich 9-10 złotych za 0,4 L.

    OdpowiedzUsuń