Strony

wtorek, 20 czerwca 2023

Opolska Pętelka 2023 - czyli ultramaraton jakiego nikt się nie spodziewał ! - 09-10.06.2023

 Ale od początku.....

Pomysłodawcą oraz organizatorem jest powstała w 2018 roku Fundacja NaKole. 

"Opolska Pętelka" to młoda bo zaledwie dwuletnia impreza. I jak to z reguły bywa zawsze jest coś do poprawienia w organizacji. Choć szczerze przyznam iż w zeszłym roku nie widziałem żadnych niedociągnięć. Dla mnie było perfecto ! Więc jakże inaczej mogłoby być w tym roku ? Ano jeszcze lepiej ! 😁

W zeszłym roku mój udział był na zasadzie "jadę i robię zdjęcia". Na wynik nie patrzyłem. Miałem również małe przyzwolenie organizatora by gdzieniegdzie sobie ułatwiać trasę tak by możliwie jak najwięcej porobić zdjęć uczestnikom. W tym roku również jechałem jako fotograf z tym, że tym razem chciałem osiągnąć możliwie jak najlepszy rezultat. Innymi słowy po prostu się ścigałem, a więc musiałem pokonać całość wytyczonej trasy tak jak pozostali uczestnicy 😉

W porównaniu do zeszłorocznej trasy nastąpiło trochę zmian. Choć przeważnie były one niewielkie, takie bardziej kosmetyczne. Wedle organizatora było znacznie mniej asfaltów i to mogę potwierdzić. Znając życie wiele osób chciałoby spróbować swoich sił w tego typu imprezie, ale obawiała się o swoją kondycję na tak długim dystansie dlatego dla wielu niezdecydowanych miłą niespodzianką była opcja drugiej, krótszej o połowę trasy. 




I jak to z reguły bywa jedni przyjechali walczyć o to by osiągnąć jak najlepsze miejsce, a inni pokonać własne słabości lub po prostu spróbować czy się uda dotrzeć w wyznaczonym limicie czasu do mety. Dla  dłuższej trasy(427 km) ten limit wynosił 60 godzin. Natomiast dla o połowę krótszej trasy(210 km) ten limit ustawiono na 30 godzin.

Mimo iż mam całkiem niedaleko to tym razem postanowiłem, że przyjadę dzień wcześniej i po odprawie przekimam się w samochodzie.



Jedynym problemem mogła stać się pogoda. Niestety prognozy mówią, że będzie padać... Padać i to momentami bardzo mocno. Według wcześniejszych prognoz miało zacząć już o trzeciej w nocy. Później przesunęło się wszystko na siódmą, a i tak zaczęło padać trochę później 😉

O piątej zaczął się już ruch na terenie gminnego centrum sportu i rekreacji w Paczkowie. Ja jeszcze drzemię. W sumie nie muszę tak wcześnie wstawać ponieważ w tym roku kolejną zmianą jest to iż zawodnicy będą puszczani grupami co pięć minut. Logistycznie jest to łatwiej dla organizatora ponieważ przy starcie całego peletonu trzeba by było eskorty policji. Właśnie tak było w zeszłym roku. Wówczas czekaliśmy trochę na stróży prawa bo mieli małe spóźnienie 😝Inna sprawa to zanim by się stawka rozjechała to na początku tworzyłyby się miejscami korki i taki szybszy zawodnik pozostający gdzieś w tyle sporo traci do czołówki, która mu odjeżdża  😉

Grupa zawodników z którą startuję rusza o 06:30. Mam jeszcze chwilę czasu by porobić innym zdjęć na starcie zanim pójdę odebrać swojego trackera. 





Od razu po starcie z naszej grupy robi się trzyosobowa czołówka. Wykręcamy dobre tempo jazdy. O ile ja jadąc na mtb zyskuję w terenie o tyle już na asfaltach i szutrach sporo tracę do tych na gravelach. No i pogoda. Z niepokojem spoglądam w niebo coraz bardziej zaciągające się ciężkimi deszczowymi chmurami. Pierwsze krople spadają przed Piotrowicami Nyskimi. Za miejscowością już nieźle leje. Zatrzymuję się ubrać przeciwdeszczową kurtkę i w tym momencie koledzy mi odjechali.... 😉

Tak mocne opady deszczu zwiastują tylko jedno. Błoto ! To się zaczyna zaraz po zjechaniu w teren za miejscowością Łąka. Robi się jedna wielka kupa ! Rowery tańcują na mazistym podłożu. Z Jarnołtowa do Sławniowic dodatkowym utrudnieniem jest zniszczona droga podczas wycinki drzew. Trzeba prowadzić rower. Ogólnie ten odcinek był naprawdę wymagający. Jednym z bardziej wymagających na całej trasie. Na szczęście opady ustają i po pewnym czasie można ściągnąć kurtkę.



