Strony

środa, 7 marca 2018

Babia Góra po raz enty..., bonusowo Budatin - 17-18.02.2018

Mamy już luty, więc najwyższa pora by tradycji stało się za dość i trzeba by się wybrać na "Królową Beskidów"- Babią Górę. Wypad zaplanowany był ponoć z wyprzedzeniem, ale ja akurat o tym wyjeździe dowiedziałem się dwa dni przed ;)
Poprzednim razem mieliśmy bardzo fajną miejscówkę w Zawoi-Czatoży. Tym razem niestety była ona już zajęta, a szkoda bo saunę tam mają rewelacyjną ! Na szczęście w szeregach CZNWGSN mamy niezawodnego Marka, który i tym razem wynalazł nam nową miejscówkę i jak się później okazało była równie świetna jak poprzednia ;)



W piątek kompletujemy ekipę w Krapkowicach i w sześciu chłopa uderzamy do Zubrzycy Górnej. Meldujemy się w "Górskiej Leśniczówce". Zostaje nam przydzielony zupełnie nowy lokal, który jeszcze całkiem niedawno służył ponoć jako magazyn zboża ;P Wszystkim zarządza niesamowicie miły gospodarz. Miejsce naprawdę warte polecenia szczególnie dla rodzin z dziećmi, ale nie tylko ;)
Obiekt zlokalizowany w bezpośrednim sąsiedztwie Orawskiego Parku Etnograficznego. W niedużej odległości przebiega zielony szlak pieszy. 


Jadąc tam nastawiony byłem na sobotni wschód słońca czyli czeka mnie jak zwykle nieprzespana noc ;) 

Sobota 17 lutego

O drugiej w nocy wyruszam na szlak. Chociaż szlak to zbyt wiele powiedziane. Najpierw czeka mnie sześć kilometrów asfaltingu na przełęcz Krowiarki. Prognozy pogody się sprawdzają. Jest mroźno, ale bezwietrznie.


Na przełęczy istny tłok. Z parkingu wyrusza wielu fanów "babiogórskiego świtaka". Na szczyt ciągną dziesiątki osób. Wydaje się, że nie będzie gdzie rozłożyć statywu....




Postanawiam, że po raz kolejny poczekam na wschód słońca w okolicy kulminacji Gówniaka.




Powoli przybywa światła. W dolinie orawsko-nowotarskiej zalegają mgły choć są one na niskim pułapie to na zbliżeniu całkiem fajnie wyglądają.


Kręcę się niemal w jednym miejscu przez dość dłuższy czas w oczekiwaniu na wschód słońca.




A sam wschód słońca taki trochę mętny... tzn. powietrze było dość zanieczyszczone i może dlatego też słońce lepiej wygląda na zdjęciach nie będąc przepalonym ;)






Idę na szczyt przez dość głęboki śnieg. Chociaż wydaje mi się, że jest go tu i tak mniej jak w Sudetach. Po drodze kilka ciekawych kadrów... Na szczycie pozostała już tylko jedna osoba ;P




Oczywiście ze szczytu kilka klasycznych widoczków. Warto powtarzać te same kadry bo za każdym razem inaczej to wygląda w różnych warunkach i oświetleniu.



Schodzę kawałek granicą i wypuszczam drona. Przyznam, że Babia z tej perspektywy nie zrobiła na mnie jakoś dużego wrażenia....


Chłopaki już wyruszyli na szczyt. Sporo zajmie im czasu dotarcie na górę. Postanawiam zejść jednak do schroniska na Markowych, a nie jak wcześniej planowałem w ich kierunku. Powód był jeden. Skończyło mi się picie. Właściwie to nie skończyło tylko zamarzło łącznie z piwem ;P







Po dwóch godzinach popasu idę ponownie na szczyt. Aura powoli się zmienia. Turystów na szlaku ogrom.



O tej godzinie najlepiej widoczne są już tylko Tatry i właśnie w tamtym kierunku skupiam się oczekując na chłopaków.



Większy rozmiar dostępny pod tym LINKIEM

Trochę zaczyna mi się nudzić. Na szczęście nadciąga wsparcie ;) Wspólnie na szczycie siedzimy jeszcze chwilę i schodzimy na Markowe.







