Strony

poniedziałek, 17 lutego 2020

Keprnik-Śnieżnik - 12-13.10.2019

Październik to już czas gdy tak naprawdę mniej jeżdżę rowerem, a coraz więcej robię pieszych wycieczek po górach. Rower oczywiście towarzyszy mi przez cały rok jednak późną jesienią i zimą nie ma już takiej intensywności w jeździe rowerem tz. nie robię wycieczek przekraczających 200 km jednego dnia 😋
Pogoda jeżeli chodzi o temperaturę ostatnio nas rozpieszcza, więc nic dziwnego, że jeżeli tylko mogę to uciekam w góry na jakieś wschody lub zachody słońca. Ten okres to również tak naprawdę początek sezonu Dalekoobserwacyjnego.

Widząc prognozy pogody decyduję się wyskoczyć na wschód słońca na Keprnik. Fajerwerków to ja się nie spodziewam, więc tym razem nie decyduję się wyruszyć bardzo wcześnie nocą. Wykalkulowałem tylko ile potrzebuję czasu by dotrzeć na miejsce tuż przed wschodem słońca i ruszam.

Dumny Pradziad
Rowerem docieram na wysokość przeszło 900 m n.p.m. i tam go właśnie pozostawiam niewidocznym dla cudzych oczu w gęstym lesie 😁 Ruszam na szlak żółty w kierunku na Šerák. To tylko trzy kilometry do celu za to dość stromo pod górę. Ten szlak jest jednym z moich ulubionych w całych Jesionikach 😀

Bardzo szybko mijam schronisko na Šeráku i podążam dalej za czerwonymi znakami na Keprnik. Muszę się śpieszyć bo widzę jak jaśnieje już horyzont. Na szczyt docieram na tyle wcześnie, że mogę wykonać jeszcze kilka zdjęć na dłuższym czasie naświetlania. Scenerii dodatkowo nadają klimatu przetaczające się przez Červenou hore chmury.

Trochę dziś zbyt mocno wieje, więc nie decyduję się na wypuszczenie drona. Skupiam się na aparacie.





Tak jak pisałem wcześniej. Fajerwerków jeżeli chodzi o odległe widoki to ja się nie spodziewałem dlatego widząc Tatry byłem mile zaskoczony. Odległość to bagatela niemal 250 kilometrów w linii prostej !





Na horyzoncie Tatry odległość to niemal 250 kilometrów linii prostej !


Po wschodzie słońca wykonuję jeszcze kilka takich klasycznych kadrów. Zjadam śniadanie.....



Śnieżnik. Tam mam w planach dotrzeć na zachód słońca.

Chata Jiřího na Šeráku



No i schodzę do roweru tą samą trasą, którą tu przyszedłem. Szkoda, że schronisko o tej godzinie jeszcze zamknięte bo bardzo chętnie bym się smacznego piwa napił 😕





Schodząc tak wcześnie ze szczytu miałem na uwadze to iż dzień jest już dość krótki, a mnie naszła wielka ochota by zaliczyć tego samego dnia zachód słońca na Śnieżniku ! Po dotarciu do roweru kieruję się na Ramzovą przez Skały Olbrzyma. Przez Branną jadę do Starego Mesta pod Śnieżnikiem. Tam w sklepiku na rynku robię zaopatrzenie na dalszą część trasy. Podjeżdżam na Śnieżnik. Jednak w miejscu gdzie szlaki po czeskiej stronie spotykają się z tym po polskiej ukrywam rower w wysokiej borowinie i dalej podążam już pieszo.

Będąc świadom jak dobre warunki były o poranku z Keprnika miałem cichą nadzieję na odległe widoki ze Śnieżnika. Jednak moje nadzieje bardzo szybko zostały rozjechane walcem..., walcem warstwy inwersyjnej. Chmury przetaczały się przez szczyt, więc ich pułap był zbyt wysoki by cokolwiek dojrzeć na horyzoncie.


Podejście na Śnieżnik


Na szczęście chmury po pewnym czasie siadły i szczyt wynurzył się z mgły. Fajnie bo chociaż jakieś widoki będą ze szczytu. Do "słonia" przy ruinach schroniska po czeskiej stronie docieram wydeptaną ścieżką poza szlakiem. Jest znacznie bliżej.



Dalej zielonym szlakiem na szczyt. Mając spory zapas czasu do zachodu słońca postanawiam iść do położonego poniżej schroniska. Przydałoby się zjeść coś ciepłego.




Niestety tego dnia bardzo wielu turystów postanowiło wykorzystać pogodę na wycieczkę w góry. Schronisko jest dosłownie oblegane. Kolejka do bufetu przynajmniej na pół godziny. Pewnie drugie tyle będę musiał czekać na obiad. Nie mogę sobie na to pozwolić bo nie zdążę na zachód słońca. Decyduję wrócić na szczyt, a do schroniska zejdę ponownie później jak będzie mniej osób.


Pradziad widziany ze Śnieżnika

Czernica w dole, a na horyzoncie elektrownia Opole
Siedzę tak na szczycie i cykam foty. Jednak żadnego "łał" tym razem nie było. Wschodzi księżyc, a ja schodzę ponownie do schroniska.



Zjadłem kolację. O ile pomidorowa znośna to już bigos tragedia ! Ledwo zmęczyłem bo byłem głodny, a wiadomo, że jak człowiek głodny to zje wszystko 😉

Później pozostało nawiązywanie nowych znajomości i piwkowanie z nowo poznanymi ludźmi do późna. Tak się złożyło, że dzierżawca schroniska Jacek F. tego dnia świętował swoje urodziny. Zostałem zaproszony na prywatną imprezę odbywającą się w schroniskowej kuchni 😋 Impreza skończyła się grubo po pierwszej w nocy. Poznałem kilku fajnych ludzi. Zostałbym dłużej, ale był plan na nocne zdjęcia... Był...., jednak wypiłem tego wieczora zbyt dużo alkoholu i po dotarciu na szczyt ogarnęło mnie ogromne znużenie. Wbijam w śpiwór kładąc się pod gołym niebem.

Niestety nie włączyłem budzika i przespałem wschód słońca 😋



Fajnie przetaczały się chmury pod szczytem.



Puściłem Juniora w powietrze by pokazał  to do czego został stworzony 😉


Kopuła Śnieżnika widziana z powietrza.



No i dość wcześnie postanawiam schodzić. W sumie i tak jestem usatysfakcjonowany tym wypadem. Szybko docieram do roweru. 2/3 trasy powrotnej do domu to jazda w gęstej mgle, że niewiele było widać 😉


Galeria: https://photos.app.goo.gl/bkbkjECo28GfmtiPA


3 komentarze: