Ruszam o ósmej. W Brzecławiu zakupy i ruszam przez południowe Morawy ku północy.
Taki mały zestawie 😋 |
Staram się poruszać ścieżkami i wyznakowanymi trasami rowerowymi. Nie ma z tym większego problemu bo te okolice słyną z rewelacyjnej infrastruktury rowerowej. Jest to istny raj dla cyklistów !
Wśród winnic z dojrzewającymi owocami docieram do Čejkovic. Uzupełnienie płynów w sklepie i dalej przez wcale nie tak łatwą okolice do pokonania rowerem. Tzn. można by było łatwiej, ale nie chciałem powtarzać tych samych tras, choć nie obyło się bez dublowania 😉
Čejkovice |
Okolice są bardzo fotogeniczne. Przeważnie na wiosnę ściągają tu tłumy fotografów z całego świata by uwiecznić okoliczne wzniesienia na fotografii.
Południowe Maorawy |
Widoczność też dziś całkiem dobra. Jeszcze nigdy tak ze szczegółami nie widziałem z tych okolic szczytu Devin w Palavie.
Najwyższy szczyt Palavy - Devin 550 metrów |
Jedną z fajniejszych ścieżek rowerowych docieram do miasteczka Ždánice. Klasyczne czeskie miasteczko takie jakie lubię.
Teraz przez pasmo niewysokich wzgórz Ždánicky les kieruję się do Bučovic. Tu również niewiele czasu spędzam. Szybki przejazd, a zatrzymuję się tylko na niewielkim rynku i pod budowlą renesansowego pałacu.
Bučovice |
Renesansowy pałac w Bučovicach. |
Bez zbędnych kombinacji kieruję się na Vyskov. Tam tradycyjnie już zaopatrzenie w piwo z miejscowego browaru i lecę wzdłuż autostrady D46 w kierunku Prostějova.
Vyskov |
Prostějov |
Następnie nowymi dla mnie trasami, w znacznym stopniu ścieżkami rowerowymi kieruję się dalej na północ. Coś mocno zaczyna wiać od wschodu. Wiejąc z tego kierunku też dość znacznie utrudnia mi on jazdę.
Przez Smržice, Náklo i rozlewiska rzeki Morawa docieram do podnóża Jesioników.
Smržice |
Náklo |
Coraz później. Słońce już zaszło, ale jeszcze za jasności docieram do Rýmařova i do tego co zawsze sklepiku gdzie robię zakupy. Nie ważny dzień tygodnia nie ważna pora dnia sklep prowadzony przez Azjatów jest czynny 😉
Rýmařov znajduje się już dość wysoko, ale jeszcze trochę dzisiaj podjazdu mnie czeka w tym podjazd na przełęcz Hvezda. I powiem tak.... Im częściej wybieram tą najtrudniejszą trasę na powrót tym lepiej nią mi się jedzie. Teraz naprawdę nie widzę już potrzeby aby nadkładać drogi tylko po to by wjechać 150 metrów niżej 😉
A z Hvezdy to już z góry...., no może poza jednym kilkukilometrowym podjazdem. Ale kto by tam zwracał uwagę na taką drobnostkę gdy do domu 30 kilometrów 😋
Do domu docieram po 22 godzinie.
Dystans dnia: 226,38 km
Suma podjazdów: 2250 metrów
Galeria dnia 28: https://photos.app.goo.gl/3mtJXsLY8hdTHg817
PODSUMOWANIE:
Zatoczyłem sporą pętelkę rowerem po Europie, największą z dotychczasowych bo miałem na to dość sporo czasu. Jestem bardzo zadowolony z tego, że udało mi się zrealizować cel, którego nie udało się osiągnąć dwa lata wcześniej. Oczywiście chodzi o dotarcie rowerem do Stambułu. To był priorytet, a cała reszta trasy była zwykłym spontanem. Decyzja to gdzie pojadę danego dnia zapadała na bieżąco. Nie było planowania bo plany mają to do siebie, że często nie da się ich zrealizować. Różne są tego powody, a to pogoda, a to jakieś dolegliwości, a to problemy sprzętowe. W przeszłości często planowałem takie wypady i zawsze było tak, że musiałem później te plany zmieniać, a nie byłem przygotowany na wariant "B". Więc skoro coś nie wypala to nie ma dla mnie sensu planować i pozostaje tylko cel..., cel do którego dążę.
Za każdym razem z takiej wyprawy przywożę prezenty dla znajomych. Czasami jest to jakieś egzotyczne piwo, a czasami jakaś flaszka. Tym razem okazało się, że w sakwach walało się i to czasami przez kilka tysięcy kilometrów aż sześć butelek alkoholi !