Po obiedzie wracamy niebieskim szlakiem na Krowiarki. Chłopaki organizują transport na dół by nie dymać asfaltem tyle kilometrów. Ja w tym czasie trochę zszedłem. Po jakichś dwóch kilometrach i ja wciskam się do samochodu naszego gospodarza ;)
Na dole jeszcze do późnych godzin ognisko z konsumpcją domowych wyrobów, ale ja najszybciej odpadłem. Dało o sobie znać zmęczenie...

Niedziela 18 lutego 

Niedziela jak zawsze na tego typu wypadach przeznaczona będzie na spokojny powrót. Wracamy oczywiście przez Słowację. Gdzie starałem się wynaleźć jakąś atrakcję chłopakom. W zeszłym roku sprawdził się system sobota - góry, niedziela - zamek, więc i tym razem będzie tak samo ;) 

W drodze do Żyliny robimy pauzę w Terchovej. Robimy planowe zakupy w markecie i idziemy na nieodległe wzniesienie gdzie stoi wykonany z nierdzewnej blachy pomnik Janosika. Ci co mogą konsumują piwko. 



Wyciągam na moment drona bo zaintrygował mnie obiekt na wzniesieniu po przeciwnej stronie miejscowości. Dron jest niezastąpiony w takim przypadku. Już po chwili wiemy, że ten obiekt to nic innego jak wieża widokowa ;)







Jedziemy do Żyliny, a właściwie to do Budatina będącego od 1949 roku dzielnicą czwartego pod względem wielkości miasta Słowacji.
Wielokrotnie przejeżdżałem tędy rowerem. Często zatrzymywałem się w przy zamkowym parku na odpoczynek w cieniu drzew. Tym razem pora zwiedzić wnętrza samego zamku.



Zamek powstał w drugiej połowie XIII wieku i pierwotnie był tzw. zamkiem wodnym. Chronił ważny szlak handlowy, prowadzący z Węgier na Śląsk. Usytuowany był w strategicznym miejscu, przy brodzie, gdzie pobierano cło. Najstarszą i najważniejszą częścią zamku była 20-metrowa, kamienna wieża obronna, istniejąca do dnia dzisiejszego(źródło wiki).


W zamku funkcjonuje Považské múzeum v Žiline. Trasa zwiedzania nie jest długa. Skupia sie w okolicy samej wieży. Na początku mamy wystawę ciekawego rzemiosła jakim jest druciarstwo.




Pani Stanislava, nasz przewodnik widząc, że się czaimy z robieniem zdjęć mówi że jeżeli chcemy dobre zdjęcia to po prostu musimy wlec się na samym końcu tak by nikt nam nie wchodził w kadr ! Żadnych zakazów fotografowania, żadnych dodatkowych opłat ! Normalnie szok ! Fajnie bo skrzętnie to wykorzystuję i już bez żadnego czajenia się cykam kolejne foty ;)

W zdecydowanej przewadze wystawa obejmuje historię Żyliny. Począwszy od 1208 roku, a skończywszy na 1848 r. Jedną z ciekawszych wystaw są miecze katowskie charakteryzujące się zaokrąglonym końcem ostrza.




Na starych meblach to ja się za bardzo nie znam, ale było tego sporo ;)






W całym zamku przewija się motyw czasu. Na każdym kroku widujemy stare zegary. Najwięcej jest ich na samym szczycie wieży, na której umieszczono cztery tarcze zegara. Obecnie nie używa się już starego mechanizmu tylko wszystkim steruje komputer.








Tą kilku-dziesięciominutową trasą zwiedzania Budatinskiego zamku kończymy ten niewątpliwie udany weekend :)

Oczywiście nie może zabraknąć bogatej galerii ze zdjęciami ;) 

https://photos.app.goo.gl/iapaHnrovJQ7rvQ52

4 komentarze:

  1. ta historia Żyliny trochę nie bardzo im się zakończyło w 1848, skoro są portrety Franciszka Józefa i Elżbiety :D

    Mnie w sumie jakoś wnętrza Budatina nie zachwyciły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że jest tam pokazane sporo rzeczy i to z poczatku XX wieku, ale informacja pochodzi z oficjalnej strony muzeum.

      Dla mnie akurat wnetrza zamku są całkiem ok.

      Usuń
    2. Nie piszę, że są brzydkie, tylko po prostu nic w nich nadzwyczajnego. Ale może to po prostu przesyt widzianych miejsc i potem człowiek zaczyna się uodparniać ;)

      Usuń
  2. Jak zawsze wspaniała i inspirująca relacja.Mam pytanie, co to CZNWGSN?
    koszyk

    OdpowiedzUsuń