Przez dłuższy czas jedziemy po szlaku czerwonym. Pomiędzy Gierałcicami, a Bodzanowem dogania mnie na asfalcie zeszłoroczny zwycięzca Mateusz. Ma nade mną 15 minut przewagi bo tyle czasu po mnie wystartowała jego grupa. Jednak do centrum Głuchołaz wpadam pierwszy. Zaliczam sklep i lecimy dalej wzdłuż Białej Głuchołaskiej w kierunku "Góry Chrobrego". Po wspinaczce wzdłuż kapliczek odbijamy na szczyt Przedniej Kopy. Tam pod wyremontowanym obiektem z wieżą widokową rozpoczyna się zabawa na singlach " Złote Ścieżki". Ponoć wszyscy nieźle się bawili, a szczególnie zawodnicy na gravelach 😁 Potem trzeba podjechać kawałek w kierunku Podlesia. Teren jest bardzo błotnisty. Nadrabiam co straciłem wcześniej.




W Jarnołtówku przejeżdżamy przez rzekę na wysokości tamy i po chwili rozpoczynamy podjazd na Biskupią Kopę, a właściwie to tylko na Mokrą Przełęcz. Znam tu każdy kamień bo trasę pokonywałem kilkaset razy. Nawet dzień wcześniej jechałem tędy dwukrotnie 😜

W zasadzie im wyżej tym bardziej sucho. Za to na przełęczy wjeżdżamy już na moment w chmury.. Teraz szybki zjazd do Pokrzywnej i dalej wzdłuż Złotego Potoku do Moszczanki. Tam zakupy bo nie wiadomo kiedy będzie kolejna możliwość i jazda terenem na Wieszczynę. Na podjeździe na Długotę przede mną jest już tylko dwóch zawodników. Mateusz, który przed chwilą mnie wyprzedził oraz Ariel. Wieczorem się okaże, że będziemy wspólnie przemierzać trasę cała noc 😉



Tymczasem trasa wiedzie w kierunku wschodnim pasma Gór Opawskich. Za Trzebiną wjeżdżamy w masyw Lipowca. Do Krzyżkowic gdzie przekraczamy granicę państwową jest zupełnie sucho. Jednak to ma się niebawem zmienić. Ponownie zbierają się ciężkie ołowiane chmury i zaczyna ostro grzmieć. Jednak jakimś trafem udaje się ominąć te komórki burzowe. 


 Za miejscowością Równe ponownie na moment wjeżdżamy na terytorium Republiki Czeskiej. Na naszą stronę wracamy w Pielgrzymowie. I tutaj zaczyna padać deszcz. Na razie tak delikatnie. Człowiek już się przyzwyczaił do deszczu, więc już nawet kurtki się nie chce zakładać 😉

 Na zjeździe do Pietrowic zaczyna tak lać, że postanawiamy z chłopakami chwilę przeczekać na przystanku i wykorzystać ten czas na spokojne zjedzenie jakiejś bułki.


Teraz już konkretnie leje..... Kierujemy się na Branice. Tam w planach zakupy i chwila odpoczynku. I o dziwo nawet wychodzi na moment słońce !


Tutaj kończy się sielanka. Kierując się do najbardziej na południe wysuniętego punktu województwa opolskiego trasa staje się bardzo trudna. Nieźle tu musiało lać niedawno bo błoto konkretne. I jakby tego było mało to rolnik skosił trawę. Wydawać się mogłoby, że to znacznie ułatwi jazdę rowerem, ale było dosłownie odwrotnie ! Najpierw do opon przylepiło się błoto, a następnie zbierało ono tą skoszoną trawę. Efekt był taki, że niektórym tak oblepiło tym gównem rower, że nie szło po prostu jechać. Taki los spotkał towarzysza jazdy i niestety ponoć sporo stracił czasu by doprowadzić sprzęt do jakiegokolwiek użytku.



Zmieniamy teraz kierunek jazdy na bardziej północny. Dodatkowo utrudnia nam od teraz jazdę dość mocny wiatr. Z Lubotynia w kierunku Kozłówek szła ogromna woda. Widać jak wiele jej tu płynęło niedawno.



Z przodu widać cały czas granatowe chmury gdzieś nad Górą Świętej Anny. Na razie do Baborowa mamy chwilę wytchnienia od deszczu i przede wszystkim od błota 😉

W Baborowie zakupy na rynku i lecę dalej. 



Teraz aż do Kędzierzyna Koźla sporo asfaltów. Najlepsza i tak jest ścieżka rowerowa po dawnym nasypie kolejowym. Tutaj gdzieś osiągamy półmetek trasy. Niestety zaczyna padać i będzie od teraz padać przez dłuuuuuugi czas..... Zaczynam też powoli kalkulować co by zdążyć na najbliższy prom. Czas niestety dość szybko mi się kurczy. Na szczęście udaje się zdążyć kilka minut przed promem 💪



Jest nas trzech. Ariel i jeszcze jeden kolega, z którym startowałem o tej samej godzinie. Umawiamy się, że po przeprawie idziemy na stację paliw zjeść coś ciepłego i zrobić sobie dłuższą przerwę. Kolega dostaje telefon i się zatrzymuje. Ja z Arielem jedziemy na stację i realizujemy to co założyliśmy. Wpada ciepły hamburger i odpoczywamy z pół godziny. To było bardzo dobre posunięcie. Po tym wszystkim jakby wstąpiły w nas nowe siły. Pod Górę Świętej Anny idziemy jak burza. Okazało się też, że kolega nam odjechał na pół godziny, ale spoko. Szybko go dojdziemy bo już na przedmieściach Opola 😁



 Przemierzamy całą kopułę szczytową GSA i zjazd w kierunku Ligoty Dolnej. Tam wzdłuż dawnego kamieniołomu wapienia i wjeżdżamy do rezerwatu Ligota Dolna. Jesteśmy we mgle. Tracimy trochę orientację w terenie bo okolica ogrodzona. W końcu udaje się sprowadzić rowery na dół i uderzyć w kierunku Dąbrówki. Tak żeśmy się zagadali, że źle skręciliśmy i nabiliśmy dodatkowych kilometrów. Trzeba wrócić. Straciliśmy dodatkowe 12 minut 😉

Wiadomo. W nocy nie ma sensu robić zdjęć bo ciemno, a i deszczyk ciągle siąpi. Jedziemy na Kamień Śląski i dalej na Tarnów Opolski. O dziwo błota jest niewiele, ale kałuże spore. Z Kosorowic monotonna jazda przez las w kierunku Maliny. 

W Groszowicach wyprzedzamy coś do nas wołającego kolegę. Uderzamy na Bolko. Lecimy przez ścisłe centrum Opola. Przejeżdżamy przez rynek gdzie stoi ogromny telebim. Właśnie trwa Festiwal i jeszcze sporo turystów się po północy kręci na mieście. 


W jednej z uliczek odchodzących od rynku szybkie espresso w knajpie i uderzamy na wały nad Odrę. Trawa tam masakrycznie wysoka. Gdyby nie położyła się pod naporem wody to pewnie sięgałaby do ramion. Chociaż dzięki niej rower się trochę w niej umył 😆

Na obwodnicy Opola kolejna dłuższa przerwa na stacji paliw. Obczailiśmy, że to dobra strategia takie kilkunastominutowe odpoczynki.. Tym razem wjeżdżają na ruszt hot dogi. Tylko gościu chyba się uczył obsługi bo mu to bardzo opornie szło 😉 W każdym bądź razie kolega nas ponownie dogonił i przez jakiś tam czas jedziemy dalej wspólnie. Jednak po jakimś tam czasie ponownie odjeżdżamy koledze. Chyba gorący kabanos się wchłonął 😋

Niemal cały czas rozmawiamy na różne tematy. Kilkukrotnie się zatrzymujemy i wówczas widzimy z tyłu światełko nas doganiające. I tak było do okolic miejscowości Gracze. Potem to już konkretnie odjechaliśmy. Przed Kopicami zaczyna świtać. Nie wiem czy to zmęczenie czy chwila nieuwagi, ale Ariel się wywraca. Zwalniam i staram się czekać na niego. Widzę światełko za sobą to wjeżdżam w park przypałacowy. Czekam chwile przy powalonym drzewie i wjeżdżam przez otwartą furtkę na teren samego pałacu.

 Tutaj należą się ukłony i podziękowania dla nowego właściciela, że umożliwił nam uczestnikom przejazd pod tymi uroczymi ruinami. Normalnie ten teren nie jest dostępny dla osób postronnych. A z poufnych informacji wiadomo mi, że w przyszłym roku przejazd przez pałac będzie jeszcze bardziej ciekawy 😉

 Wjechać wjechałem, ale wyjechać już nie mogłem bo główna brama zamknięta, a chłopakom się trochę przysnęło i trzeba było ich obudzić by otworzyli nam wyjazd. W między czasie dojechał Ariel.

Po wyjechaniu z Kopic dopada nas solidna ulewa. Ale to przecież taki ciepły, wiosenny deszczyk 😉

Ze Starego Grodkowa zaczyna się trochę monotonna jazda polnymi drogami. W Starowicach Dolnych wjeżdżamy na szlak zielony, którym to będziemy podążać przez najbliższy czas. 

W Samborowicach kolega Ariel ma problemy z nawigacją. Mówię jedziemy na mojej, ale jednak nie odpuszcza i próbuje ją podłączyć pod ładowanie. Jadę powoli przed siebie. Na drodze za miejscowością czekam na niego do momentu aż widzę jak wyjeżdża zza wzniesienia. I w sumie tyle było wspólnej jazdy. Został na dobre z tyłu. Ja jadę już swoim tempem na Szklary.

Za Szklarami zaczyna się dłuższy podjazd, na którym dubluję pierwszych zawodników z pętli 210 km. Zatrzymuję się i robię ekipie kilkanaście zdjęć. Na pytanie czy będzie dzisiaj jeszcze jakiś asfalt odpowiedziałem, że nie za bardzo i by się przygotowali tylko na gorsze😁 Znam trasę i znam teren. Wiedząc jak wyglądają okoliczne polne drogi po opadach deszczu wiem czego można się w najbliższym czasie spodziewać 😉


Co prawda z Dębowca do Osiny Wielkiej jest kawałek asfaltu, ale to przecież tylko taki mały przerywnik na trasie 😜

Każdemu kolejnemu wyprzedzanemu uczestnikowi wykonuję zdjęcia. Już mi się wcale nie śpieszy. Mateusza przede mną już nie dogonię, a i Ariel pozostał trochę z tyłu. Do mety wyprzedziłem jeszcze kilkunastu zawodników z krótszego dystansu.



Tymczasem szlak żółty do Starczówka to było podsumowanie tej imprezy. Na samym zjeździe do wsi było takie błoto, że na dole trzeba było się zatrzymać i choć odrobinę przeczyścić rower tak by można było się toczyć do przodu.... Słyszałem, że ktoś tam nawet leżał, a sporo osób po prostu sprowadzała rowery bo już hamulce zostały starte doszczętnie.

Po chwili oddechu wjeżdżamy w las szlakiem żółtym. Następnie drogę zarośniętą po pas wysoką trawą dzięki której trochę się rower umył 😉

W Lubnowie podczas tej edycji trasa została zmieniona. Znacznie wydłużona i utrudniona. O ile w zeszłym roku jechaliśmy dalej po szlaku koloru żółtego aż na dworzec kolejowy w Paczkowie i dalej już do metry. To tym razem organizator tak wytyczył trasę by na sam koniec jeszcze zawodnicy się odrobinę pomęczyli 😉

Podjeżdżam w kierunku najwyższych wzniesień w okolicy. Na szczęście już zupełnie bez błota. Po drugiej stronie zjazd na Pomianów Dolny i dalej po między zalewani Paczkowskim i Topola na zachodni brzeg. 

Na sam koniec jazda wzdłuż zalewu Paczkowskiego i przejazd przez Paczków do mety.



I tak oto dobiegł końca dla mnie ultramaraton. Niektórzy będą przemierzać trasę jeszcze ponad dobę dłużej. I nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że mimo iż pokonałem trasę osiem godzin szybciej jak rok wcześniej zmęczenie po dotarciu na metę jest o wiele mniejsze 😉 W każdym bądź razie jestem mega zadowolony z pokonania trasy. Sprzęt spisał się na medal, choć dotarłem już bez hamulców, a cały napęd jest w zasadzie do wymiany tak go zeszlifował piach 😜 No i najważniejsze czyli osiągnięty wynik. Udaje się zająć trzecie miejsce open z czasem 27h11m. Całkiem dobrze zwarzywszy, że sporo przerw było na trasie. No i wozić ten cały sprzęt foto na plecach ....😂 





Następnym razem zastanowię się nad uczestnictwem w imprezie, ale już z zamiarem walki na całego😀 





Tylko trochę było tego błota za mało.....😉

Dorzucę jeszcze LINK do albumu ze zdjęciami.

2 komentarze:

  1. Marcin Piechota21 czerwca 2023 16:01

    Kolega z promu pozdrawia. Kurcze, ale mi brzuch wylazł na zdjęciach. Aż wstyd tak jeździć z takim bebolem. Te 14kg w stosunku do optimum swoje robi. Ale sama trasa przednia. Do zobaczenia gdzieś na szlaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe bo ja też mam 14 kg za dużo względem względem swojej optymalnej wagi ;) Pozdro i do następnego

      Usuń