Oczywiście jak to za każdym razem są rzeczy co się sprawdzają jak i te, które należałoby zmienić lub zmodyfikować. W dzisiejszych czasach już ciężko jest się obejść bez udogodnień typu smartfon, internet, nawigacja gps. To elementy codziennego życia, które naprawdę bardzo ułatwiają egzystencję. I to nie tylko podczas takich wypraw. Wiadomo, że tego typu urządzenia potrzebują prądu, a ja nie mając w nawyku nocować w pensjonatach czy chociażby zwykłych kempingach musiałem się zastanowić jak rozwiązać kwestię zaopatrzenia w energię. Oczywiście można to sobie zmagazynować w powerbankach, ale to i tak za mało. Więc tym razem postarałem się o swoją małą elektrownię. Po wielu próbach i testach w końcu zdecydowałem się na prądnicę w piaście przedniego koła i do tego ładowarkę. Dziś wiele urządzeń możemy ładować przez port USB. W moim przypadku oprócz oczywistej oczywistości jaką jest telefon ładowałem również lampki rowerowe jak również aparat fotograficzny. Przy średniej prędkości 15 km/h prądnica generuję wystarczająco wiele prądu by naładować telefon, który tylko dwukrotnie byłem zmuszony na podładowanie z powerbanka.
A właśnie aparat fotograficzny. Przed wyjazdem zakupiłem nowy aparat kompaktowy, który miał robić ładne zdjęcia i zajmować mniej miejsca aniżeli zwykle zajmuje u mnie sprzęt fotograficzny. To był błąd bo zdjęcia są po prostu słabej jakości, ale ja od kilkunastu lat lecę na lustrzankach i żaden aparat kompaktowy nawet z matrycą 1" nie jest w stanie mi zaoferować tego na czym mi zależy - jakości. Dla większości taki aparat i zdjęcia, które nim zrobimy wystarczy w zupełności, ale nie dla mnie. Na szczęście zabrałem również lustrzankę w tą podróż 😝 Inna znacznie gorsza sprawa to taka, że bardzo wiele zdjęć po prostu straciłem bo się okazało że zostały źle zapisane na karcie pamięci dołączonej w zestawie z aparatem 😕
Sprzęt tym razem był znacznie bardziej awaryjny. Na szczęście nic poważnego, ale chyba pora pomyśleć o czymś nowym na takie wyjazdy. W Rumunii musiałem wymienić kółko w wózku tylnej przerzutki. Tym razem wyjątkowo wiele razy przebiłem koło. Tył - 12 razy i przód - 1 raz. Tylne koło zostało specjalnie poskładane na tego typu wyjazdy nadaje się tylko na jeden sezon. Materiał pod tak dużym obciążeniem zostaje bardzo nadwyrężony i o ile w zeszłym roku musiałem wymienić zaledwie jedną szprychę tak w tym aż 11 sztuk !
Podsumowując wyjazd wychodzi coś takiego:
Ilość dni w drodze: 28
Ilość pokonanych kilometrów: 5692,23 km
Średnia prędkość: 17,83 km/h
Maksymalna prędkość:74,18 km/h
Czas w siodełku: 317 godzin, 3 min. i 40 sekund
Suma podjazdów: 47459 metrów
Ilość odwiedzonych państw: 15
Przekroczone granice: 22
Ilość wypitych płynów: około 246,5 litra w tym 168 piw, a więc tym razem średnia spalania spadła 😉
Nakreśliłem też tak poglądowo przebieg trasy tego tripu. O ślad gpx proszę nie pytać bo takiego nie ma i nie będzie 😉
Jeżeli chodzi o budżet to miałem na ten wyjazd przeznaczone około 2600 złotych, ale wydałem chyba niewiele ponad 2 tyś. Chociażby samej waluty tureckiej zostało mi o równowartości przeszło dwóch stów.
No i to by było na tyle teraz czekać do kolejnego sezonu urlopowego....I o moje plany nie pytajcie bo takich nie mam .... 😉
...
Ufff... Nareszcie koniec... ;) Dziękujemy Robert za te kilkadziesiąt wieczorów przy Twoich relacjach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy - spacerowicze
Dziękuję :)
UsuńDzięki za wszystkie relacje, fajnie, że dzięki Twoim wpisom można zobaczyć tyle pięknych i ciekawych zakątków świata
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Dzięki wielkie ! :)
UsuńPotęga!
OdpowiedzUsuń👍👍👍💪💪💪🍺
OdpowiedzUsuńNieźle. Jaki miałeś najdłuższy a jaki najkrótszy odcinek?
OdpowiedzUsuńZdjęcia faktycznie czasem nie powalały jakością, ale jakby im dalsza część drogi tym było z nimi lepiej ;) I co z tą kartą pamięci się stało??
313,6 km i 159,63 km
UsuńKarta pamięci poszła na wymianę.
Ile tracisz zazwyczaj kg wagi po Eurotripach?
OdpowiedzUsuńTo zależy od tego ile mam nadwagi podczas startu takiego tripu i ile czasu trwa taka wycieczka. Tym razem udało się pozbyć prawie 8 kg, ale na przykład 3 lata wcześniej przyjechało mnie więcej jak wyruszało ;p
Usuń