I przyszedł kolejny spaprany pogodowo weekend :/ Tylko, że człowiek nie potrafi usiedzieć gdy ma do dyspozycji wolny dzień( w każdym bądź razie ja tak nie potrafię ). Nie pamiętam też kiedy ostatnio spędziłem dzień w domu podczas weekendu ;) Chłopaki wymyślają zdobycie Śnieżnika. Niby tylko tyle, ale w taką pogodę trzeba napisać, że to i tak sporo :)
Po raz pierwszy na Śnieżnik wchodzę od Międzygórza. Na miejscu jest sporo śniegu mimo, że kilka kilometrów wcześniej było go śladowe ilości. Po pierwszej próbie zaparkowania na totalnie zasypanym śniegiem parkingu Kuba decyduje się przestawić samochód trochę wyżej w okolicę zatoczki dla autobusów.
Ruszamy w górę miejscowości. Mimo trochę innych planów wybieramy, przypadkowo Główny Szlak Sudecki(czerwony). Po tym jak się zreflektowaliśmy nie było już sensu się wracać. Początkowo trasa nie jest wymagająca. Śnieg ubity, a teren tylko delikatnie się wznosi.
Mimo takiej pogody kilku turystów na szlaku spotykamy.
Po trzech kilometrach spaceru szlak odbija w prawo i oddala się od potoku Wilczka. Tu zaczyna się już bardziej stromo. My jednak wybieramy trasę trochę dłuższą, taką dookoła.
Przerwy na obowiązkowe piwo muszą być ;)
Nabieramy wysokości, sceneria coraz piękniejsza. Widoki na okolicę zwalają z nóg ;)
Im wyżej tym białego coraz więcej, a widoczność coraz bardziej spada.
Po dotarciu na halę pod Śnieżnikiem schronisko dostrzegamy dopiero z około pięćdziesięciu metrów ;p Tu też jakby trochę bardziej odczuwalne są podmuchy wiatru.
Nie mogłoby być innej opcji jak wstąpienie do schroniska na piwo lub nawet dwa. W sumie nie mamy się co śpieszyć bo na szczyt jest zaledwie półtora kilometra.
Po niespełna dwóch godzinach lenistwa rozpoczynamy atak szczytowy ;)
Śniegu coraz więcej. Wystarczy trochę zboczyć z wydeptanej ścieżki i już człowiek zapada się po kolana. W lesie przynajmniej widać okoliczne drzewa ;)
Oprócz nas było na szlaku jeszcze kilku Czechów. Część z nich w rakietach śnieżnych inni na nartach skiturowych. Tylko my bez żadnych udogodnień. Ale i tak poruszaliśmy się najszybciej ze wszystkich.
Powyżej granicy lasu widoczność spada do kilkudziesięciu metrów i wzmaga się bardzo silny wiatr. W mgnieniu oka jesteśmy cali oszronieni.
Nie ma sensu stać na tym wygwizdowiu, więc tylko kilka fotek i schodzimy do schroniska. Niżej robię sobie sesję przy pięknie oszronionych drzewach. W tym czasie chłopaki schodzą, ale mam nadzieję, że ich przed schroniskiem dogonię....
..... nie dogoniłem ich. Okazało się, że pomylili trasę i poszli czerwonym wzdłuż granicy. Normalnie nie było by to większym problemem bo po kilkuset metrach jest łącznik ze szlakiem wiodącym z Małego Śnieżnika do schroniska, ale teraz gdy wszystko jest pod grubą warstwą śniegu nie jest to już takie proste. Dzwonię szybko by jednak zawrócili po śladach bo mogą jednak nie znaleźć tego miejsca. Jeszcze jakby mieli jakąś mapę w telefonie i gps to byłoby ok, ale jednak nie mieli. Schodzę więc do schroniska gdzie po wypiciu kolejnych dwóch piw dzwonią chłopaki, że jednak wracają.....
Po chwili kolejny telefon, że nie potrafią znaleźć właściwej ścieżki. Po opisie terenu wiem bardzo dobrze w którym miejscu się znajdują, więc ruszam z odsieczą. U chłopaków jestem po 9-10 minutach :D
Schodzimy do schroniska na obiad. O tej godzinie wywiało już chyba wszystkich turystów poza tymi, którzy tutaj nocują.
Schronisko opuszczamy gdy jest już zupełnie ciemno. Z racji późnej godziny schodzimy dokładnie tą samą trasą jak podchodziliśmy. W pogodzie zmiana bo zaczyna padać intensywnie śnieg. I tak w czasie znacznie krótszym od tego tabliczkowego schodzimy do Międzygórza.
No i w sumie było całkiem fanie mimo krótkiej trasy(choć wyszło i tak niemal 20 km), ale z przygodami. Akumulatory zostały mimo wszystko podładowane :)
Galeria: https://photos.app.goo.gl/u2WguWXDrZzbubXQ9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz